Sylw3g - Być jak Tommy Lee Jones w "Ściganym"

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

20.09.2014

Obrazek
Cross wzdłuż Wisły: Port Praski~Za most Gdański

Rozgrzewka: 1KM E - 5:33min/km

3rd Warsaw Club Challange (Ciężka trasa, szuter)
Wynik: 38:19
Średnie tempo: 3:52
Miejsce Open: 4/XX
Schłodzenie: 1KM E - 6:13min/km
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Obrazek

Ciężka trasa. Dużo podbiegów, piachów, nierówności i momentami kamieni. Trasa była złożona z dwóch pętli, z czego na każdej jedna nawrotka. Bieg organizowany przez jeden z warszawskich klubów biegowych, z myślą o rywalizacji stricte między klubami - takie małe, klimatyczne zawody. Kolega z klubu pozamiatał rywalizację z 3 minutową przewagą, a ja natomiast sromotnie przerżnąłem... Dostałem na tyle niekorzystne miejsce startowe, że ustawiono mnie na starcie w środku stawki. Stawka była co prawda niewielka, bo mężczyzn na starcie było pewnie około 50 osób, ale jednak byłem na samym początku zamknięty i musiałem się na pierwszych 200 metrach przedzierać na wąskiej trasie. Bardzo dziwne rozwiązanie z przydzielonymi miejscami startowymi - pierwszy raz się czymś takim spotkałem. Gdzieś na drugim kilometrze udało mi się dogonić zawodnika na trzecim miejscu, kilometr-dwa później dobiegłem drugiego i zaczęła się właściwa rywalizacja. Jestem pewny siebie, rywal mocno oddycha. Jest ciężko, ale znośnie. Na pierwszej nawrotce dochodzi do mnie, że jestem na drugiej pozycji. Śmigam swoje, a rywal na moich plecach. Na siódmym kilometrze, na wąskim podbiegu idzie z naprzeciwka para przechodniów, która robi nam specjalnie miejsce, rozchodząc się na boki. W tym momeńcie, wciąż na podbiegu, rywal zbiera się w sobie, wyprzedza mnie i wchodzi w lukę. Ja nie mam jak się zmieścić i trochę się gubię. Szybko nade mną zyskuje z 10sec przewagi, ale za zbiegiem udaje mi się wejść na jego plecy. Niestety, wytrzymuję jedynie chwilę. Coś się ze mną dzieje. Zaczyna mnie brać silna kolka i ból nad sercem. Robi się nieciekawie, jest mi coraz ciężej. Zaczynam tracić. Mam cały obolały bok, ciężko mi trzymać prosto sylwetkę i za cholerę nie mogę się nawet pokusić o przyśpieszenie. Przewaga za nawrotką jest już bardzo duża i bez szans na jej odrobienie. Zaczynam się obawiać o trzecią lokatę. Na nawrotce widziałem, że czwarta pozycja ma do mnie może 200 metrów straty, a ja z grymasem bólu na twarzy walczę o dociągnięcie do mety. Musiał poczuć krew i zebrał się w sobie na przyśpieszenie. Zaczynam słyszeć jego kroki, zaczyna głośno oddychać, aby się bardziej zmotywować. Wyprzedza mnie na 9,3km. Nie mam nic do powiedzenia. Przerżnąłem. Wyrabia nade mną 11 sekund przewagi i kończę jako czwarty. Na mecie od razu się zginam i nie mogę iść wyprostowanym. Bardzo długo dochodzę do siebie. Nawet podczas krótkiego schłodzenia odczuwam te same bóle i nie mogę spokojnie truchtać. Ostatni raz tak mnie przetrzepało podczas zawodów na 10km gdzieś w marcu, kiedy zgięty w pół przez ostatnie 2-3km doczołgałem się do mety, nie łamiąc nawet 40minut. Powiem odważnie: Gdyby nie ta kolka, to byłbym drugi. Cóż, gorszy dzień. Dziś oni, jutro może ja :bum: Być może to przez te nagłe wzrosty tętna na podbiegach. Podsumowując: Miła impreza, ale mój występ już z niedosytem (Choć rywalizacja bardzo zdrowa i ciekawa).

Wielce wymowne zdjęcie. Szacunek, ja i bohaterowie relacji:

Obrazek
photo by Cristina

21.09.2014

Obrazek
Lekki cross - Lasek Kabaty

20KM E - 4:54min/km
Przyśpiezenie: 2,5KM T - 3:55min/km
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Ależ mi telepało w żołądku. Od 16km już tylko patrzyłem w poszukiwaniu dobrego miejsca na skoczenie między drzewa :nowiesz: Jakoś dotrwałem.

Brawo siatkarze. Naprawdę brawo! I ten Mazurek podczas dekoracji :lalala: Piłkarze! Patrzcie i zazdrośćcie.
Ahoj!
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

23.09.2014

Obrazek

12KM E (4:43min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Pierwszy raz w długich spodniach, kurtce i rękawiczkach. Jesień.

24.09.2014


Obrazek
Agrykola

Rozgrzewka: 3,6KM E (4:35min/km)
6x1000/400 (3:33, 3:33, 3:28, 3:26, 3:28, 3:28)
Schłodzenie: 1,7KM E (4:43min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Obrazek

No. W końcu się udało zrobić normalny trening interwałowy bez jakichś dziwnych problemów. Wszystko w należytym porządku. Jedyne co przeszkadzało, to zimne ręce. Potem była pizza :oczko:

Mówiłem już, że się wybieram w niedzielę na 5km, które rozgrywa się podczas MW? Nie? To mówię :hahaha:
Chciałbym tylko złamać te 18min. Powinno się udać, ale te piątki u mnie to pasmo niepowodzeń
:lalala:
Ahoj
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

25.09.2014

Obrazek

10KM E (4:32min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Przemarzłem :lalala: Dzień był dość wietrzny, a na dodatek się rozpadało podczas mojego hasania. Skróciłem trening i odrobinkę przyśpieszyłem. Niby człowiek się już ogrzał, a i tak przez kilka godzin czułem zmarznięte stopy.

26.09.2014


Obrazek

13KM E (4:43min/km)
Przyśpieszenie: 2KM (3:48, 3:42)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Już się bałem, że wpędziłem się na tydzień przed startem w przeziębienie. Cały dzień czułem jakiś taki dyskomfort w uszach, kichałem i łaziłem taki wiecznie zmarznięty. Przespałem się w ciągu dnia i wyszedłem bardzo późno pobiegać. Dziwna sprawa, ale po powrocie, "jak ręką odjął" :jatylko:

27.09.2014


Obrazek

WOLNE
Rozciąganie - 40min
----------------------------


Wolne przed jutrzejszą piątką. Oby tylko złamać 18min, oby tylko złamać... Oby nie spalić na samym początku, oby nie spalić... :hahaha:

Ahoj
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

28.09.2014

Obrazek

Rozgrzewka: 1KM E (4:32min/km) + Przebieżki 3x100

"Bieg na Piątkę" (Atest?)
Wynik: 17:44 Netto
Średnie Tempo: 3:32min/km
Miejsce Open: 28/ok 3000
Rozciąganie: 40min
----------------------------


Obrazek

Zanim zacznę, to chciałem zaznaczyć, że czuję się po trosze oszukany. Wygląda na to, że rzeczywiście jest coś nie tak z tym atestem. Oddajcie mi moje 40zł! :hahaha: Niemniej, innej piątki w tym roku na (neo)atestowanej trasie nie mam już w planach i tylko na tym mogę oprzeć swój PB. Miejmy nadzieję, że ta życiówka i tak za jakiś czas odejdzie w niebyt, bo nie jest to jakiś mój szczyt marzeń, a jedynie kolejna cegiełka.

Obrazek

Tak naprawdę, to nie traktowałem tego biegu jakoś bardzo poważnie. Miałem przeświadczenie, że jeżeli jakoś szczególnie nie spalę początku, to te 18min złamię. I tylko o połamanie tych 18min chodziło. Nie miało dla mnie większego znaczenia, czy będzie to 17:50, czy 17:30. Jeden pies. Trzeba było w końcu pobiec jakąś piątkę choć troszeczkę bardziej poważnie w tym roku i tak też zrobiłem. Życiówka jest. Szafa gra.

Zacznijmy może od czegoś humorystycznego. Jak już oddałem cały ten swój majdan do depozytu, zrobiłem rozgrzewkę dookoła stadionu, przedarłem się przez tłum na linię startu, to wszedłem w zamkniętą strefę, gdzie rozgrzewała się elita. W sumie nawet mi nie przyszło do głowy, aby się zastanowić dlaczego akurat tutaj jest tak luźno, a kilka metrów za mną ludzie się tłoczą. Wszedłem jakby nigdy nic i sobie porobiłem kilka drobnych przebieżek, poskakałem, potruchtałem etc. Obok mnie np Yared :lalala: Pozostało kilka minut do startu i poszedłem w miejsce, gdzie stłoczeni stoją znajomi. Naprawdę nie przyszło mi do głowy, że to jakaś strefa VIP. Podnoszę taśmę i wchodzę pomiędzy sardynki. Dopiero za metą, kiedy już odpoczęliśmy, kolega powiedział mi, że rozgrzewałem się z elitą. Najwyraźniej nikt z obsługi nie potrafił poznać, żem zwykły gamoń. Ego zostało publicznie połechtane, czas więc na 5km relacji i śmigać spać.

Ustawiłem się w drugim szeregu. Pominę osoby zagubione i źle (albo świadomie źle) ustawione, bo byłem zbyt blisko startu, aby móc na to psioczyć. Start. Pierwszy kilometr przebiegłem w dobrym zdrowiu, oddech i mięśnie były w należytym porządku. Myślę sobie: załatwione. Wyprzedziły mnie na tym kilometrze dwie pierwsze kobiety. Pojawia się drugi kilometr. Ten akurat jest cały pod delikatną górkę. Wiele razy go przejeżdżałem podczas dojazdów na zajęcia, więc wiedziałem czego się spodziewać. Mimo to, tutaj trochę jednak przedobrzyłem. Co prawda zwolniłem, ale nie na tyle, na ile powinienem. Mogłem tam spokojnie sobie pobimbać jeszcze z 5 sekund i wyszedłbym na tym na plus w dalszej części dystansu. Wpadam na rondo i robię nawrotkę. Czuję, że przesadziłem i wiem, że końcówka może być ciężka. Trudno. Ciśniem dalej. Trzeciego kilometra nie pamiętam. Gdzieś tam w każdym bądź razie był, chyba bezpośrednio po drugim. Tak przynajmniej rzecze Garmin. Czwarty kilometr to już problem. Na tym odcinku był też ten ślimak w dół, przez którego zapewne trasa nie uzyskała w pełni atestu. Szczerze mówiąc, to mam pewne wątpliwości, czy cokolwiek coś dzięki temu zyskałem. Tam trzeba było wytracić trochę prędkości na zakręcie, a moje nogi były już nieco zmęczone i gdyby przyszło mi puścić je wolno na zbiegu, to możliwe, że za którymś susem bym się "zapadł na kolanie" i padł. Za tym ślimakiem, już na wypłaszczeniu, to tylko wypatrywałem gdzie jest skręt na stadion. Tutaj na pewno oklapłem. Czułem to. Staram się mocno oddychać, ale i tak słabnę. Nawrotka na stadion i z 500m do mety. Dupa. Nic nie mogę przyśpieszyć. Nogi to może jeszcze by coś tam z siebie dały, ale płuca są już bliskie eksplozji. Bez żadnych szarpnięć dobiegam pod stadion. Wpadam do środka... Żadnych uniesień nie odczuwam. Raz, że ten stadion mi się źle kojarzy, a dwa, że mam już tego zwyczajnie dość. Meta. Gardło zdarte. Nogi otępiałe. Opieram się na bramkach odgradzających i sobie po prostu pluję. Jedna piątką na rok starczy :hahaha: Wydaje mi się, że gdyby nie ten drugi kilometr, to udałoby mi się zejść na 17:3X. Czyli prawie nic. Gdyby była szansa łamać 17, to wtedy pewnie bym podchodził do tego dużo bardziej serio, a tak... Nie było po co się pochylać.

Nie mam już czasu na proofread. Jeżeli są błędy/literówki/masła maślane, to apeluję o pobłażliwość :bum:
Ahoj!
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

29.09.2014

Obrazek

10KM E (4:37min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


30.09.2014


Obrazek

15KM E (4:43min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Co to był za trening, ja pierdziele :hahaha: Przez całe hasanie walczyłem ze sobą, aby nie skoczyć gdzieś w krzaki na dwójkę. Zginało mnie wpół, a każdy kolejny atak popychał granicę dalej i coraz ciężej było mi go odpierać. Wyobraźcie sobie, że męczyłem się tak 14,6 kilometra. Cały trening trzymałem, a żeby na 400 metrów przed domem już nie dać rady :hahaha: Chyba pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło :hahaha: Traumatyczne przeżycie.

Aha. Musiałem kupić nowe buty - Gel Lyte 33 v3. I znowu asics. Co to się porobiło. Cóż, nauczyli się robić świetne zapiętki. Kto by pomyślał...

Obrazek
GoRuny będę niedługo sprzedawać i gdyby ktoś chciał, to oddam je za 125złociszy (czyli za połowę). W zestawie jest pudło i paragon. Przebieg butów to 45 kilometrów.

01.10.2014


Obrazek

8,5KM E (4:43min/km)
Przebieżki: 5x20sec/20sec
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Jutro mam zamiar wystartować w Warsaw Track Cup'ie na 3000m. Wciąż mnie to gryzie, czy aby dobrze robię, biorąc pod uwagę niedzielny maraton. Jest to ostatnia okazja do tego, aby poprawić PB na tym dystansie w tym roku i mam ochotę ją wykorzystać. Chciałbym zejść na 10:0X. Jeżeli by jednak padało/bardzo wiało, to odpuszczam.

Zmieniłem avatar. Już nie jestem konikiem. Nastała nowa era :oczko:

Kupiłem blender. Zrobiłem smoothie z pietruchy i jabłka. Organizm aktualnie przeżywa szok, walczy. Zbyt dużo zdrowotnej energii. Doprasza się o trochę E322, E471. Jest ciężko. Over.
Ahoj!
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

02.10.2014

Obrazek

Rozgrzewka: 1,2KM E (4:29min/km) + Przebieżki 3x100

Warsaw Track Cup - 3000m
Wynik: 10:17:91 (n/o) || 10:16 (Garmin)
Średnie tempo: 3:26min/km
Schłodzenie: 2KM E (5:35min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Słaby bieg. Gdy dotarłem do zapisów, to dowiedziałem się, że serie są mieszane - nie ma podziału na poziom. Nie wiem dlaczego tak to zrobiono, przecież poprzednio było bardzo fajnie - najmocniejsi startowali w ostatniej serii i każdy wiedział, że jeżeli w ogóle będzie miał szansę z kimś biec, to będzie to właśnie w tej danej serii. Trudno. Pomyślałem, że i tak spróbuję, bo w końcu już przyjechałem i mam cały strój.

Trochę mi się zmarzło bezpośrednio przed startem. Zbyt długo nas trzymali. Dopytuję się przed startem czy aby ktoś biegnie na ok 10:10. Zero chętnych. Z rozmowy wychodzi na to, że będę biec sam na trzeciej pozycji. Pierwszy zawodnik to w ogóle inna liga - 9:25 - , a drugi już bardziej w moich granicach - 10:06. Żeby drugi biegł na ten wynik w sposób równy, to bym się go trzymał, ale gościu mówił, że biegnie na <10min i albo przedobrzył, albo mu po prostu nie poszło (też biegł sam). Pierwsze 200m wyszło mi za szybko. Już za wirażem wiedziałem, że jest za mocno i przed linią 200m zwolniłem. Wyszło ostatecznie jakieś 38sec, czyli otwarcie za mocne. Na razie nie jest źle, ale przede mną przecież dużo dystansu. Jestem w tym momeńcie cały czas na plecach drugiego, ale świadomość tego, że biegnie na <10min i tego, że otwarcie było za mocne stwierdziłem, że jeżeli będę to trzymać, to zdechnę. W tej części dystansu i tak rywal biegł dla mnie za szybko. O reszcie dystansu nie mam nic do powiedzenia, bo po prostu nie było czego zapamiętać. Starałem się trzymać równe tempo przez cały dystans i tyle. Cały bieg samotnie. Nikogo przede mną i nikogo za mną (czwarty był 20sec po mnie). Mógłbym to równie dobrze biec któregoś dnia na bieżni, bez opłaty startowej i wyszłoby to samo. Żebym wiedział, że nie poustawiano serii, to bym nie przychodził. Nie miałem żadnego kryzysu podczas dystansu, a ostatnie 100m lekko przyśpieszyłem. Ale to wszystko to nie było "to". Nie było z kim walczyć, nie było przy kim wydobyć z siebie maksimnum. Cecha bieżni. Gardło zdarte nie jest, mięśnie nie są przepalone. Na mecie byłem oczywiście zmęczony, ale nie tak, jak trzeba. Mam też pewne wątpliwości odnośnie pomiaru czasu. Jestem gotów przysiąc, że zatrzymałem zegarek za matą pomiarową, a czas w wynikach jest o 2 sekundy gorszy niż ten, który mam na Gacku. Nie ten dzień, nie ten bieg. Wiem, że jestem w stanie aktualnie pobiec 10:0X, ale nie w samotnym biegu. Cóż, życiówka się nie zmienia. Szkoda.

Jestem przed maratonem, więc muszę się też doszukać jakiegoś pozytywu. Ostatni raz ten dystans biegłem 09.05 i wtedy, podczas bardzo dobrego, bogatego w rywalizację biegu zrobiłem 10:17. Dziś zrobiłem praktycznie to samo, ale samotnie. To naprawdę spora różnica. Gdybym miał takich samych rywali, jakich miałem w maju, to byłoby cudownie. W ogóle nie czuję, żebym biegł jakieś zawody :lalala:

W tym roku - ze względu na maraton - nie wykorzystałem okazji, aby pobiec 1000m. Jestem bardzo ciekaw, czy przy mojej anemiczności i tym treningu byłbym w stanie pobiec <3min. Chyba przyjdzie mi się o tym przekonać dopiero w następnym sezonie.

Ahoj!
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

04.10.2014

Jutro śmigamy. Kończę pakowanie i wypad na dworzec.

Tak było bezpośrednio za metą Cracovii:


Obrazek

Jak będzie tym razem? Mam nadzieję, że lepiej. Na połówce mam mieć 1:30. Zapas z półmaratonu jest spory, ale pytanie brzmi: Czy wystarczający? :oczko:

Czemu ja to sobie robię?
Ahoj!
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

In your face, Panie Maraton. in your face!

Obrazek

I to na takiej trasie :spoczko:
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

05.10.2014

Obrazek

6. Silesia Maraton

Wynik: 2:57:48 (4:13min/km) :spoczko:
Miejsce Open: 23/około 1200
Miejsce M20: 6/około 150
Trasa: Najcięższa, na jakiej kiedykolwiek biegłem maraton. Dużo sporych podbiegów, spore przewyższenie (ok 300m?)


Obrazek

Międzyczasy z wyników:
10KM - 41:50/Miejsce: 52
20KM - 1:24:11/Miejsce: 47
30KM - 2:06:30/ Miejsce: 35
42,2KM - 2:57:48/ Miejsce: 23

Międzyczasy z Garmina:
5KM - 20:55
10KM - 41:50
15KM - 1:03:19
20KM - 1:24:11
25KM - 1:45:40
30KM - 2:06:30
35KM - 2:27:13
40KM - 2:48:44
42,2KM - 2:57:48

----------------------------

Trzeba w końcu coś napisać. To wszystko poszło tak szybko, ze mało co tak naprawdę pamiętam. Ale spróbujemy.

Zacznę od tego, że wspólnymi siłami koleżanek i kolegów z klubu zlepiliśmy film z tego wydarzenia. Raptem kilka minutek z dnia przed, jak po dotarciu do mety, ale gdyby ktoś chciał popatrzeć na nasze facjaty, to śmiało klikajcie na miniaturkę:


Obrazek

Dlaczego w ogóle przyszło mi do głowy, aby biec w Katowicach? Powody były trzy. Zacznijmy od tego najmniej istotnego i skończymy na tym najważniejszym: Dwa dni po starcie wypadały moje urodziny i pomyślałem, że fajnie będzie w ten sposób ukoronować swoje ćwierćwiecze. Kolejną sprawą było to, że nigdy nie byłem na Śląsku. Najważniejszym natomiast było to, że zeszłoroczny poziom sportowy był dość niski i dawał nadzieję na uplasowanie się na bardzo dobrych miejscach w dużym mieście. Przy tym wyborze trochę się wygłupiłem, bo dopiero jakiś czas po zapisaniu się zobaczyłem profil trasy :bum:

W Katowicach zjawiliśmy się około 19. Zameldowaliśmy się w pokoju i pod sam koniec pracy biura zawodów odebraliśmy pakiety startowe, które nota bene były bardzo bogate - b.fajna koszulka techniczna, bezrękawnik techniczny (świetny), frotka i buff. Potem coś zjedliśmy w Silesia Centre (też niepotrzebne ryzyko) i wróciliśmy na stancję, gdzie jeszcze dopchałem kolanem trochę węglowodanów.

Pospałem może z 4 godziny z przerwami. Co chwilę się budziłem. Wstałem definitywnie o 6, przebudziłem się i zacząłem uzupełniać utracone przez noc węgle. No i poszliśmy na start. Rano było zimno, aż się zastanawiałem czy nie ubrać koszulki na długi rękaw. Ostatecznie ubrałem startówkę, choć przez pierwsze kilka kilometrów biegu trochę mi się z tego powodu zmarzło. Oddaliśmy majdan do depozytu i rozgrzaliśmy się w wewnątrz centrum handlowego. Gdyby nie zaplecze centrum handlowego, to byłoby ciężko z przeprowadzeniem tego biegu na takim poziomie. Wystartowaliśmy.

Prawie cały dystans biegłem z kolegą. Nam obu zależało na złamaniu trójki. Jemu któregoś razu zabrakło dwóch sekund, a mi 38. Bardzo mi zależało na tym, aby spokojnie ruszyć. Przez pierwsze 2-3 kilometry biegliśmy bardzo pasywnie. Daliśmy się wyprzedzać. Przed nami poznajdywały się naprawdę ciekawe jednostki - jeżeli ludzie sapią jak lokomotywa przed piątym kilometrem, to są naprawdę specyficzni (no hate, just laughing). Zakładałem kończyć każde 5KM w 21:15, a gdyby była możliwość, to spróbować przyśpieszyć. Trafiliśmy na piąty kilometr z 20 sekundowym zapasem. Duży zapas. Tam też stwierdziłem "Tym razem się uda!". Zaczęły się pojawiać podbiegi. Cały czas zwracałem uwagę, że mamy duży zapas i że możemy sobie pozwolić na jego wytracanie na podbiegach. Biegnie się jednak luźno. Wpadamy na 10KM, a tam zapas urósł do 40 sekund. Nadal zwracam uwagę, że możemy zwolnić. Jakoś jednak nie zwalniamy. Odcinek od 10 do 15KM był chyba najłatwiejszy. Ciężko było kontrolować tempo na poszczególnych kilometrach. Flagi sporo przekłamywały. Były kilometry, które kończyliśmy grubo poniżej 4min, a potem takie w około 5min. Na 15KM pojawił się o tyle problem, że przestałem widzieć sekundy na zegarku - zapomniałem zmienić ustawień wyświetlania. Trochę się tutaj zaniepokoiłem, bo cholera wie co to znaczy 1:03, to może być równie dobrze 1:03:59, jak i 1:03:00. Nie wspominam o międzyczasie i biegniemy dalej. Trasa na tym odcinku przecież nie była jakoś szczególnie ciężka, więc nie powinniśmy wytracić tych 40 sekund. No bo gdzie?

Około 10KM. Po mojej prawicy kolega.


Obrazek

20KM. Kamień z serca. Na blacie jest 1:24:XX (Plan minimum zakładał równe 1:25). Do tego momentu biegłem praktycznie wybieganie. Rzucaliśmy krótkie zdania. Komentowaliśmy słabnących. To właśnie za połówką zaczęła się Silesia. Nie minął kilometr, a przed naszymi oczami pojawia się podbieg-bydle - a przynajmniej takim się wtedy wydawał. Rzucam kwestię, że tam nie możemy przedobrzyć. Straciliśmy na nim może lekko ponad 10 sekund na kilometrze. Wydawał się być cięższym. Szczerze mówiąc, to od tego podbiegu do 30stki niewiele pamiętam. Czarna dziura. Chyba się wyłączyłem. Coraz więcej słabnących. Zbiegi mnie wykańczają. Mam już strasznie uklepany pośladek. Boli przy każdym kolejnym kroku. Nie jest tragicznie, ale dyskomfort jest już spory. Na jakiejś starówce (to chyba było jakoś przed 30km) chwytam czekoladę. Wcinam jedną kostkę malutkimi gryzami. Drugiej nie zdołam zjeść i wyrzucam. Na 30 czy 31KM przyśpieszam. Próbuję się urwać koledze. Wydawało mi się, że dam radę. Mocnym tempem wyprzedzam słabnących. Nakręca mnie to. Myślę, że tempo mogło być lekko poniżej 4min. Dociągnąłem ten zryw chyba do 35 kilometra. Zacząłem puchnąć. Przedobrzyłem. Lekkie podbiegi zaczęły mnie wykańczać i skracać krok. Za wcześnie wyrwałem. Trzeba było poczekać jeszcze 4KM. Gdzieś na około 35KM dostaję wodę, która okazuje się albo gazowana, albo jakoś bardzo mineralizowana. Krztuszę się i w**rwiony ciskam kubkiem w ziemię, prawie się przy tym wywracając. Jestem wściekły. Ale tak naprawdę nie na tę wodę, ale na siebie samego, że za wcześnie wyrwałem. Wtedy natomiast na takie myślenie wznieść się nie potrafiłem. Nagle zaczyna się robić tłoczno od półmaratończyków. Nie wiem jak to się stało, ale zauważyłem ich w sposób zero-jedynkowy. Raz mrugnąłem i ich nie było, mrugnąłem drugi raz i było ich pełno. Znowu mi się urwał film. Jest ze mną kiepsko. Pośladek bardzo boli. Jest 36, albo 37KM. Zwolniłem, ale nie jakoś tragicznie. Może jakieś 5-15 (?) sekund na kilometr. Wyprzedza mnie kolega, któremu próbowałem uciec. Dokładnie w tym momeńcie trafia we mnie kolka na środku brzucha. Nie wiem czy to jakiś aspekt psychiczny czy jak, ale to było tak, jak gdybym dostał z kolana w brzuch. Wkładam rękę pod numer startowy i uciskam. Tu się zaczął mój maraton. Tu była największa walka. Pośladek boli, ciało bardzo zmęczone, kolka i jeszcze źle rozłożone siły. Na dodatek jeszcze muszę wymijać półmaratończyków. Byłem bliski pęknięcia. Nie potrafiłem już kontrolować czasu. Nie wiedziałem czy się zmieszczę. Nie byłem w stanie już liczyć. Ciągnę, ale mam wrażenie, że skończy się tak samo jak w Krakowie. 40KM i chcę skończyć. Nie zatrzymać, ale zdjąć numer i zrezygnować. Takie myśli w takim momeńcie. Chore. Udaje się dotrwać do 41KM i już wiem, że ukończę. Wydaje mi się wtedy, że jak odpuszczę, to przyjdzie mi się szarpać na finisz, a temu już nie podołam. Podbieg. Niech mnie szlag trafi, zapomniałem. Patrzę na zegarek i widzę, że przecież może się udać. Wystarczy wytrzymać. Kolega ma nade mną około 200 metrów przewagi. Widzę Silesia Centre. Uda się! Ku mojemu zaskoczeniu widzę też drugiego kumpla, który miał walczyć o miejsce, ale start mu nie wyszedł (dzień wcześniej cisnął 10k). Słabym szeptem zapraszam do końcówki. Nie ma już ochoty. Rozumiem. Wyprzedzam. Na oparach dociągam do mety. Na mecie zakręciła się łezka w oku, nie powiem. Oto koniec. Połamałem te cholerne 3 godziny. Wykręciłem czas lepszy niż wcześniej zakładałem i to na tak upierdliwej trasie. Wyrobiłem się przed 25 rokiem życia. Dziś mam urodziny :spoczko:

Za metą znowu dostałem drgawek. Nie byłem w stanie zbyt wiele przełknąć. Zjadłem dwie kostki czekolady i wypiłem cały izotonik. Z pół godziny mną telepało. Wróciłem do siebie dopiero po prysznicu. A potem... Lody :bum:

Lekko przedobrzyłem, przez co potem końcówka była dramatyczna, ale mimo wszystko tym razem to ja wygrałem z tym cholernym dystansem, a nie on ze mną. Nie przygotowywałem się na to, a mimo to się udało. Niech Cię, drogi maratonie, piekło pochłonie. Nienawidzę cię, a jednocześnie miłuję. Ciężki to związek. Zajęło mi to sporo lat. Pierwszy maraton, kompletnie nieświadomie i bez przygotowania pobiegłem w 2009 roku i ledwo się wtedy zmieściłem w 6 godzinach. Z czasem nabrałem doświadczenia, pokory, wiedzy i zacięcia. Jestem na tym blogu już ładnych kilka lat, a on też mi bardzo pomógł. Dziękuję Wam za wszelkie komentarze, zarówno te mniej, jak i bardziej przyjemne.

Ten post zajął mi 3 godziny. Wracam do obowiązków.

Jeszcze coś. Miałem okazję poznać sosik'a przed startem. Dorwał mnie w strefie startowej. Nawet Mar_jas był na trasie (Gdzieś pod koniec) :oczko: Aktualnie czuję się raczej normalnie, bez większych odchyleń od normy - po prostu obolały. Zakwasy mam jedynie w barkach. Reszta zwyczajnie zniszczona.

Teraz będę mógł się chełpić, że zrobiłem <3h przed 25 rokiem życia. Jak potencjalne dzieciaki będą kiedyś podskakiwać, to będę je miał czym gasić :spoczko:
Ahoj!
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

09.10.2014

Ten post musiał kiedyś nadejść, a teraz mam ku temu najlepszą okazję.
Wpis ten dedykuję wszystkim tym, którzy patrząc na moje wyniki wyłupiają oczy, albo wręcz przyznają mi kategorię osoby „utalentowanej”. Będzie to też swego rodzaju sygnał dla wszystkich tych początkujących, którzy by chcieli biegać na tym poziomie, a jednak od razu skazują się na porażkę i w siebie nie wierzą.

Ja to wszystko już w tym blogu prawdopodobnie opisałem kilkukrotnie, ale wydaje mi się, że warto to zrobić raz jeszcze, ale tym razem porządnie i żeby wszystko było w jednym miejscu. Nigdy więcej do tego wracał już tutaj nie będę.

Wiele razy zastanawiałem się nad tym kiedy, albo czy w ogóle pokuszę się o tego rodzaju post. Miewałem już takie momenty, w których byłem bliski zrezygnowania z tego sportu, ale jakoś się uchowałem. Nie będę ściemniać i powiem wprost, że kiedyś bardzo chciałem napisać post w rodzaju „Droga do łamania trójki", ale teraz robię to trochę na siłę, tak aby jedynie coś zakończyć. Nabazgram więc takie ogólnikowego zestawienie, od samiutkiego początku przygody z bieganiem, aż do złamania tej „magicznej” trójki. Każdy do niej dąży, więc temat jest dość ciekawy. Będzie trochę kompromitujących fotek i śmiechu. Jedziemy z tym. Raz, a dobrze.
----------------------------

Rok 2009

Jestem świeżo po liceum. W szkole niczego nie trenowałem, jedynie raz w tygodniu zostawałem po lekcjach na tzw SKS-y z koszykówki. Miałem wtedy nawet z 10kg nadwagi, ale mimo wszystko lubiłem rywalizację sportową. Wyniosłem to z podwórka i poprzednich szkół. Jeszcze w liceum zacząłem spędzać mnóstwo czasu przed komputerem, zrywać się z mnóstwa godzin ze szkoły (byłem bliski wypieprzenia) i przy tym w ogóle się nie uczyłem. Miałem wszystko w dupie. Zero zainteresowań, planów. Któregoś dnia, kolega, z którym wspólnie pykaliśmy w pewną grę MMO od kilku lat, wspomniał, że ma zamiar pobiec maraton w Warszawie i że się do tego przygotowuje. Kolega był z zupełnie innego miasta i nigdy go nie widziałem. Pomyślałem, że fajnie będzie jak i ja wtedy pobiegnę. Nie miałem absolutnego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, a już tym bardziej odnośnie przygotowań. Ja już wtedy byłem po lekkiej "terapii" i otyłość zbiłem siłownią, rowerkiem i <5 minutowymi biegami.

08.07.2009 zrobiłem coś na wzór pierwszego treningu biegowego, a po powrocie stworzyłem plik w Excelu - który mam i prowadzę po dziś dzień. Nie mam żadnego pojęcia odnośnie przygotowań. Nie wiem nic. Żadnego sprzętu też oczywiście nie mam. Dystans odmierzam sobie na Google Earth. Zrobiłem kilkanaście „treningów” i zapisałem się na „Bieg Bemowa” na 5KM. Był to mój pierwszy bieg masowy w życiu, nawet nie wiedziałem co zrobić z numerem startowym i pytałem postronnych biegaczy. Tydzień później poszedłem na Maraton Warszawski. Zdjęcie z MW z 35km(?) i screen dzienniczka wszystko wytłumaczy. Nie wiedziałem na co się porywam.


Obrazek

Nie będę opisywał biegu. Powiem jedynie, że to tak naprawdę nie był bieg. Może do 15KM. Zrobiłem wszystkie możliwe błędy, a potem cały czas przechodziłem w marsz. Ale... Byłem zacięty i doczołgałem się do tej pieprzonej mety. Prawie płakałem na trasie z bólu, ale się doczołgałem. Po dziś dzień wspominam to jako mój najcięższy „biegowy” wyczyn. NIGDY, ale to NIGDY nie dałem się zniszczyć tak bardzo, jak tamtego dnia. Zmieściłem się w regulaminowych 6h. Dostałem nawet medal. Na mecie już prawie nikogo wtedy nie było, ale nie miałem odniesienia i uznałem to za normalne. Ktoś, kto dotarł na metę za mną, na medal się już nie załapał – był powyżej 6h. Ależ byłem z siebie dumny, a byłem chyba 3-ci od końca. Z kolegą się nie spotkałem. Gdyby na mnie czekał, to by nie zdążył na pociąg. Po wrześniu trenowałem na wariata, po <100km/miesięcznie. Praktycznie każdy trening równał się popychaniu granicy i ustanawianiu jakiejś życiówki. Wtedy to przychodziło bardzo łatwo. Typowe.

Do końca tamtego roku pobiegłem jeszcze Bieg Niepodległości i Półmaraton Św Mikołajów. Gdyby nie tamten medal w MW, to dalszych startów by chyba nie było.

5KM (Wrzesień): 26:23
10KM (Listopad): 47:39
21,1 (Grudzień): 1:45:18
42,2 (Wrzesień): 5:58:XX

Potężna dysproporcja, prawda?
----------------------------

Rok 2010

W tym roku odleciałem. Nadal nic nie wiedziałem o tym sporcie. Zrobił się ze mnie taki oblatywacz biegów i kolekcjoner koszulek i medali. Taki etap. To wyglądało w ten sposób głównie dlatego, że ja nie miałem żadnego punktu odniesienia wobec tego co robię i gdzie jestem. Życiówki i tak wpadały, więc nie było potrzeby się nawet nad tym wszystkim głowić. "Przetrenowałem" pierwszy pełny rok. Od jednej zimy do drugiej. Miesięcznie wychodziło poniżej 100km na miesiąc. Treningi składały się głównie z 5 i 10 kilometrowych wyjść, z czego WSZYSTKIE były biegane dużo za szybko. Dwa razy wychyliłem nos poza 15km. I tak:

5KM (Styczeń): 22:25
15KM (Styczeń): 1:14:44
21,1KM (Marzec): 1:50:30
42,2KM (Kwiecień): 4:58:43
42,2KM (Czerwiec): 5:27:XX


:hahaha:
Obrazek

10KM (Lipiec): 46:20
42,2KM (Wrzesień): 5:17:XX
42,2KM (Wrzesień): 4:47:XX
Cooper (Październik): 2725m
10KM: (Listopad): 44:51

W tym roku też bardzo schudłem. Sięgnąłem takiego niezdrowego, anorektycznego poziomu. Nie znałem nikogo „biegowego”, na forach też rzadko co bywałem czy czytałem.
----------------------------

Rok 2011

Do połowy tamtego roku nic się nie zmieniło. Trenowałem tak samo, czyli ciągle 2 i 3 zakresy, a czasami wręcz zawody. Praktycznie cały czas bywało tak, że wychodziłem zrobić 5KM w około 22 minuty, albo 10KM w ok. 45~46. I tak w kółko. No, może było kilka piętnastek więcej. Wiedza żadna. Imponowało mi jednak to, że robię coś, co nie każdy jest w stanie wytrzymać. Te całe bieganie było wtedy jeszcze takie inne, takie bardzo niszowe. Takie poczucie elitarności.

15KM (Styczeń): 1:08:19
5KM (Marzec): 22:15
21,1KM (Marzec): 1:37:27
42,2KM (Kwiecień): 4:19:57
42,2KM (Kwiecień): 3:58:01 (Minął tydzień)
21,1KM (Sierpień): 1:36:50
42,2KM (Wrzesień): 3:52:03
Cooper (Październik): 3020m
21,1KM (Listopad): 1:33:15
10KM (Listopad): 40:21 (!)
10KM (Grudzień): 41:07

Do połowy roku biegałem około 100km miesięcznie. Potem coś mnie wzięło. Chciałem być lepszy, dużo lepszy. Czysta ambicja. Pod koniec roku biegałem już ponad 200km miesięcznie. Zacząłem nawet robić 20km wybiegania (dużo za szybko) i jakieś pokraczne interwały. Zawodów szukałem już nie na zaliczenie i po medal z koszulką, a po WYNIK. Nadal byłem w tym wszystkim sam, choć pojawiły się już jakieś drobne znajomości. W tamtym roku byłem już blisko biegania poniżej 40min/10k. To już było coś, od czego można było patrzeć w przyszłość. Nadal mnie to wszystko jednak nie zadowalało i patrzyłem z zazdrością na tych, którzy są ode mnie lepsi. Nie miałem pojęcia jak oni to robią. Dlaczego są ode mnie aż o tyle lepsi? Pamiętam, że pod koniec tamtego roku startowałem w tym samym biegu na 10km co pewna użytkowniczka tego forum – wsadziła mi wtedy minutę. Ciężko mi było przyjąć, że tak bardzo chude dziewczę jest ode mnie o tyle (albo nawet że w ogóle) lepsze. Ona wtedy wygrała wśród kobiet ;) (Gdyby nie ten chory triatlon, to teraz by biegała pewnie po 38min/10k, jak nie lepiej). Jak czyta, to na pewno skojarzy ze sobą. Wiedz, że się marnujesz. Rok się zakończył. Chciałem się nadal rozwijać.
----------------------------

Rok 2012

W lutym założyłem tutaj dzienniczek. Jeżeli w ogóle są ludzie, którzy od początku go obserwują, to resztę mniej więcej znają. Miesięcznie biegałem od 200 do 300km. Ugryźmy jednak jakoś ten temat, chociażby szczątkowo:

15KM (Styczeń): 1:02:28
21,1KM (Marzec): 1:28:59 (!)
42,2KM (Kwiecień): 3:16:33 (!)
21,1KM (Sierpień): 1:26:18 (!) + Pierwsze podium - świetne uczucie.


Obrazek

42,2KM (Wrzesień): 3:10:51
10KM (Październik): 39:46
10KM (Listopad): 38:12 (!) Bez zegarka

Zacząłem rutynowo schodzić poniżej 40min/10k. Stanąłem na pierwszym w życiu pudle, co jeszcze bardziej rozbudziło moje nadzieję na niewiadomo co. Po październikowej dyszce chciałem już kończyć sezon i wcześniej kupiony pakiet startowy na Bieg Niepodległości wymienić na Wiedźmina 2 ;) Było tak dlatego, że byłem już zmęczony po pewnym niemieckim planie treningowym na 38min/km, którego nie zdołałem wytrzymać nawet przez 2 tygodnie. Nie udało się zamienić pakietu, więc pobiegłem. Miałem bardzo luźną głowę. Głowa była tak luźna, że nawet zapomniałem wziąć ze sobą zegarka i poleciałem bez niego. Nagle pieprznąłem taki wynik, że zaskoczyłem samego siebie. Ależ miałem radochę. Systematycznie uzupełniałem tutaj wpisy, a Wasze komentarze mnie nakręcały do jeszcze większej pracy. Miałem już pewne pojecie o treningu. Czytałem fora, przeczytałem nawet Danielsa. Znalazłem się w grupie biegowej i zapoznałem z fajnymi ludźmi. Pod koniec roku przyszedł mi też taki pomysł do głowy, żeby ktoś się zaczął mną opiekować, trenować. Liczyłem, że jeżeli ktoś bardziej doświadczony ode mnie się za mnie weźmie, to na następny rok huknę taką formą, że będę mógł walczyć o kategorie wiekowe. To był bardzo dobry rok.
----------------------------

Rok 2013

Przygotowania do sezonu zacząłem gdzieś pod koniec listopada 2012, po ponad tygodniowym roztrenowaniu. Swoje poczynienia rozpocząłem z pomocą Marcin Nagórka, który od razu stwierdził, że byłoby dobrze gdybym zrezygnował z maratonu na rzecz 10km. Nie miałem żadnych oporów przed taką koncepcją, sam chciałem taką zaproponować. Zaczęliśmy więc zabawę. Samą współpracę na linii trener-podopieczny oceniam dość pozytywnie. Do tego biegałem dużo mniejsze objętości niż dawniej, a przy tym czułem się mocniejszy. To był za pewne jakiś bodziec psychologiczny, ale jednak przez cały ten okres czułem się dużo mocniejszym. Faktem natomiast jest to, że nie potrafiłem tego swojego odczucia dobitnie przełożyć na wyniki. Trzeba to jasno powiedzieć: z każdym miesiącem schodziło ze mnie powietrze. To, co wytrenowałem samemu, systematycznie ze mnie schodziło.

Podczas lata dorobiłem się dość poważnej kontuzji. Problem z plecami, który nastąpił gdzieś pod koniec lipca wykluczył mnie na 10dni. Do tego cierpiałem na bliżej nieokreślony, ciągle pogłębiający się problem z prawą nogą, który zmniejszał zakres moich ruchów. Był to pierwszy raz, kiedy doznałem tak głębokich urazów podczas treningu. A więc nowość. Nowością kolejną była ilość ogólnorozwojówki w tym roku. Czasami musiałem odpuszczać ćwiczenia stabilizacyjne ze względu na urazy z prawą nogą czy plecami, ale mimo wszystko ćwiczeń było naprawdę dużo, a najbardziej męczące i miażdżące psyche z tego wszystkiego było chyba rozciąganie.

Po powrocie do treningu powoli zaczynało ze mnie schodzić powietrze. Długo nie mogłem wrócić do siebie. Robiłem sondy na pobliskim ParkRun'ie, które mnie jedynie demotywowały. Jakiś czas potem zrezygnowałem z pomocy przy układaniu treningu. Dlaczego? Przez cały okres współpracy z M.Nagórkiem miałem poczucie, że jestem prowadzony zbyt asekuracyjnie. Aspekt finansowy też nie był bez znaczenia. Zacząłem więc przygotowania do Biegu Niepodległości, aby po raz ostatni spróbować poprawić życiówkę i przebić się przez barierę 38min. W okresie przygotowawczym było kilka pobocznych startów na 10km, które określałem mianem "szybszego progowego". Nie były one biegane do porzygu, ale jakichś ogromnych rezerw też nie było. Sygnały z tych "szybszych progowych" oceniłem jako niejednoznaczne, ale z lekkim przechyleniem na pozytywne. Bywało różnie. Problemem przy przygotowaniach był czas. Chyba większość swoich treningów robiłem bardzo późno, w godzinach 21-22. Trochę się to odbiło na moim rytmie dnia.

15KM (Styczeń): 58:50
10KM (Kwiecień): 38:21
10KM (Kwiecień): 38:10,
1500m (Czerwiec): 4:53
10KM (Listopad): 38:49

Był to mój najgorszy, najmniej efektywny sezon w "karierze". Próba poprawienia szybkości przy tym treningu nic mi tak naprawdę nie dała, oprócz kontuzji. Owszem, udało się poprawić życiówkę na 10km, ale jedynie o 2 sekundy. A trzeba pamiętać, że dawna życiówka na 10km była robiona głównie z własnego treningu pod (+/-) maraton. Wiązałem z tym sezonem duże nadzieje, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Żałuję tamtej decyzji. Zmarnowałem czas i nabawiłem się urazów. Oczekiwałem więcej. Jedynym pozytywem było to, że mimo wszystko zyskałem kolejny rok stażu, a ćwiczenia ogólnorozwojowe i rozciąganie zostało u mnie na stałe. Zdemotywowany oczekiwałem zimy i następnego sezonu.
----------------------------

Rok 2014

On jeszcze trwa, a przede mną jeden wartościowy start, ale już teraz można coś napisać. Poprzedni rok był ubogi w objętość i to w tym upatrywałem największy spadek swoich możliwości pod koniec 2013 roku. Postanowienie było proste: robić to, co przynosiło dawniej efekty. Zacząłem po Bożemu, czyli roztrenowanie i ładowanie objętością. Od 1 grudnia ubiegłego roku zacząłem pracę nad bazą. Tygodniowo wychodziło od 80 do 90KM – jak na mnie, to jest to bardzo dużo. Same rozbiegania, a jak był zdatny chodnik, to i przebieżki na koniec. Z perspektywy czasu widzę, że się po prostu tym bardzo zamuliłem i to stąd się wziął tak nędzny początek tego roku.

2KM (Styczeń): 7:11 (3:35min/km)
15KM (Styczeń) 1:00:32 (4:03min/km)
10KM (Marzec): 40:26 (4:03min/km) – Przeziębiony.

Byłem w paskudnym nastroju. Chciałem już z tego zrezygnować, bo tylko się denerwowałem, że cała ta ciężka praca nie dość, że się nie zwraca, to biegam coraz gorzej. Ciężko mi było samodzielnie się wznieść na obiektywny spojrzenie na siebie. Od marca zacząłem dopiero wdrażać jakieś szybsze jednostki. To się w sumie wszystko zaczęło od tego, że kumple mnie wyciągnęli na pewien poważniejszy trening – na blisko 14KM BNP. Nie wiem, może wiedzieli, że trochę podupadłem na duchu i chcieli mi pomóc, a może to był zwykły przypadek. Nie pytałem. Zacząłem robić systematycznie interwały na stadionie. Pierwszą taką jednostką w tym roku - i nowością w ogóle - było 4x2000/800. Było mi ciężko, ale zaczynałem powoli odzyskiwać pewność siebie po takich treningach. Coś zaczęło zaskakiwać. Za tym poszły kilkukilometrowe przyśpieszenia na długich wybieganiach, a same interwały – w różnych proporcjach - weszły na stałe w plan treningowy. Jeszcze przed tymi treningami zacząłem sondować dyspozycję na ParkRunach (19:36 > 19:04 > 18:42).

Ruszyło. Całkiem mocno ruszyło.

21,1KM (Kwiecień): 1:22:50
3000m (Maj): 10:17
42,2KM (Maj): 3:00:37
1500m (Czerwiec): 4:52
10KM (Czerwiec): 37:40 (lekkie przeziębienie)

Dwa miesiące odpoczynku od startów i spokojny trening. Nawet gdybym chciał gdzieś startować w weekendy, to bym i tak nie miał na to czasu. W ramach sondowania dyspozycji pobiegłem sobie ParkRun i wyszło 18:14. Było bardzo fajnie. Interwały popłaciły.

10KM (Sierpień): 36:46
21,1KM (Sierpień): 1:21:04
5KM (Wrzesień): 17:44

No i ostatni maraton. To już czytaliście. Tak to u mnie się wszystko potoczyło.

Obrazek

Od zera, do <3h w maratonie.

Powiem tak: Gdy założyłem tutaj ten swój temat, to patrzyłem z podziwem i zazdrością na osoby pokroju Gife’a czy Jackmy. Oni wszyscy biegali wtedy gdzieś około tych 36min/10km. Tempo, które oni musieli osiągać na zawodach wydawało mi się tak odległe, tak niemożliwe do osiągnięcia, że aż nie byłem w stanie tego pojąć. Natomiast teraz, kiedy raz udało mi się pobiec te 36:XX stwierdzam, że to jest liche tempo. Nie ma się wtedy poczucia, że się biegnie „szybko”. To nie jest żadna nowa jakość. Nadal masz te same patologie techniczne, nadal masz spiętą „górę”. Nic się nie zmienia. Bo dlaczego miałoby być inaczej? Człowiek chce więcej.

----------------------------

Obrazek

Wszystkim tym początkującym, którzy mają ambicję do latania około tych 36min czy szybciej i maraton poniżej 3 godzin, to sugeruję jedną prostą rzecz i nie piszę tutaj niczego nowego: NIE PORÓWNUJ SIĘ Z LEPSZYMI, BO ZROBI SIĘ Z CIEBIE ZGORZKNIAŁY DUPEK (wiem po sobie). Rób swoje, umawiaj się na ciężkie treningi z jakimiś kumplami, urozmaicaj je sobie, nie myśl o tym całymi dniami i po prostu rób swoje. Do tego oczywiście pogłębiaj wiedzę, dzięki czemu z czasem sam stwierdzisz, który bodziec Cię popycha do przodu, a który jest marnowaniem czasu i energii. Te 3 godziny w maratonie, dla zdrowego człowieka w sile wieku, to nie jest nic nadzwyczajnego, to są ludzkie możliwości. Po prostu musisz na to zapracować, zainwestować odpowiednią ilość czasu i wyrzeczeń, a będzie Ci dane. Spójrzcie na Darekbe: To, jak on się rozwinął w tak krótkim czasie, powinno być dla Was najlepszym przykładem i dowodem na to, że jeżeli będziecie rozsądnie trenować, to któregoś dnia zaskoczycie sami siebie. Satysfakcja będzie ogromna, a ilości lekcji, jakich dostaniecie podczas pracowania na wyniki sprawi, że staniecie się twardymi skurczybykami. I ja tego przykładu będę się trzymać.

Miałem dziś biegać, ale od wtorku jestem trochę przeziębiony. Jutro powinno być już dobrze i zrobię jakieś rozbieganie.

Mam nadzieję, że się nie wygłupiłem za bardzo i ma to dla kogoś choćby jakąś drobną wartość. Wiem, że było bardzo długo i prawdopodobnie mało kto w ogóle dotrwał do końca, ale chciałem w końcu coś takiego nabazgrać.
Ahoj
Ostatnio zmieniony 20 paź 2014, 01:16 przez Sylw3g, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

07~14.10.2014

Obrazek

Od maratonu nie wyszedłem ani razu na trening. Od 9 dni nie robiłem NIC. Rozłożył mnie jakiś natrętny wirus, który bardzo powoli rozgaszczał się w moim organizmie. Pierwsze objawy zacząłem odczuwać we wtorek, a szczyt pojawił się dopiero w sobotę, kiedy to straciłem głos. Całe te paskudztwo osiadło mi tylko na gardle; nie miałem gorączki, kataru i nie byłem fizycznie osłabiony. Zaraziłem przy tym całą rodzinę, która gorzej to teraz znosi ode mnie. Nie chciałem iść do lekarza, bo od razu by mi przyznał antybiotyk i stracił tylko swój czas na stwierdzenie oczywistości - Sam potrafię sobie przepisać paracetamol. Dziś jest już o niebo lepiej. Nawet chciałem wyjść na pół godzinki rozruchu, żeby wybadać sytuację, ale akurat się rozpadało, więc poczekam do jutra.

Doszukajmy się więc pozytywów...
Widzę jeden: Dzięki wydłużonej przerwie moje tkanki zdążyły się spokojnie zregenerować.

I'M HEALED!


Obrazek

Nie wiem ile ze mnie po tym przeziębieniu zeszło powietrza... Straciłem przy tym też dużo czasu, którego mi pewnie zabraknie do czasu Biegu Niepodległości. Kurcze, chciałbym raz jeszcze polecieć 36:XX :lalala:

Ahoj
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

15~19.10.2014

Obrazek

15.10 (ŚR)
10KM E (4:49min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Pierwsze wyjście po maratonie i po blisko 10 dniach przerwy spowodowanej przez chorobę. Czułem się bardzo, ale to bardzo ociężale.

16.10 (CZW)
8,5KM E (4:46min/km)
Przebieżki: 5x20sec/20sec
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Obolałe i bardzo spięte łydki. Nie dało rady ich rozciągnąć przez cały dzień. Na przebieżkach wyszło, że nadal nie jestem w pełni zdrów - przy wyższym zapotrzebowaniu na oddech pojawiał się drobny kaszel.

18.10 (SOB)
11,1KM E (4:43min/km)
Przebieżki: 5x200/200
Rozciąganie - 40min
----------------------------


Musiałem odpuścić piątkowe wyjście. Po prostu nie wytrzymywałem obciążeń :hahaha: Bardzo spięte mięśnie. 10 dni potrafi bardzo zmienić człowieka.

19.10 (NIEDZ)
10KM E (4:37min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Pierwsze cztery jednostki po przerwie za mną. Miało być lekko, żeby się trochę wdrożyć. Poziom pierwszego zakresu się nie zmienił, ale mięśniowo nie jestem aktualnie przygotowany na jakieś mocne bieganie. Jestem już chyba w pełni sił, tj nie narzekam na żadne dolegliwości co do przeziębienia. Szczerze mówiąc, to nie sądzę, a żeby udało mi się przygotować do tego Biegu Niepodległości. Widzę po sobie, po stanie w jakim jestem, że będę mieć problem z cięższymi jednostkami, a jeżeli chce spróbować pobiec raz jeszcze 36:XX, to po prostu muszę je na szybko wprowadzić. Zobaczymy co z tego będzie. Jutro robię wolne, a od następnego tygodnia muszę trochę przycisnąć na prędkościach.

Po 10 dniach przerwy, to ja jestem praktycznie po roztrenowaniu. Tak też się teraz czuję.
Ahoj
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

21.10.2014

Obrazek
Agrykola

Rozgrzewka: 2,3KM E (4:24min/km)
6x1000/400 - (3:26, 3:29, 3:31, 3:30, 3:33, 3:31)
Schłodzenie: 1KM E (4:53min/km)
Rozciąganie - 20min

----------------------------

Obrazek

Pierwsza poważniejsza jednostka po maratonie i przerwie. Trochę ociężale, ale raczej było w porządku. Jednak nie zeszło ze mnie aż tak dużo powietrza, jak wcześniej mi się wydawało. Może jednak uda mi się przygotować do BN.

22.10.2014


Obrazek

11KM E (4:32min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Strasznie szybko. Oddech na poziomie pierwszego zakresu. Najwidoczniej rozruszałem się po wczorajszych interwałach.

Ahoj
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

23.10.2014

Obrazek
Agrykola

Rozgrzewka: 3,1KM E (4:31min/km)
8x400/400 -(1:18, 1:24, 1:22, 1:20, 1:18, 1:17, 1:17, 1:18)
Schłodzenie: 1,2KM E (4:46min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Strasznie zmarzłem. Było mi tak zimno, że nie mogłem spokojnie zrobić treningu, byłem zbyt spięty od zimna. Jak zobaczyłem w ile zrobiłem drugie powtórzenie, to stwierdziłem, że chyba nie dam rady w tych warunkach tego pociągnąć. Szczęka odrętwiała z zimna, brak czucia palców i takie zbite od zimna pięty i śródstopia. Jakoś jednak się przez to próbowałem przebić i zrobiłem te 8 powtórzeń. Cholera...


25.10.2014

Obrazek
Jakiś stadion w Ursusie.

Rozgrzewka: 1KM E (4:15min/km)
Test Coopera - 3325m (3:36min/km)
Schłodzenie: 1,2KM E (1,2KM E)
----------------------------


Kuźwa. Za zimno dla mnie. Trząsłem się z zimna i w ogóle nie chciałem tego biec. Boże, jak ja nienawidzę takich temperatur, z sezonu na sezon jest coraz gorzej, coraz bardziej mnie to boli. W sumie odczucia mam identyczne, co do 4-setek z czwartku. Zdrętwiałe od zimna z podłoża pięty i śródstopia, brak czucia palców i zdrętwiała szczęka. Cały bieg było mi zimno, a wiatr końcowych 2-stu metrach każdego okrążenia mnie wręcz obezwładniał. Nie dałem z siebie wszystkiego, te 50-75 metrów powinienem być w stanie pobiec lepiej (nawet 5km pobiegłem szybciej), ale trudno czegokolwiek więcej oczekiwać, jak z zimna, zamiast ruszać rękami, trzymam je sztywno przy ciele. To nie moje warunki. Francuski piesek. Ciepło to mi się dopiero zrobiło po biegu, ale szybko wszystko wróciło do normy. Na porządne rozgrzanie się przed startem nie miałem czasu, bo albo siedzenie na zimnie przez 30minut, albo start za 10. Wybrałem to drugie, bo chciałem jak najszybciej to skończyć i wrócić do auta.

Widziałem 12-latka, który nabiegał 3100 metrów. To jest dopiero talent. I to nawet nie był biegacz, a piłkarzyna. Wielu panom na bieżni poskrobał ego.

Wieczorem:

9,3KM Lekki BNP (4:19min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Wyszedłem na zwykłe rozbieganie, ale było za zimno i jakoś zacząłem przyśpieszać. Oddechowo bardzo lekko, ale to w końcu jedynie 40min wysiłku, więc nie miało kiedy się zrobić ciężko. Tempo od 4:45 do 3:50.

Dziś nie dam rady wyjść na wybieganie. Miałem dużo pracy przez cały dzień i nie mogłem wcześniej. Położyłem się na chwile na łóżku i przysnąłem, jest prawie północ. Na dworze i tak jakaś taka nieprzyjemna mgła i powietrze rodem z komina, więc już trudno. Zrobię kilka ćwiczeń i idę spać. Jutro dzień mi się zaczyna od 11, więc może uda mi się wstać przed 8 i zrobić jakieś 15~18KM wybieganie.

Pieprzona temperatura.
Ahoj
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
Awatar użytkownika
Sylw3g
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3665
Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
Życiówka na 10k: 35:56
Życiówka w maratonie: 2:57:46
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

27.10.2014

Obrazek

18KM E (4:28min/km)
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Nie wyrabiam :trup: Za zimno. Nie mogę biegać spokojnie, bo dostaję trzęsiawki. A to nawet nie jest poniżej zera. Co to się stało, że ja jeszcze 2 lata temu sobie latałem przy -15°C i byłem z tego tak bardzo dumny, a teraz tak mnie do męczy. Starzeję się. Oddechowo było na poziomie Easy, ale wg teorii, to jest to u mnie tempo "śmieciowe".

Ku przestrodze: Tego lata zakupiłem sobie stary, japoński, osiemnastoletni motocykl (125cm3) za niewielkie pieniążki. Pali na strzała nawet po tych nocnych przymrozkach. Będąc na pierwszym kilometrze treningu, natrafiłem na gościa, który bezskutecznie próbował odpalić swój motocykl (Romet 125cm3). Opierał się przed odpaleniem przez zimno. Pomogłem mu go odpalić. Spójrzcie teraz, osiemnastoletni motocykl pali na strzała z elektryka, a taki nowiuteńki Romet (chińszczyzna) nie odpala po kilku godzinach stania pod chmurką w temperaturze około 0°C. Oto co to znaczy jakość wykonania. Teraz można takimi motocyklami śmigać na kat. B, więc może komuś z Was przyjdzie do głowy kupić sobie takiego szerszenia do miasta - lepiej kupić coś starszego, ale o porządnej jakości wykonania, niż nowego chinola o neo-polskiej nazwie i dać się złapać na sentyment. Szkoda waszej kasy i późniejszej frustracji. Kiedyś miałem nowy, budżetowy, chiński skuterek 50cm3 i więcej było z nim problemów, niż radości

Taki offtopic :oczko:

28.10.2014


Obrazek

8,8KM E (4:38min/km)
Przebieżki: 5x20sec/20sec
Rozciąganie - 20min
----------------------------


Bardzo późno. Dziwny dzień.

29.10.2014


Obrazek

:trup:

Cały dzień byłem jakiś osłabiony. Zero energii. Można by powiedzieć, że gorszy dzień, ale szczerze mówiąc, to mam wrażenie, że łapie mnie to samo co przed wiosną tego roku - brak żelaza. Takie dni już się u mnie ostatnio zdarzały, ale teraz był najmocniejszy. To są te same objawy, więc stawiam, że to ten sam problem. Podjechałem jednak na Agrykole, a żeby wykorzystać wolniejszy dzień i zrobić jakieś interwały. Zmusiłem się do tego wyjścia. Wszedłem na bieżnie, a tam chłopaki grają mecz i poustawiali bramki na torach, żeby zamknąć bieżnie. Wróciłem do auta i postanowiłem wykorzystać ten czas na odebranie pakietu na BN. Wracam. Bieżnia już wolna, ale ja czuję niemoc. Poczułem się bardzo słabo. Żaden tam objaw przeziębienia, ale taka wewnętrzna niemoc i brak jakiejkolwiek werwy. Przy okazji zmarzłem. Wróciłem do auta i odpaliłem ogrzewanie. Posiedziałem tak pół godzinki, walcząc z myślami i wróciłem do domu. Kurcze, w słabym momeńcie mnie to dorwało, niedługo start, a mi to organizm zaczyna strajkować. Słabowity jestem. Cienki ze mnie materiał na sportowca. W drodze powrotnej zahaczyłem o sklep i kupiłem trochę krowy. Najlepszy stek, jaki kiedykolwiek mi wyszedł.

I teraz tak... Ten tego...

Porobię sobie ćwiczenia, porozciągam się i rozpakuję puzzle z Józefem:


Obrazek

Do Biegu Niepodległości trzeba je ułożyć. Może znajdę czas i chęci :hahaha:
Ahoj
Obrazek
BLOG | KOMENTARZE
5KM-17:19 10KM-35:56 15KM-55:18 (M.Czas) 21.1KM-1:18:41 42.2KM-2:57:46
ODPOWIEDZ