18 maja 2011 Redakcja Bieganie.pl Sport

„Nienawidziłem biegać! ” – historia Marcina


Dwa miesiące temu, po raz pierwszy w sezonie 2011 spotkaliśmy się na stadionach w ramach BiegamBoLubię. Co wydarzyło się w tym czasie? U niektórych sporo. Przeczytajcie historię Marcina z Bydgoszczy. I jak co tydzień zapraszamy na stadiony !!! W Łodzi – kolejne przedmaratońskie spotkanie. W Bydgoszczy zajęcia poprowadzi tegoroczny Mistrz Polski w maratonie Błażej Brzeziński. A na koniec – mamy koszulki do rozlosowania.

Historia Marcina: Nienawidzę biegać!

Art poczataki1

Gdyby Stwórca chciał, żeby człowiek biegał to dałby mu cztery łapy i ogon.


No, ale…

Waga przynajmniej o parę kilo za wysoka. Pracę zmieniłem i już nie muszę chodzić po 2 kilometry rano i 2 po południu, bo do nowej mam 300 metrów, w dodatku – praca za biurkiem. Po pracy też większość czasu spędzam raczej na siedząco, badania wykazują górne normy cukru, albo nawet lekko przekroczone. No to co?  Trzeba by się chyba zacząć ruszać.

No to może bieganie? Buty już mam (przez przypadek kupiłem niedawno biegowe), koszulka i spodenki też się w szafie znajdą. Ale jak zacząć? Przecież pamiętam, jak trzy lata temu zacząłem biegać i jak szybko zacząłem, tak szybko skończyłem. Zmęczony, spocony i po co? Waga nie spadła, korzyści za wiele z tego nie widać.
No! To może zacznę biegać, kiedyś.

Tymczasem w moim ulubionym radiu…

Muzyczka, rozrywka, wywiady – Polskie Radio program III a tam zajawka akcji „Biegam bo lubię”.
A kto lubi bieganie? „Że akcja, że na stadionach, że dla każdego, zawsze można zacząć, że trener będzie…” Pewnie sami sportowcy, biegają jak na olimpiadzie.
A może by pójść na ten stadion. Przecież nie jestem niewolnikiem – jak mi się nie będzie podobało (czyt.: jak nie dam rady) to przecież mogę wsiąść do samochodu
i wrócić do domu.

No to kiedy ta akcja?

W sobotę. Pierwsze zajęcia – 19 marca. Pasuje mi, więc mogę iść
i zobaczyć o co tam chodzi, bo przecież niech mi nie wciskają, że na pierwszych zajęciach będę w stanie biegać 20, czy nawet 30 minut.

Sobota

Jestem jednym z pierwszych, którzy się pojawili na stadionie w Bydgoszczy. Rany! Kilka osób przybiegło! Przecież jak oni nie przyjechali samochodem, nie przyszli tylko PRZYBIEGLI i jeszcze będą biegać na zajęciach. 

To muszą to być chyba jacyś zawodowcy – sportowcy, olimpijczycy przynajmniej.

No, na szczęście parę osób przyszło i przyjechało – ci przynajmniej normalni, z nimi może mi się uda trochę pobiegać. Po chwili pojawiła się para trenerów.

Przywitali się z „olimpijczykami” (pewnie starzy znajomi od biegania), pogadali jak to fajnie biegać i zaproponowali podział na grupę bardziej i mniej zaawansowaną. Pewnie, że od razu stanąłem po stronie słabszych (co mi tu o „zaawansowaniu” ściemniają). Zaczynamy zajęcia – znaczy zaczynamy biec. Wyrwałem się do przodu, bo przecież bieg to nie „świński trucht”. Ale natychmiast zostałem przystopowany. „proszę biec w moim tempie i nie wyprzedzać” – usłyszałem. Posłuchałem się. I pobiegłem, wolno. Truchtam obok kilku takich, którzy jak ja postanowili przyjść i zobaczyć o co tu chodzi. Rozmawiamy, przedstawiamy się…jedno kółeczko, potem drugie… piąte. W ten sposób minęło 30 minut.

Dałem radę, żyję i nawet za bardzo zmęczony nie jestem, a przecież ostatnie 2-3 lata nie biegałem prawie wcale.

Potem przeszliśmy do ćwiczeń rozciągających: wymachy, skłony. Żeby zrobić niektóre ćwiczenia tak jak „zawodowcy” to musiałbym się chyba połamać w kilku miejscach. A potem już był koniec – zapraszamy za tydzień. Fajnie było, pewnie się pojawię za tydzień.

A siłownia w pracy?

Przecież w pracy mam siłownię i mogę trochę pobiegać po bieżni. Nie będę przerzucał żelastwa – a za jakie grzechy ta kara? Ale pobiegać mogę. Do soboty zaliczyłem siłownię dwa razy, oczywiście po pracy. Przebiegłem dwa i trzy kilometry. Fajnie. Znowu sobota i znowu stadion. Znowu dałem radę. Zrobiło się cieplej, to zamiast siłowni zaliczyłem bieg w parku – dwa dni po cztery km.

7 kwietnia 2011

Po pracy jak zwykle obiad i telewizja. O, reportaż z półmaratonu w Warszawie – ci to muszą być „kosmici” – jak można przebiec 21 km z hakiem? Siedzę i oglądam. Jakiś sportowiec (chyba sławny, ale z moją sklerozą do nazwisk nie pamiętam, kto to był) i jakiś redaktor, który mówi, że wstał od biurka i jest to jego pierwszy bieg. Biegną, rozmawiają, zaczęcają do biegania itp. Ukończyli bieg i to w czasie około 2 godziny 15 minut. Nie no, jak redaktor mówi, ze wstał od biurka i dał radę to ja pewnie też bym dał! Więc idę na siłownię (bo dziś zimno, za zimno na bieganie na zewnątrz). Przebiegłem tam 10 km – pierwszy raz w życiu tak dużo. Czuję się dobrze, zajęło mi to godzinę i prawie 7 minut więc kolejne 11 km powinienem przebiec/przejść w 1,5 – 2 godziny. Decyzja…

Startuję w półmaratonie!

Akurat niedługo (14 maja) miał się odbyć IV Bieg Piastowski z Kruszwicy do Inowrocławia. Pasuje mi – z Bydgoszczy do Inowrocławia jest niedaleko, będzie okazja się przebiec, a i kibiców mi nie będzie brakować, bo przecież mam w Inowrocławiu dużo rodziny, to pewnie przyjdą zobaczyć. Od razu zapisałem się przez Internet, żeby mieć pewność, że się w ogóle załapię.

W tak zwanym międzyczasie biegałem w soboty na stadionie Zawiszy i dwa razy w tygodniu w parku przy śluzach kanału bydgoskiego po około 8 km.

Chyba jakoś zmotywowałem do startu też mojego brata, bo również się zapisał. Co prawda też zaczął biegać wiosną, ale on pokonuje dłuższe dystanse niż ja.

Kwiecień plecień

Raz zimno, raz ciepło i stało się. Połowa kwietnia, do półmaratonu niecałe 30 dni a ja dostałem antybiotyk i usłyszałem wyrok – dwa tygodnie przerwy w bieganiu. Masakra, teraz już na pewno nie dam rady przebiec 21 km.

Po dwóch tygodniach trochę przeszło i 27 kwietnia poszedłem pobiegać. Zrobiłem 8 km i ledwo żywy wróciłem do domu. A przecież 30 kwietnia na Zawiszy będzie test Coopera i okaże się jaki ze mnie cienias. No trudno, zobaczymy.

Test Coopera

W mojej grupie wiekowej muszę przebiec 2500 m, żeby wynik był dobry. W 12 minut?! Kto te normy ustalał? (chyba jakiś Cooper?).

Zaczynamy. Jak zwykle trochę za szybki początek i po trzecim kólku już mi się nie chce biec, ale stoper pokazuje, że sporo czasu zostało. No wreszcie koniec. Wynik 2552 m – czyli, że dobrze. Jak dla mnie super – tuż po chorobie taki dystans, jestem zadowolony!

Coraz bliżej startu w zawodach

a ja do tej pory przebiegłem jednorazowo tylko 10 km. Trzeba by się sprawdzić na trochę dłuższym dystansie. W ciągu kilku dni zaliczam 12 i 15 km. Wystarczy, przecież nie mogą się przetrenować przed samym startem. Jak dałem radę przebiec 15 km w 1 godzinę i 34 minuty to 6 km mogę nawet przejść – przecież limit czasu na Biegu Piastowski wynosi 3 godziny.
W tygodniu poprzedzającym start postanowiłem nie biegać, żeby odpocząć. Tylko w poniedziałek przebiegłem 4 km.

W piątek pojechałem do rodziców, żeby w sobotę od rana iść po pakiet startowy i spokojnie czekać na przejazd do Kruszwicy.

IV Bieg Piastowski

Co ja tu robię? Przecież tu są chyba sami zawodowcy? A gdzie amatorzy tacy  jak ja?
Do startu jeszcze około godziny. Przecież nie będę się rozgrzewał godzinę, bo umrę w czasie biegu. Posiedziałem na ławeczce i na jakieś 25 minut do startu zacząłem trochę truchtać i rozciągać się. Szwagier przyjechał z dzieciakami, zrobił parę zdjęć a ja czuję, że chyba przeceniłem swoje siły. Ale jak się powiedziało „A” to trzeba… przynajmniej spróbować przebiec tyle ile się da.

Przed nami wystartowali zawodnicy na wózkach. Spiker ogłosił, że za 5 minut wystartuje reszta zawodników. Ustawiłem się pod koniec stawki – trzeba znać swoje miejsce w szyku. Przecież nie będę stawał na początku (chociaż mam nr 6) i blokował zawodowców. Obok mnie ustawił się mój brat (też startuje pierwszy raz w półmaratonie, ale jest przeszło 20 kg młodszy) i na dodatek ma swojego osobistego pacemaker’a -kolega, który przygotowuje się do maratonu postanowił mu pomóc i biec razem z nim.

Start! Oczywiście przekraczając linię startu włączyłem stoper. O rany! Ja dopiero przebiegłem kilkanaście metrów a pierwszych zawodników widzę na zakręcie kilkaset metrów przede mną! Ale to nic. Przecież biegnę, żeby po prostu zaliczyć półmaraton. Czas nie jest ważny. Jak meta będzie za 2 godziny i 20-30 minut to będę szczęśliwy.

Początek biegu mi się podoba – duża grupa, pogaduchy, żarty.  Tak minęliśmy pierwszy kilometr. Na stoperze 5:15. W życiu tak szybko nie biegłem. Ale biegnie się dobrze, więc w dalszym ciągu biegnę z bratem i jego pacemaker’em. Na  piątym kilometrze stoper pokazywał coś około 27 minut. Zwolniłem, bo przecież przede mną jeszcze 16 kilometrów a ja chcę skończyć bieg a nie pobić rekord świata.

Czas na dziesiątym kilometrze: niecałe 56 minut. Nadal biegnę w życiowym tempie. Brata jeszcze widzę ale oddala mi się troszeczkę.

No wreszcie – piętnasty kilometr. Tyle już kiedyś przebiegłem. Czas – niecałe półtorej godziny. To już luzik. Te 6 kilometrów, które mi zostały to nawet przejść mogę i się zmieszczę w limicie trzech godzin. Na siedemnastym kilometrze mały kryzysik – zaczął się podbieg. Podobno miał 750 m i niestety nie dało rady biec. Trzeba było zacząć iść. Do tego doszedł ból stopy. Przecież kupiłem skarpety do biegania, no to czego mnie ciśnie? Wreszcie z górki. Ale zaraz już będzie osiemnasty kilometr. A na nim zaczęły się problemy, ze stopą i kolanem. Boli ale przecież do mety blisko i wstyd byłoby w takim momencie się poddać. Tak więc parę metrów idę, żeby odpocząć (cholera miałem cały czas biec!) i kilkadziesiąt – biegnę. Ludzi na osiedlu coraz więcej i głupio tak iść – przecież trzeba biec. W dodatku szwagier znowu robi zdjęcia, więc trzeba biec, żeby nie wyjść na fajtłapę. Dwudziesty kilometr! A dwie godziny jeszcze nie minęły! Znowu lekkie podbiegi. … Widać metę! Dzieciaki krzyczą, kibicują, ludzie robią zdjęcia, no to finisz! Całe 150 metrów przed metą przyspieszyłem. JEST! SKOŃCZYŁEM!

Art poczataki2

Medal, woda, gratulacje od rodziny. Czas netto 2.06.33, brutto: 2.06.49, średnie tempo na kilometr: 6 minut. Jestem 337 na mecie. Ale czy to ważne, na którym miejscu skończyłem bieg? Ważne, że „złamałem” siebie! To pierwszy osobisty sukces biegowy. Mały, ale jednak sukces.

Czyżbym zaczynał lubić bieganie?

VINCIT QUI SE VINCIT
A ból kolan i stopy przejdzie.

Marcin DUL
Bydgoszcz
18 maja 2011

biegambo koszulka 280Tak sie nam spodobała historia Marcina, że postanowiliśmy uhonorować ją koszulką BiegamBoLubię.

I informacja dla wszystkich.

Mamy do rozlosowania 50 szt. T-shirtów. Losowanie 6 grudnia – na Mikołaja na łamach portalu www.bieganie.pl. Wśród wszystkich uczestników sobotnich spotkań, którzy w roku 2011 wystartują w zawodach w barwach BiegamBoLubię lub BiegamBoLubię Miasto. Wreczenie koszulek na ostatnich tegorocznych zajęciach.

Możliwość komentowania została wyłączona.