10 lutego 2015 Redakcja Bieganie.pl Sprzęt

Przetestowaliśmy Nike Free 3.0 Flyknit


Nike Free to buty kultowe, ikona i jednocześnie najpopularniejszy model minimalistyczny, którego charakterystyczna podeszwa jest rozpoznawana przez biegaczy na całym świecie. W swojej "kultowości" dorównują im może jedynie Minimusy, ale pod względem popularności nie mają sobie równych. Mimo to Nike jednak nigdy nie znalazły się pośród testowanych przeze mnie kapci. Jakoś tak się złożyło, że nigdy nie było nam po drodze… aż do teraz.

P9031228

Jesienią w moje ręce trafiło pomarańczowe pudełko z łyżwą na wieku, które kryło w sobie parę świeżutkich Nike Free w najbardziej minimalistycznej wersji, czyli 3.0, z cholewką Flyknit. Niebieskie ciżemki wywołały u mnie efekt WOW, jak mało które kapcie. Po tak oszałamiającym pierwszym wrażeniu starcie z rzeczywistością mogło być bolesne, ale czy Nike rzeczywiście rozczarowały? I tak i nie.

Cholewka Flyknit

Opis butów zazwyczaj zaczynam od podeszwy, która jest przecież najistotniejszym elementem, jakby duszą każdego buta. Tym razem jednak zacznę od cholewki, która stanowi klasę sama w sobie. Cholewka Flyknit to coś, czego nie zobaczycie w żadnych innych butach i bardziej przypomina ona skarpetę niż to, co zazwyczaj sobie wyobrażamy jako cholewkę.

Cholewka Flyknit zrobiona jest w całości z poliestrowej przędzy, która w jednej warstwie materiału łączy dopasowanie, oddychalność i lekkość. Cholewka jest jakby utkana i swoją strukturą przypomina bardziej skarpetki, które możecie dostać od babci pod choinkę niż ultranowoczesny materiał mający sprostać wymaganiom biegaczy, którzy nie będą się z nią cackać. Zresztą „wyszyty” wzorek też przywodzi na myśl ludyczne motywy 😉 Jak dla mnie, max punktów za estetykę!

P9031244

Burty cholewki, okolice pięty oraz fragment bezpośrednio nad czubkami palców są bardziej gęste i odporne, a górna część – nad palcami i podbiciem – przypomina siateczkę i zapewnia lepszą oddychalność. Całość to jednak JEDEN kawałek materiału! Nie ma tutaj języka ani żadnych szwów. Materiał jest elastyczny i świetnie dopasowuje się do kształtu stopy, ale opina ją dosyć ciasno, więc tutaj może pojawić się problem. Ja mam raczej chude stopy, więc dopasowanie było dla mnie ok, jestem jednak w stanie sobie wyobrazić, że dla kogoś z grubszymi stopami cholewka będzie po prostu zbyt ciasna i niekomfortowa. Co więcej, takie zbyt ciasne dopasowanie może spowodować, że materiał szybciej się przetrze.

W okolicach kostki mamy elastyczny kołnierz, który jeszcze dodatkowo poprawia dopasowanie i sprawia, że but dobrze się trzyma. W materiał wszyte są tzw. włókna Flywire, które opinają środkową część stopy i dzięki którym cholewka trzyma się naprawdę stabilnie. Mam wrażenie, że sznurówki w Nike Free zamontowane są tylko pro-forma, bo tak naprawdę można by biegać bez nich – cholewka tak dobrze się trzyma.
Jak łatwo się domyślić, taka konstrukcja cholewki sprzyja bieganiu bez skarpetek, ja jednak jak zwykle decyduję się je założyć. Po pierwsze względy higieniczne, a po drugie moim zdaniem bieganie w skarpetkach sprawia, że cholewka wolniej się przeciera i nie ryzykujemy zadarcia materiału jakimś zadziorem paznokcia. Według mnie taka warstwa buforowa pomiędzy spoconą skórą stopy a materiałem cholewki jest zdecydowanie korzystna.
Podeszwa

W nowym wydaniu Nike Free charakterystyczna podeszwa podzielona na prostokątne segmenty również została poddana liftingowi. Można powiedzieć, że nowa podeszwa została po prostu pocięta. Pocięta na heksagonalne panele oraz pocięta w poprzek. Jednak pomimo tego, że mówimy o najbardziej minimalistycznej opcji Free 3.0, to podeszwa nie jest tak bardzo elastyczna, jak można się było spodziewać po przeczytaniu opisu producenta. I to była dla mnie mały zawód, albo raczej zaskoczenie, ponieważ po tym wszystkim, czego się naczytałem (zresztą nie tylko w materiałach Nike), spodziewałem się czegoś o wiele bardziej mini. Wszyscy piszą o tym, jak powoli należy postępować z Nike Free i dawać sobie czas na adaptację, a okazuje się, że Free 3.0 to buty bardziej przejściowe niż typowo minimalistyczne. Mówiąc krótko, uważam że konstrukcja podeszwy jest fajna, ale należy jasno opisać jej charakterystykę. Podeszwa daje się zginać i zwijać ponieważ nie ma żadnych sztywniejszych wstawek, ale ilość gumy sprawia, że stawia jednak pewien opór.

P9031235

W modelu Free 3.0 podeszwa ma 4 mm drop, czyli spadek pięta-palce, a jej grubość to 21 mm pod piętą i 17 mm pod palcami. Jak więc widać grubość podeszwy oraz drop również wskazują raczej na model przejściowy lub dla biegaczy minimalistów, którzy szukają czegoś mniej ekstremalnego, np. na dłuższe wybiegania.

Podeszwa jest przyjemnie wyprofilowana, pięta zaokrąglona, a przód lekko szerszy. Nie ma w niej żadnych wstawek ani udziwnień, które niepotrzebnie by ją usztywniały. Konstrukcja jest bardzo prosta i to mi się podoba.

Na dłuższe wybiegania

Pierwsze słowo, które mi się nasuwa, kiedy mówię o Nike Free to wygoda. Połączenie trochę roztytej, ale jednak elastycznej podeszwy z cholewką opinającą stopę jak gorset pannę na salonach daje całkiem komfortowe uczucie, a dopełnieniem jest przyzwoicie niska waga, która w standardowym rozmiarze lekko przekracza 200 gramów. Z pewnością nie jest to minimalizm jakiego się spodziewałem, ale szybko przewartościowałem swoje oczekiwania względem tych laczków i wybrałem się na przebieżkę.

Nike wpadły w moje ręce akurat, kiedy przygotowywałem się do październikowego Silesia Marathon i od razu stały się moim faworytem do tego startu. Głównie właśnie ze względu na trochę większą ilość słoniny pod stopą, która na dłuższym dystansie może mieć kojący skutek i wybaczyć chociaż trochę niedociągnięć ze strony biegacza. Ostatecznie wybór padł jednak na Saucony Virrata, które są według mnie trochę bardziej dynamiczne, mając przy tym podobną grubość podeszwy, ale zerowy drop.

Tak czy inaczej, w Nike Free również natłukłem trochę kilometrów i chociaż dalej chętnie po nie sięgam, to efekt WOW stracił część swojej mocy. Głównie chodzi tutaj o cholewkę, która po oszałamiającym pierwszym wrażeniu ujawniła również swoje wady. Otóż świetne dopasowanie po pewnym czasie staje się… zbyt świetne i zamiast wrażenia „drugiej skóry”, mam poczucie skrępowania. Palce są ściśnięte i nie są w stanie swobodnie pracować, a u osób z grubszymi stopami wrażenia będę pewnie bardzo dalekie od komfortowych. Myślę, że winny jest temu przynajmniej częściową kształt cholewki, która z przodu zwęża się w lekko zadarty czubek, a na dodatek jest przy palcach części dosyć niska. Gdyby trochę ją zluzować i zaokrąglić sytuacja być może by się poprawiła. Generalnie biegam w nich dalej nawet dłuższe wybiegania, ale był to również jeden z powodów, dla których na starcie w Katowicach zjawiłem się w Virratach.

P9031240

Skoro już jesteśmy przy dłuższych wybieganiach. Dla biegacza-minimalisty obuwie takie jak Nike Free 3.0, to opcja właśnie na długi dystans, żeby dać nogom trochę odetchnąć. Podeszwa odcina od podłoża i izoluje wszelkie potencjalnie „bolesne” doznania, ale jednocześnie Free 3.0 nie przeszkadzają w naturalnym biegu i nic z siebie nie narzucają pomimo tych kilkunastu milimetrów gumy i 4 mm dropu. Do tego materiał podeszwy określiłbym jako zbity – zapewnia trochę amortyzacji, ale jest przy tym ciągle dynamiczny i nie mam poczucia, że biegam na żelkach. Ot taki kompromis, żeby minimalista był syty i stopa cała 😉

Kilka słów o trwałości, ale jeżeli chcecie znacie moje zdanie o testowaniu wytrzymałości butów, to zachęcam do przeczytania wpisu o testach do zajechania. Podeszwa, pomimo praktycznie braku jakichkolwiek wstawek z twardszej gumy (jedynie symboliczne elementy pod piętą i palcami), trzyma się bardzo dobrze i nie ściera zbyt szybko. Podobnie cholewka, co do której można było mieć pewne obawy. Nie odnotowuję żadnych przetarć, uszkodzeń, ani jakichkolwiek innych śladów zużycia. Ocena za jakość materiałów i wykonanie celująca.

Podsumowanie

Nike Free 3.0 to moim zdaniem udany model, ale zapomnijcie o tym, co słyszeliście na temat ich minimalizmu. To nie są minimalne pokroju Merrelli Vapor Glove, Inov-8 f-lite 192, czy nawet Pumy Faas 100R. Free 3.0 to zwiewne i przyjemne kapcie, ale z pewną dozą amortyzacji, która może się podobać jeżeli dopiero powoli wkręcasz się w bieganie naturalne albo po prostu szukasz takiej bardziej wyrozumiałem opcji.

Poza tym Nike Free 3.0 mają dwa konkretne kryteria, według których dokonują selekcji biegaczy. Pierwszy z nich to grubość stopy, a drugi to grubość portfela. Nike solidnie walą po kieszeni i jeżeli wpasujesz się z pierwszym wymaganiem, to będziesz zadowolony, ale pytanie i tak pozostaje – czy cholewka Flyknit jest warta aż tyle? Podeszwa bardzo dobrze sprawdza się w kategorii umiarkowanie minimalistycznych, ale pytanie jest takie samo – czy jest warta takiej ceny, skoro mamy kilka tańszych alternatywnych opcji? Myślę, że szarpnę się na parę takich porównań. Swoją drogą, ciekaw jestem również jak wypadają Nike Free 4.0 i 5.0… ale to wszystko już materiał na zupełnie inną historię.

Paweł Ignac

Możliwość komentowania została wyłączona.