20 września 2014 Redakcja Bieganie.pl Sport

Gediminas Grinius: bieganie pomaga mi w medytacji


Gediminas Grinius. Litwin. Zawodowy żołnierz. Mieszka w Szczecinie. A ponadto – biega. Na swoim koncie ma między innymi fenomenalne, piąte miejsce w legendarnym Ultra-Trail du Mont-Blanc. Zaraz, zaraz – ale jak przygotować się do najbardziej prestiżowego górskiego ultramaratonu świata… stacjonując niemal nad morzem? Między innymi o to postanowiliśmy zapytać.

 

2.jpg
fot. Piotr Dymus


Jakub Krause: Kiedy wbiegasz w noc jesteś zaledwie częścią sporej grupy prowadzącej. Na tym etapie wyścigu trudno jeszcze wyrokować, kto ma szanse na zwycięstwo. Kiedy jednak wstaje słońce okazuje się, że jesteś na piątym miejscu najważniejszego wyścigu ultra na świecie. Jakie myśli kołatały Tobie w głowie w tamtych chwilach?

Gediminas Grinius: Nie myślałem o miejscu w klasyfikacji. Kiedy po raz pierwszy startujesz w wyścigu na dystansie stu mil [UTMB ma ok. 168 km czyli 100 mil – przyp. red.] nie ma sensu myśleć o takich sprawach. W nocy starałem się trzymać blisko Antona Krupicki, ponieważ on potrafi bardzo mądrze rozgrywać biegi – powolutku podkręcając  tempo. Z jakiegoś powodu jednak zatrzymał się na chwilę we wczesnym stadium biegu i zgubiłem go. Biegłem więc we własnym rytmie, aż dogoniłem Mike’a Foote, Yeray’a Durana i Jasona Schlarba. Ich towarzystwo było świetnym pomysłem na spędzenie nocy w miłej atmosferze, więc właśnie tak zrobiłem.

Rankiem nie miałem wiedzy na temat zajmowanego miejsca, ale nie ono było moim celem, mierzyłem raczej w ukończenie biegu w 23 godziny. Kiedy dobiegłem do jednego z punktów kontrolnych, Bryon Powell z irunfar powiedział mi, że jestem w dziesiątce, a konkretnie na siódmej pozycji. To była dla mnie niespodzianka, jako że nie miałem pojęcia ilu zawodników wyprzedziłem oraz kto w międzyczasie się wycofał. Dopiero w tym momencie stało się to jasne i od tamtej chwili zacząłem walczyć o miejsce.

Zanim dobiegniemy do mety w Chamonix, cofnijmy się na chwilę w czasie i przestrzeni. Jak to się wszystko zaczęło? Biegałeś na ulicy albo bieżni, a może do biegów górskich trafiłeś ze środowiska wspinaczy, skiturowców, „ludzi gór”? Którym „szlakiem” przybiegłeś?

Do biegania trafiłem bardzo późno – w 2007 roku, kiedy służyłem razem z polskimi oddziałami na południu Iraku. Na początku biegałem, bo pomagało mi to w medytacji. Później wyewoluowało w poszukiwanie granic własnych możliwości. Kiedy wróciłem z misji, cierpiałem na zespół stresu pourazowego. Trudno mi było przyznać się do tego, ukrywałem to również przed lekarzami, ale w środku czułem się słaby i bezbronny. Żeby pozbyć się stresu zacząłem coraz dłużej i dalej biegać.

Rzecz jasna na początku startowałem w ulicznych maratonach, później w płaskich setkach itd. Osiągałem coraz lepsze wyniki, aż zauważył mnie litewski związek zajmujący się bieganiem ultra i od tej pory mieli mnie na oku. W 2009 zaproszono ich na drugie przełajowe mistrzostwa świata IAU Trail WC Serre Chevalier (litewski związek należy do IAU). Nie było wtedy na Litwie żadnych biegaczy górskich, jako że nie mamy w ogóle gór i zaproszenie wystosowano do wszystkich członków związku. Bardzo mi się spodobał ten pomysł. Spróbowałem swoich sił. Nie miałem zielonego pojęcia „z czym to się je”, więc moje pierwsze spotkanie z bieganiem po górach było dość bolesne. Tym niemniej w 2011 roku wystartowałem znowu na IAU Trail WC Connemara. Wygrał je Erik Clavery i chociaż mu nie dorównywałem, postanowiłem więcej czasu spędzać na szlaku.

Przełom nastąpił jednak dopiero w 2013 roku, kiedy przeprowadziłem się do Polski. Zacząłem częściej startować w biegach po górach, bo w Polsce to środowisko jest już rozwinięte.

Co prowadzi nas do kolejnego pytania: dlaczego przeniosłeś się do Polski i jak się tu czujesz – spędziłeś tu już trochę czasu?

Przeprowadziłem się do Polski w związku z moją pracą i jestem bardzo szczęśliwy, że tu mieszkam. Kultura naszych krajów nie różni się tak bardzo i mimo, że politycy czasem się spierają, zwykli ludzie z obu stron są bardzo przyjaźni. Tu znalazłem świetne szlaki, wsiąkłem w środowisko biegaczy górskich, poznałem wielu znakomitych zawodników i jednocześnie przyjaciół. Wreszcie znalazłem tu swój team – Inov8, który jest dla mnie jak rodzina. Cóż mogę powiedzieć? Chciałbym tu zostać tak długo, jak to tylko możliwe. Polska to świetny kraj.

Czym się zajmujesz zawodowo?

Służę w wojsku, w głównej bazie NATO.

Wydaje się, że w odniesieniu do obcokrajowców mieszkających w Polsce zachowujemy się dość emocjonalnie: albo ich odrzucamy (przypadki niektórych piłkarzy – naturalizowanych reprezentantów) albo „kupujemy” w całości. Mam wrażenie, że Ciebie przyjęliśmy jak swojego – właśnie: jak gdybyś był Polakiem. Czy to „zawłaszczenie” Ci nie przeszkadza?

Myślę, że to jest związane z pojmowaniem narodowości. Niektórzy ludzie sądzą, że jeśli będą kibicować obcokrajowcom zdradzą swoją ojczyznę. W górskim bieganiu jest jednak inaczej – a przynajmniej powinno być inaczej. Ja lubię o sobie myśleć, że jestem w połowie Polakiem – nie różnimy się zbytnio, a w dodatku moja babcia była Polką.

Wiem, że wielu naszych czytelników bardzo ciekawi to, jak trenujesz. Jest to tym bardziej interesujące, że nie mieszkasz w górach. Możesz rzucić kilkoma liczbami? Jaki masz tygodniowy kilometraż, sumę przewyższeń? Jakie treningi uważasz za kluczowe?

Staram się jak najwięcej przebywać na szlaku, nawet jeśli jest płasko. W Szczecinie mamy Las Arkoński i to właśnie tam spędzam najwięcej czasu. Powód jest banalnie prosty: tam są największe przewyższenia, w tym podbieg z ok. 60 m w górę. Zmuszam się więc do powtórzeń 30-40 razy w górę i w dół, by zrekompensować sobie brak prawdziwych gór i dać nogom odpowiedni bodziec.

Od czasu do czasu wybieram się w Beskid Żywiecki potrenować razem z moją ekipą, albo odwiedzam Marcina Świerca w Zakopanem.

Taki trening powtórzeniowy musi być również niezłym ćwiczeniem mentalnym?

Tak poradził mi David Gati (Polartec), żeby robić trening powtórzeniowy. Pozostałe treningi przypominają to, co robią inni zawodnicy każdego tygodnia: szybkie biegi ciągle, interwały, długie wybiegania, również dzień po dniu. Reszta treningów ma jedynie służyć regeneracji. Mój kilometraż można prześledzić na koncie movescount (http://www.movescount.com/members/D2G2). To nic wielkiego, jestem zwykłym amatorem. Kiedy już wiem, w jakim kolejnym biegu wystartuję, staram się na treningu zasymulować warunki, jakie czekają mnie podczas zawodów. Najważniejsze są jednak regeneracja i odpowiednie odżywianie przed wyścigiem. Jestem przekonany, że to była moja sekretna broń przed UTMB.

1.jpg
fot. Piotr Dymus


Czy zdradzisz nam ten sekret?

Oto sekret: 1. Wysypiać się przynajmniej 8 godzin na dobę przez dwa tygodnie przed zawodami. 2. Znacznie zmniejszyć kilometraż, nawet do zera na 3 dni przed biegiem. 3. Przejść na wegetarianizm i jeść dużo zdrowych tłuszczów 4. Przed biegiem zjeść dużo ryżu.


Ten rok wydaje się dla Ciebie przełomowy. Zanotowałeś dwa znakomite występy w biegach międzynarodowych: w Lavaredo i w UTMB. Znalazłeś swoje miejsce w polskiej drużynie Inov8, która jest ponadto zgraną grupą przyjaciół. Jak oceniasz te zmiany: dołączenie do teamu i wejście „na salony” międzynarodowego ultra?

Czuję się doprawdy znakomicie. Lecz gdybym musiał wybierać, oddałbym sukcesy i wybrał moją rodzinę w Inov8. Sądzę też, że polski team Inov8 wykazał się wielką odwagą przyjmując mnie do grupy – takie przypadki nie zdarzają się często. To zabawne uczucie wejść do międzynarodowego środowiska biegaczy ultra, bo od dawna podziwiałem tych wszystkich gości na zdjęciach i filmach, a teraz proszę: biegam z nimi jak równy z równym. Super! Jedyne, czego mi brakuje to połączenia mojej pasji z pracą, jak to robią oni. To byłoby spełnienie marzeń. Może kiedyś? Wciąż mam jeszcze czas, prawda?

Wyprzedziłeś wielu z nich po drodze i wbiegłeś na metę w Chamonix. Nie będę Cię pytał o to, czy byłeś zmęczony, czy szczęśliwy, ani nic z tych rzeczy. Gdybyś jednak miał wybrać jedno uczucie, obraz, gest lub cokolwiek, co oddawałoby atmosferę na mecie, co by to było?

Uczucie: że nie zawiodłem moich bliskich, którzy wspierali mnie i ufali mi przez te wszystkie lata. Dziękuję Gintare, Dovydas, Daniellus – tak chciałbym się wam odwdzięczyć, to zwycięstwo jest dla Was.

Jakie masz plany na resztę roku i na kolejny sezon? Podczas których biegów będziemy mogli Ci kibicować?

Na ostatnich 30-40 km UTMB doznałem kontuzji i zrezygnowałem ze startu w Biegu 7 Dolin. Prawdopodobnie skrócę też dystans, jaki pobiegnę na Łemkowynie do 70 km. Plany na przyszły rok nie są jeszcze ustalone, ponieważ dostałem kilka zaproszeń od organizatorów (m.in. Lavaredo, Ultravasasn), ale jako że nie jestem zawodowcem, muszę wszystko ostrożnie rozplanować. Moje starty zależą również od mojej pracy (dlatego też chciałbym to zmienić) i urlopu, jaki mogę wziąć. Na szczęście mam nieustanne wsparcie ze strony mojej rodziny. W przyszłym roku będę się starał dostać na Western States albo Hardrock, tak więc czeka mnie przynajmniej jedna wyprawa do Stanów, to prawie pewne. W 2015 roku mam w planach również start na mistrzostwach świata IAU w Annecy, o ile nie zostaną odwołane jak to bywało w minionych latach. Więcej będę wiedział w grudniu.

Dziękuję za rozmowę. Jeszcze raz gratuluję sukcesów i w imieniu czytelników oraz redakcji bieganie.pl życzę Ci wszystkiego najlepszego w kolejnych startach!

Dzięki!

Możliwość komentowania została wyłączona.