18 października 2014 Redakcja Bieganie.pl Sport

Hard way round – 36 milionów kroków, aby obiec Ziemię


Kevin Carr, brytyjski odpowiednik Piotra Kuryło, biegnie przez cały świat. Chce przemierzyć wszystkie kontynenty z wyjątkiem Antarktydy i pokonać 26,232 tys. kilometrów, co będzie niekwestionowanym rekordem globu w świecie ultra.

1.jpg

Carr ma szansę zostać najmłodszym oraz najszybszym biegaczem w historii, który przebiegnie dookoła świata bez pomocy serwisu. Jak napisano na oficjalnej stronie wydarzenia – jego trasa została wyliczona na 36 milionów 480 tysięcy kroków.

Pochodzący z Devon w Wielkiej Brytanii ultramaratończyk wyruszył na trasę 28 lipca 2013 roku. Przebiegł przez Francję, Belgię, Holandię, Niemcy, Danię, Szwecję, Finlandię, Estonię, Łotwę, Litwę, Białoruś, Ukrainę Rumunię i Bułgarię. W Istambule wbiegł do Azji. Pierwszy odcinek wliczając Anglię zajął mu ponad 4200 mil. 

3.jpg

 

Kolejnym etapem biegowej podróży Kevina były Indie, opuścił, bowiem będące w konflikcie zbrojeniowym państwa arabskie. Przebiegł cały Półwysep Indyjski (824 mile) skąd opuścił kontynent azjatycki i zaatakował niegościnne tereny Australii. Trasa z Perth do Sydney zawierała aż 1100 kilometrów biegu przez Pustynię Nullarbor, która jest niemal… bezludna. Cała trasa przez Australię to kolejne 3000 mil w nogach Carra. Kolejna przeprawa przez wodę i kolejne 1000 mil przez Nową Zelandię od Queenstown do Auckland. 

Obecnie ultramaratończyk przemierza najdłuższy z zaplanowanych odcinków (5854 mile) przez Stany Zjednoczone i Kanadę. Rozpoczął w San Francisco skąd pobiegł na północ do granicy z Kanadą, w tym momencie Brytyjczyk znajduje się kilkaset kilometrów na wschód od Edmonton i planuje dotrzeć do Bostonu, skąd uda się do Ameryki Południowej i swój przedostatni odcinek biegu – Amerykę Południową. Na kontynencie Majów i Azteków przemierzy stosunkowo niewielką drogę z San Antonio w Chile do Buenos Aires w Argentynie (1050 mil). Nie wiadomo, czy Carr będzie miał siłę, aby zatańczyć tam tango, ale plan zakłada, że przeleci do Casablanki, stolicy Maroka na swój „finisz”. Kontynent afrykański zaliczy dość symbolicznie. Dobiegnie do Gibraltaru, Lizbony, Madrytu, przez Pireneje do Francji, a z stamtąd już na prom i do upragnionej Wielkiej Brytan. 18 tysięcy mil, ponad 26 tysięcy kilometrów biegu pełnych przygód. 


Carr pokonuje dziennie minimum 50-60 kilometrów ze średnim tempem rzędu 6:20-6:30 min/km. Kiedy sprzyja mu pogoda zalicza etapy do 85-90 kilometrów
. Bieg chce ukończyć w 19 miesięcy. Na trasie nikt mu nie towarzyszy, cały dobytek ma ze sobą w wózeczku. Znana historia? Piotr Kuryło go ciągnął, Carr go pcha. Kiedy wyruszył w swoją podróż miał 32 lata, zatem treningowy staż jak na ultrasa nie jest zbyt długi. Kevin zaczął trenować jednak już w wieku 11 lat, jego pasją były wówczas biegi przełajowe. Później przerzucił się na ekstremalnie długie wyprawy rowerowe, aby w wieku 29 lat dokonać pierwszej niezwykłej rzeczy w świecie ultra. Słynną brytyjską trasę między dwoma najbardziej skrajnymi punktami Wysp Brytyjskich od Land’s End do John O’Groats, która samochodem wynosi 1350 km, pokonał biegiem. Żeby było trudniej poruszał się wyłącznie po szlakach, lasach i nieutwardzonych drogach, oczywiście samotnie. Jego trasa wyniosła 1250… mil. Nikt wcześniej w historii Wielkiej Brytanii podobnej rzeczy nie dokonał. To zachęciło Carra do dalszych wyzwań, więc postanowił przebiec najdłuższą trasę w historii ultra, bez pomocy serwisantów. Jest to niezwykle trudne zwłaszcza w obliczu wielu nieprzewidzianych i często niebezpiecznych sytuacji tak długiej trasie. – Miałem kilka mrożących krew w żyłach zdarzeń podczas biegu – pisze Carr po półmetku swojej podróży. – Zaczynając od sfory dzikich psów, które napotkałem biegnąc przez Rumunię, przez naprawdę ekstremalne warunki pogodowe, które trudno sobie wyobrazić, aż po spotkanie twarzą w twarz z… niedźwiedziami w Kanadzie. Jeden ruszył na mnie, tak jakby chciał zapolować, dobrze, że ktoś dał mi wcześniej kilka rac odstraszających. Pierwsze trzy niestety nie wypaliły, na szczęście czwarta zadziałała i niedźwiedź uciekł. W Indiach doznałem udaru cieplnego i potrącił mnie samochód, drugi raz stało się tak w Perth w Australii. Moja przyczepka pofrunęła wysoko i wylądowała prosto na mnie. Zbyt dużo tego cierpienia – pisze w swoich relacjach. Można powiedzieć, droga usłana… cierniami.


Trasę Carra możecie śledzić pod tym linkiem – https://share.delorme.com/hardwayround

Nikt jednak nie mówił, że będzie łatwo, gdy chce się przejść do historii. Brytyjczyk ma szansę pokonać najdłuższą trasę w rekordowym czasie, jako najmłodszy i samotny biegacz, jednak podobnych wyczynów w historii ludzkości było już trochę.

 

2.jpg


Krok za krokiem – Dave Kunst

W 1970 roku Dave Kunst wpadł na pomysł, że zrobi sobie wycieczkę dookoła świata… pieszo. 20 milionów kroków – 14,450 mil tyle wynosiła jego trasa. Niestety wyprawa była tragiczna w skutkach. Dave szedł w asyście swojego brata Johna, który podczas podróży został zastrzelony w Afganistanie. Mimo tragedii Dave pokończył swój marsz. Zajęło mu to 4 lata.


Solo przez świat – Steven Newman

Księga rekordów Guinnessa uznaje go za pierwszego człowieka, który przemierzył samotnie świata piechotą. Trasa Newmana liczyła 15 tysięcy mil i została wytyczona przez 20 krajów. Swoją wyprawę rozpoczął w 1983 roku, a w to samo miejsce dotarł podobnie jak Kunst 4 lata później.


Pokonać raka – Rosie Swale-Pope

Nie ustaje się to za rekord, jednak wyczyn jest naprawdę imponujący. 57-letnia Rosie postanowiła w 2003 roku przebiec znaczną część świata. Wybrała bardzo trudny teren: Rosję, Alaskę, Kanadę, stan Main w USA, Grenlandię, Islandię i Wielką Brytanię. Zużyła aż 50 bar butów, ale zebrała aż 250 tysięcy funtów na walkę z rakiem.


20 000 mil na marne – Flyona Cambell 

Flyona była posiadaczką chlubnego rekordu. Jako pierwsza kobieta obeszła cały świat… była. Rekord został jej odebrany, bowiem podczas etapu w USA skróciła sobie marsz „oszukując” (niestety nie udało mi się dotrzeć, w jaki sposób, zapewne ktoś ją podwiózł)! Niemniej jednak ukończyła chód o długości 20 000 mil przemierzając Stany Zjednoczone, Australię, Afrykę oraz Europę na przestrzeni długich 11 lat.


Rekordowy marsz – George Meegan 

To się nazywa przejść kawał drogi. Z Ziemi Ognistej na samą północ Alaski – dokładnie19,019 mil. Taką trasę George pokonał w czasie 2425 dni w latach 1977 – 1983. Jest to najdłuższy nieprzerwany spacer w historii oraz pierwszy i jedyny po całej półkuli zachodniej, przecinający zdecydowaną większość stopni szerokości geograficznej – nikomu do tej pory nie udało się pokonać takiej trasy pieszo.

 

DSCN9652.jpg


Człowiek z żelaza – Piotr Kuryło

Polak naprawdę potrafi. Udowodnił to pochodzący z Augustowa ultramaratończyk o stalowych mięśniach i jeszcze twardszej psychice, biegacz-pielgrzym, mnich długich dystansów… 7 sierpnia 2010 wyruszył z rodzinnej miejscowości na swój ostatni maraton, który nazwał „biegiem dla pokoju”. Po dokładnie roku zameldował się ponownie w domu. Piotr Kuryło przemierzył samotnie ciągnąc za sobą 70-kilogramowy wózek-łóżko-kajak z całym dobytkiem. Wodne przeszkody pokonywał kajakiem, resztę biegł. W Europie dotarł do Portugalii i tam rwąca rzeka zatopiła jego kajak, telefon i pieniądze… nie poddał się jednak. Sponsorzy mu pomogli i dotarł do Nowego Jorku, tam zajęła się nim polska społeczność. Zbudował wózek i ruszył na Dziki Zachód, poznając mnóstwo życzliwych ludzi, między innymi fizjoterapeutę Piotra Podbielskiego, który przyjechał za własne pieniądze specjalnie z Arizony, aby serwisować Kuryłę podczas tegorocznego Spartathlonu. Do „Człowieka z żelaza” przylgnęło wiele historii, plotek, wymysłów. Jednak on niczym się nie przejmuje – tylko biegnie jak pielgrzym. Tak też zrobił lądując we Władywostoku, skąd przemierzył całą Syberię, aż wreszcie wrócił do kraju. Przebiegł 20 tysięcy kilometrów i choć jego trasa była znacznie krótsza od tej wyznaczonej przez Brytyjczyka… czapki z głów. Piotr zrobił to w okrągły rok i również nie miał serwisu. Spał przy drogach, na pustkowiach, pod mostami, wioskami, często z dala od ludzi. W Rosji zagroził miejscowym Cyganom, że rzuci na nich klątwę, jeśli złoto, które mu oferują za ruble będzie fałszywe… ci się przestraszyli i odpuścili. Na pytanie czy nie bałeś się biec tak przez te wszystkie pustkowia odparł krótko: „Dżizus bracie, jestem nawiedzony” – śmiejąc się. Wiara naprawdę czyni cuda i Kuryło stał się polskim Forrestem Gumpem, nie z filmu, lecz prawdziwym, dosłownym. Podróże do Aten z Augustowa na Spartathlony, czy biegowe pielgrzymki do Watykanu to jedne z niewielu wypraw ultramaratończyka. W Polsce środowisko ultrasów postrzega go raczej negatywnie. Zazdrość? Inność? Trudno powiedzieć. Oceniać przez pryzmat innych? Pytanie retoryczne. Gdy przebywa się z nim można odnieść tylko jedno wrażenie – pozytywnie zakręcony, uśmiechnięty i poczciwy człowiek. „Ostatni maraton” nie okazał się ostatnim, bieganie to narkotyk i „Człowiek z żelaza” ma w głowie kolejne cele i pomysły, pewnie jeszcze wiele razy nas wszystkich zaskoczy. Tylko pytanie czy można zrobić coś więcej? Czy można pobiec jeszcze dalej, bo planety zaczyna już dla niektórych biegaczy brakować.


Źródła:

http://iancorless.org/
http://matadornetwork.com/
http://hardwayround.com

Możliwość komentowania została wyłączona.