Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Ponieważ w moim planie ten tydzień jest odpoczynkowym i liczy tylko 3 treningi, to wobec strug deszczu zrobiłam sobie we wtorek dzień lenia. :hej:

Środa 11/04/2012

21'E + 8x 400m p=1'30'' + ćwiczenia na stopy + 6-7'E
Buty Evo


Najtrudniej się zebrać...zwłaszcza po dniu lenia. :bum: Myślałam, by wyjść w południe, bo właśnie przestało padać, ale kusił obiadek, a prognoza zapowiadała popołudnie też bezdeszczowe. To zjadłam, popracowałam i już w zasadzie była godzina, o której trzeba wyjść, żeby mieć szanse jeszcze zakupy zaliczyć. Ale te zakupy nie były aż tak konieczne, więc zamiast tego się przebrałam i ruszyłam drogą okrężną na uniwersytecki stadion. Z chwilą gdy wychodziłam zaczęło padać. Nic to! Na stadionie było nawet mało osób, w większości dziewczyny truchtające sobie spokojnie. Ciekawe, że jednej z nich, biegnącej pierwszym torem towarzyszył od wewnętrzej jakis gość, trochę szedł koło niej, trochę podbiegał, miał jakąś rozpiskę i podawał jej czasy?! Czyżby personalny coach? Dziewczyna truchtała jednostajnie >7min/km, chyba bez nadzoru też by dała radę. :bum:

Żarty na bok, trzeba się było wziąć za robotę. Zapuściłam Garmina i ruszyłam. Plan mówił że idealnie 400m=2'01''. Tempo zarzuciłam na czuja, logika nakazywała by wolniej niż tydzień temu dwusetki. Ale po pewnym czasie zrównałam się z gościem, którego przyuważyłam pod koniec rozgrzewki, miał piękny, lekki, sprężysty krok biegowy. I jakos tak się do niego nieco przykolegowałam. W efekcie 1'53'' na koniec okrążenia, co sugerowało, że wyzionę ducha gdzieś w połowie planowanej serii. Potem już się kontrolowałam:

2'04''/2'02''/2'00''/2'01''/2'00''/2'03''/2'00''

Łapałam lap po całym okrążeniu, zwykle zerkałam też na czas po 200m i najczęściej była równo minuta, jak to można ładnie wpaść w rytm. W zasadzie już przy trzecim okrążeniu głowa mocno przemycała, że ja nie dam rady pobiec całości i zaczęłam wymyślać wymówki dlaczego. W końcu okazałam się silniejsza od głowy i prawdziwie zdychałam dopiero na dwóch ostatnich powtórzeniach, czyli zgodnie ze sztuką.

Na czas ćwiczeń na stopy zaczęło mocno padać, ale mało mnie to obeszło. Podczas schłodzenia strasznie się wlekłam, nogi z waty. Zobaczymy czy dam dziś radę jeszcze grzybki lub rehabilitację zrobić.

---

A w ramach nieco off top to wczoraj przyszły kolejne buty z Vivobarefoot, tym razem cywilne. Inne trochę odczucia niż Evo, ale też jestem zadowolona.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 12/04/2012

Ćwiczenia rehabilitacyjne
grzybki 2x(20x2)


Piątek 13/04/2012

Kolejny dzień lenia w tym tygodniu. Troszkę mnie pobolewa grzbiet prawej stopy, ładnie ppomaga na to chłodzenie i maści, ale ponadto postanowiłam być rozsądną dziewczynką (przynajmniej tym razem :oczko: ). Myślę, że niedzielne tupanko jednak się odbędzie.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 15/04/2012
długie wybieganie po pagórkach 1h09'
Buty Salomon


Po kilku dniach dopieszczania stopy (coldpack + maść przeciwzapalna na grzbiet; na spód a szczególnie łuk masaże maścią rozgrzewającą + turlanie piłeczki tenisowej -jakoś krzywo stąpałam w czwartek i się okropnie spięły mięśnie w stopie i w łydce nieco też) dziś powrót do biegania. W planie było 1h20 po terenie pagórkowatym. Postanowiłam się więc wybrać w lasy nad Lozanną, poczynając od centrum sportowego Chalet a Gobet. Jak wychodziłam na metro koło domu, to zaczynało mżyć. Na górnej stacji metra (711 m n.p.m.; lozańskie metro pokonuje największą różnicę poziomów na świecie z kolejek miejskich - prawie 400m) już padało + doszedł lodowaty wiatr. Nie poddałam się, autobusem wspięłam się na prawie 900m n.p.m. do centrum sportowego. Bez ociągania przebrałam się i wyruszyłam na próbę najpierw na najkrótszą pętelkę (myślałam, że ma 2km).

Zasuwałam pędem by się do lasu schować, ale i tak czapkę zdążyło mi zwiać. Wobec rozkosznie panującego błotka cieszyłam się, że wzułam czołgi, tj. Salomony. W lesie było nawet, nawet zacisznie tylko złapał mnie ból żołądka. Na długim podbiegu stał się nie do wytrzymania, pętelka jednak miała 3km, więc do centrum nie zdążyłam dobiec, był przystanek serwisowy w lesie. :oczko: Potem jakoś potoczyłam się dalej, ale czułam się okropnie słaba. Zdecydowałam, że będę męczyć tę małą pętelkę, by zbyt się nie oddalać od bazy w ww okolicznościach. Na drugiej pętli na koniec podbiegu prawie umierałam, ale siłą woli zakręciłam na trzecią pętlę. Starałam się trzymać spokojne tempo, żeby na ten ulubiony odcinek dotrzeć jak najbardziej na świeżo. Nie było łatwo, nogi jakieś ciężkie. Ale zasuwając pod górę powtarzałam sobie: to już ostatni raz i nikt Ci nie każe, żeby było szybko; możesz też sapać do woli. I tak się wturlałam. Pod koniec myślałam, że już nic energii nie mam. Wtedy w oddali na drodze pojawił się jakiś facet. Zanim się całkiem zbliżył, moja trasa odbijała w bok. Gdy on się znalazł na wysokości tego odbicia, zaczął krzyczeć: "To nie jest normalne, wracaj, wracaj zaraz, słyszysz, co do Ciebie mówię?". Może był na spacerze z psem, ale dziwna i nieprzyjemna do była sytuacja, ton dość agresywny, sfrunęłam na dół do centrum jak na skrzydłach. :ojoj: A na koniec dla uspokojenia potruchtałam wzdłuż drogi tam na dole. Ach, w szatni było tak cudownie ciepło. Ale nie było czasu się rozkoszować, trzeba się było zbierać na autobus. Na szczęście podjechał od razu, cieplutki, z miłym panem kierowcą (wszyscy kierowcy w komunikacji są tu niesamowicie mili!), zawiózł mnie sprawie do metra. Na stacji metra zaczęło mną trochę telepać z zimna. Jak wysiadłam na mojej "domowej" stacji na jakiś marnych ok. 400m n.p.m. to pomimo deszczu było tam niesamowicie ciepło! Już zapomniałam, że w Lozannie każda dzielnica ma własną pogodę. :oczko: W ramach regeneracji po treningu szybciutko kubek gorącej szwajcarskiej czekolady.

Cóż forma dziś była kijowa, ale przyznam szczerze, że kiepsko zjadłam przed treningiem. Pewnie mogłabym się też usprawiedliwiać, że buty ciężkie miałam i stąd tak się ciężko było poderwać, ale bez przesady. :oczko: No i trening na wysokościach. :ble: W każdym razie na pewno bym warunków atmosferycznych nie wytrzymała, gdyby nie moja super wiatrówka Nike. Taka leciutka i oddychająca, a NIC jej nie przewiewa.

Jeszcze pewnie wrócę do Chalet a Gobet, w końcu jeszcze czeka trasa 12km na sprawdzenie (8km już kiedyś biegłam). Fajne jest to, że na miejscu są szatnie, wystarczy przynieść sobie kłódkę do szafki. Można też wziąć prysznic (za 1 franka, ale w ciepłej wodzie! :taktak: ), są czyste toalety, umywalki, suszarki to włosów. Stanowisko to czyszczenia ubłoconych buciorów też. Plus na zewnątrz większe do ubłoconych rowerów, bo wokół centrum są wyznaczone też trasy na rower. W zimie także na narty biegowe. Żeby jeszcze autobusy tam kapkę częściej jeździły (i jak co godzinę, to nie wszystkie trzy równocześnie...). Jakbym dziś zgodnie z planem pobiegła 1h20 to bym sobie właśnie kiblowała godzinę na tym wygwizdowie.

A jak już mi się zrobiło wystarczająco ciepło, to machnęłam ćwiczenia na stópki + rehabilitację.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Obrazek

09.IV-15.IV

Obrazek

2 treningi: 8x400m
1h10' po lesie


Wykonanie planu 2/3 - tydzień odpoczynkowy odchudziłam jeszcze bardziej ze względu na stopę. Lepiej dmuchać na zimne.

Obrazek

Vivobarefoot Evo - 1 raz
Salomon XA Comp - 1 raz (lewy but otarł mnie z boku dużego palca - czyżby stopa robiła się szersza od butów "naturalnych"?)

Obrazek

Ćwiczenia wzmacniająco-stabilizująco-rozciągające: 3 sesje - przyzwoicie (norma 3 do 4)

Wzmacnianie i mobilizacja stóp: 2 sesje (norma 2)

Grzybki - wreszcie coś się rusza w temacie, na razie były 2 razy w tygodniu
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Oj, coś się późno ten nowy tydzień zaczyna. Za to dziś było wszystkiego po trochu:

Środa 18/04/2012

18'E + 3x(1000m/p=1'/600m po 5:46 min/km) P=4' + 10'E
Razem 1h06' biegu i 10km z hakiem; buty Hyperspeed


Trochę się bałam tego treningu, ale trzeba było wziąć byka za rogi. Stwierdziłam, że biegając to na stadionie zanudzę się, więc wygrzebałam z czeluści szuflady footpoda i pojawiłam się na bieżni tylko celem skalibrowania go. A na interwały ruszyłam brzegiem jeziora i dobiegłam hen aż gdzie jeszcze nigdzie nie dotarłam. Trasa na pewno nie na szybkie dwusetki, bo sporo zakretów, schodków, mostków, przewężeń - dzięki temu nie było nudno. Pierwsza para 1000+600 lekko, druga pod wiatr - szczególnie tysiączek masakra - trzecia nie tak najgorzej (i ja takim tempem kiedyś mogłam biec 2 godziny :orany: ). A schłodzenie wypadło pod górkę dość długą, ale wtoczyłam się godnie. Tempa wykonanych odcinków:

5:45/5:42
5:43/5:39
5:44/5:45

Poza tym ćwiczenia rehabilitacyjne + ćwiczenia na stopy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 19/04/12

36'E, buty Hyperspeed


Czlap, czlap z pracy do domu, wtaczanie sie pod gore z ta niezwykla lekkoscia kobiety w TE DNI. Deszcz dopadl mnie tylko dwa razy, wiec oparlam sie nawet takiej pokusie jak stojacy na petli autobus jadacy prosto pod dom. W planie stoi minut 50, ale 36 to lepiej niz nic.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 22/04/2012

długie wybieganie 1h20' w tym 3x8' (6:02/6:05/6:05 min/km) p=2'
buty Hyperspeed


Biegowo i ćwiczeniowo ubogo w tym tygodniu, c'est la vie. :oczko: Ale dziś wyszłam biegać z zapałem, energią i dobrym nastrojem. Już po 10 mnutach wpadłam w fajny rytm i niiiosło mnie brzegiem jeziora do Lutry i z powrotem. Żwawsze odcinki fajne, ale ciutkę zbyt męczące jak na teoretyczne tempo połówki, oj kondycja wciąż w lesie. Ale postanowiłam wziąć byka za rogi i się rzutem na taśmę zapisałam na 10km de Lausanne w przyszłą sobotę. Plan - pokazać głowie, że wciąż potrafię pocisnąć od początku do końca bez poddawania się. W założeniach - podążając za balonikiem na 1h. Trasa płaska nie jest, jak to w Lozannie, ale te górki mam obiegane. Niemniej na tej nawiększej dziś ostatnie 10 minut treningu dość zdychałam. Łudzę się, że jak będę ją pokonywać po 30 minutach biegu, a nie po ponad 1h, to zniosę lepiej.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Zacznijmy od podsumowania mizerii tygodnia poprzedniego

Obrazek

16.IV-22.IV

Obrazek

3 treningi: 8x400m
1h10' po lesie


Wykonanie planu 3/4 - proza życia, ale i może to i dla nóg lepiej :oczko:

Obrazek

Hyperspeed - 3 razy

Obrazek

Ćwiczenia wzmacniająco-stabilizująco-rozciągające: 1 sesja - co za wstyd! (norma 3 do 4)

Wzmacnianie i mobilizacja stóp: 1 sesja (norma 2)

Grzybki - nie dopisałam wcześniej, ale w czwartek były, cały jeden raz w tygodniu 2x(20x2)

Podsumowując - do poprawki!
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 24/04/2012

Z rana - ćwiczenia rehabilitacyjne.

Wieczorem 20+2' E + 3x(1000m p=1' 500m; po 6min/km) P=2' + 10'E; razem 1h06'
Buty Evo/Hyperspeed


Pogoda na wyjściu z pracy wybitnie niebiegowa - zimny wiatr i deszcz. Kusiło by nie biegać, ale miałam zaplanowany ważny trening, a jutro już by było za późno na jakieś akcenty. Aż miałam pisać tu na forum, żeby mi ktoś na zachętę rozpęd kopniakiem nadał. :hahaha: W każdym razie postanowiłam, że przebieram się w biegowe ciuszki zaraz po wejściu do domu, żadnego rozsiadania się, bo potem będzie słabo. Na głowę czapeczka, prawdziwy przyjaciel okularnika w deszczu, ulubiona wiatrówka/bluza Nike by mnie nie przewiało, a na dół krótkie spodenki, żeby była motywacja do szybszego przebierania nogami. :bum: Na stopy - Evo, bo mokro i pojawiła się myśl, co by było, gdyby mi je przyszło w sobotę założyć.

A trening był ważny, bo miał na celu odczarowanie. Odczarowanie czekającego mnie podbiegu pod górę oliwną i odczarowanie tempa 6:00. W celu odczarowania podbiegu postanowiłam choć raz przebiec go w miarę na świeżo, a nie na koniec ciężkiego treningu i zobaczyć, że nie zawsze się na nim umiera. Ruszyłam rączo w stronę tegoż podbiegu, lekko muskując stopami ziemię - jak to w Evo - aż mnie oświeciło, że sierotka się wybrała na bieganie tempówek w terenie bez footpoda, co grzecznie na Hyperspeedach siedzi. :hahaha: Szybka ocena sytuacji - na stadion za daleko, na wyczucie dobrze nie pobiegnę, szkoda trening tracić - postanowiłam rozgrzewkę dokończyć w Evo, a po niej wpaść do domu zmienić buty. Po 10-11' byłam u stóp podbiegu* i ruszyłam do dzieła. Tym razem nie umierałam. W najstromszej części na pewno sporo zwolniłam, ale trzymałam ogólnie fason. Pierwsze zadanie wykonane!

Po 20 minutach byłam pod domem, w ramach gimnastyki wejście na 4 piętro, zmiana butów i szybciutki powrót na ulicę. Ze 2 minutki spokojnie, by nogi się przestawiły na inne buty i dajemy tempówki. Biegłam je po trasie sobotnich zawodów. Pierwsza na ulicy lekko pod koniec schodzącej w dół. Nie za ciężko, ale nie za lekko też. Minuta przerwy i 500m akurat wypadło na drugim (sporo mniejszym) z podbiegów, pomimo tego bardzo ładnie trzymałam tempo! Na najbardziej spektakularnym zbiegu głównie przerwa w truchcie, ale następujący potem 1km wyraźnie szybciej. Nogi same niosły. I tak już do końca, gdyby nie to, że lunęło, to biegło się naprawdę super, nogi same się kręciły, szczęśliwie muzyka w słuchawkach zagłuszała chlupotanie i skrzypienie namokniętej podeszwy butów. :oczko: (wyjmując nogę z buta byłabym od razu gotowa do wykonania testu mokrej stopy :bum: , na szczęście brak skarpet + szeroki "toebox" chronią przed obtarciami itp.) Zmęczyłam się zdecydowanie mniej niż w niedzielę biegnąc wolniejszym tempem. Czyli odczarowałam. :uuusmiech: A w ramach schłodzenia nawet pod dom z portu wdreptałam i wciąż czułam się w miarę świężo. Czyżby wreszcie coś się odblokowało?

Dokładne tempo powtórzeń:
5:57/5:59
5:44/5:50
5:54/5:56

* tym razem przenośny radar do pomiaru prędkości i wyświetlacz ustawiony na tymże zjeździe nie działały, w niedzielę zbiegając z tej górki udało mi się wygenerować piękne 10km/h :hahaha:

Po powrocie - ćwiczenia na stopy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 25/04/2012

44'E buty Hyperspeed
ćwiczenia na stopy + ćwiczenia rehabilitacyjne


Swobodne człapanie regeneracyjne. W planie stało godzinę, ale zdawało mi się to za dużo, poza tym doszedł powrót rowerem w pracy + trochę spaceru. Przyjemniejsza pogoda niż wczoraj, a na weekend straszą 29 stopniami. :orany: Ogólnie miasto trochę już żyje sobotnią imprezą biegową, wszędzie pełno biegaczy wykręcających ostatnie treningi zacięcie, szczególnie na trasie biegu. W poprzednich latach bywało tak, że spora częśc ludzi z mojego laboratorium startowała, nawet nasza kuchnio-jadalna jest wyklejona ich zdjęciami. Ale jak dziś szef sądował w porze lunchu, kto startuje w tym roku, to jako jedyna będę pełnić honory. W okolicach startu/mety są już namioty i drogowskazy, w parku nad jeziorem osiatkowana część trasy. Na ulicach przygotowane barierki do zamykania ruchu. Z połowa linii autobusów będzie wstrzymana lub wysłana na objazdy, jako że trasa biegnie niemal pod moim balkonem to będę się musiała na start wybrać chyba pieszo. Bo komunikacją to z 2 przesiadkami i bardzo naokoło. Ale na razie do soboty totalna laba. :spoko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Relacja będzie, jeszcze trochę. A na wstępie fotki pamiątkowe przed i po. Znajdź X szczegółów różniących te obrazki :hahaha: (nie liczy się to, że na zdjęciu po słońce zagląda przez okno i widać, że lustro muszę umyć :bum: ).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Obrazek

31eme 10km de Lausanne

1:00:06.3 (szwajcarska dokładność)
Buty Hyperspeed

A to było tak:

Do końca się wahałam jak się dostać na miejsce zawodów, bo na piechotę zdawało mi się za dużo tuż przed biegem, a komunikacja najwygodniejsza już była zawieszona. Wreszcie padło na podróż dookoła metrem. Postanowiłam pojechać już wyszokowana do startu i bez niczego, co musiałabym zostawiać w depozycie. W międzyczasie zaszło trochę słońce, więc by nie zmarznąć w metrze i wracając, dołożyłam rękawki. Podczas podróży metrem poświęcono mi więcej uwagi, niżbym sobie życzyła, ale ja nieprzyzwyczajona, bo na codzień w takich krótkich kieckach nie chadzam. Na drugie metro trzeba było dość długo czekać, ale zapas czasu był, zresztą na tamtej stacji już było też sporo innych startujących. Wysiadłam na stacji nad miejscem startu i w ramach rozgrzewki postanowiłam dojść ten kawałek przez park, zamiast jechać specjalnym autobusem. Myślałam o podbiegnięciu, ale jakoś wszyscy wokół szli, to ja też, przebiegnę się chwilę nad jeziorem. Niestety realia były inne, cały zapas czasu przed startem spędziłam w kolecje do kibelka. Ale w strefie startowej byłam dokładnie 10 minut przed odjazdem, jak kazali. Baloniki na 1h były sporo z tyłu, nie było szans się przebić, stwierdziłam, że mnie dogonią na trasie. Jest duszno samo w sobie + grzeje tłum. Strzał i pooooszli. Sierotka wystartowała garmina pod bramą startową chociaż maty były nieco dalej. I maty nie zalapowała. Bywa.

Mając słowa Kachity wyryte w pamięci mocno pilnuję tempo (i wewnętrznego Kenijczyka), czyli w zasadzie na początek wszyscy mnie mijają. Dopiero potem się wytworzy kilka stałych postaci w moim otoczeniu. Przesuwam się stopniowo do brzegu jezdni, łatwiej się biegnie jak wyprzedzają tylko z jednej strony. Jest dobrze gdyby nie to, że prawie od startu boli w prawym boku, piłam więcej niż zwykle przed startem + kiepska rozgrzewka, sama chciałam. Na szczęście w tym tempie ból jest, ale da się biec. Za jakiś czas boli już cały brzuch, ale oddech wciąż równy, więc mówię sobie, że przejdzie. Sporo osób wokół oddycha już znacznie głębiej. Zanim się pojawi tabliczka 2km już pierwsi idący.

Garmin mówi - pierwszy 1km + coś - 6:13.6
Kilometry 2 i 3 (złapane razem, nie wiem dlaczego) - 11:52.6


Bierzemy zakręt (dotąd biegliśmy po bulwarze nad jeziorem, koło Muzeum Olimpijskiego m.in) i zaczyna się zabawa, wspinamy się na Golgotę..tj. Górę Oliwną (Montolivet). Wciąż w gęstej grupie, jest nieźle duszno. Wszyscy oczywiście zwolnili, niektórzy od razu idą, ja zasuwam na wyczucie, na garmina nie patrząc, ale ogólnie raczej przesuwam się w przód grupy. Najgorsza część kończy się na pierwszym przystanku autobusowym i w sumie byłam zaskoczona, że tak szybko ten przystanek. Ale potem jeszcze sporo trochę mniej stromego, ale wciąż odczuwalnego. Spacer akurat nie kusi, natomiast tuż po osiągnięciu szczytu jestem w zasadzie pod domem i kusi, oj kusi by sobie powiedzieć dość. Ale nic to, przecież zaraz będzie z górki, dalej naprzód ku tabliczce 5km - kontrola czasu, tak jak mi sie zdawało nie straciłam na podbiegu więcej niż 30 sekund - tak szacowałam w sumie przed biegiem.

Garmin - (4km) 6:22.9
(5km) 5:52.9


Czas dobry, ale czuję się nieźle zmęczona. Tabliczka, że za 100m punkt odżywczy. Mamy tzw. faux plat montant, czyli górką ciężko to nazwać, ale swoje się czuje. Myślę, czy mi bardziej zaszkodzi (-> ból brzucha) czy pomoże picie (duuuszno). Decyuję, że skorzystam i to nawet w marszu, by porządnie wypić. Ustawiam się głupio do pierwszego stolika z brzegu, gdzie nie nadążają z podawaniem, a wewnętrzy leń się cieszy z momentu w bezruchu. Piję idąc, potem reszta na twarz i dajemy. Jest trochę w dół, ale tylko po to, żeby znów było w górę. :bum: Na treningu wtorkowym tę górkę łyknęłam bez mrugnięcia, ale teraz zwalniam, zaciskam zęby, to przecież ostatnia. Lecimy uliczką osiedlową, z jednego z ogródków usłużnie polewają wodą z węża, z radością wbiegam pod strumień. No i jest zbieg przez park, na początek nie mam za bardzo siły przyspieszyć, potem nogi poniosą same. W zasadzie tracę orientację, czy jeszcze biegnę na <1h, przecież sporo zwalniałam, ale baloniki też mnie nie przegoniły. Biegnę bo biegnę, na czuja trochę. Aż w tym zawieszeniu
zapominam zalapować siódmy kilometr (szósty też się nie złapał, jak teraz widzę). Kończy się zbieg i jednak jest kolejny mały podbieg, by wybiec spod ronda. Zaraz będziemy tuż przy stadionie, na którym meta, przebiegniemy koło miejsca startu, ale tylko po to, by wyruszyć na jeszcze pętlę dwukilometrową. Wszyscy mi mówili, że to ciężki psychicznie moment.

Garmin - (6+7+8km) 18:30.7

I rzeczywiście tak jest. Jestem prawie zdecydowana urwać się właśnie tu. Bo czuję, że już nie mogę. W ogóle już kilkakronie na trasie sobie myślałam, że ja za słabą mam psychikę na zawody, biegać sobie swobodnie fajnie, ale by konkretnie pocisnąć, to za miękkam. Zaraz za stadionem biegniemy równolegle do tych, którzy już kończą. Jednocześnie widzę tych co pętelkują hen, hen daleko. Nie dam rady tyle (znów lekkie faux plat montant). Nagle przerwa w użalaniu się, dostrzegam, że dziewczyna przede mną się chwieje na nogach. Zrównuję się i kilkukrotnie pytam, czy wszysko ok. Odpowiada słabo, może to przez słuchawki na uszach, niemniej mnie to raczej martwi niż uspokaja. Pytam się bezpośrednio, czy nie potrzebuje pomocy. Wreszcie więcej reakcji, dziękuje za troskę, ona już po prostu prawie nie może. Hmm, zostaję przy jej boku i biegniemy razem. Zostawię ją dopiero, gdy zdecyduje się przejść do marszu niedaleko od sanitariuszy. Mimo wolniejszej chwili biegu mam ogólnie dość, niemniej mówię sobie, że się dowlokę, po tego medala. I zauważam, że właśnie niedawno mnie minęły baloniki 1h. Wystarczy tylko się do nich przykleić. Tylko...no niestety za szybko idą (swoją drogą jestem ciekawa, jak zając rozłożył tempo na takiej trasie). Żeby było ciekawiej biegniemy teraz przez tereny zielone nad jeziorem, gdzie odchodzi ostre grilowanie. Zapach niemal zwala z nóg. W oddali tabliczka 9km, no, tam zejdę. Jak przez cały czas od startu i tu przybijam piątki wszystkim kibicującym dzieciakom, biegam dużo ich wokół trasy, biegam w tempie żałosnym, to chociaż im sprawiam radochę. I niewiele przed tym 9km przybijająca mi piątkę mała dziewczynka mówi: "Vous êtes tous que des meilleurs" (jesteście bez wyjątku wszyscy najlepsi - tak mniej więcej) . Ależ chwyciło za serce tę biedną zadyszaną strasb. Jeszcze kolejny z mijaliśmy właśnie śpiewającego pana i to już co najmniej drugi z "punktów muzycznych" na trasie, gdzie spiewają repertuar mojego ulubionego piosenkarza. I jak tu brzydko dać nogę w takich okolicznościach. Ale najbardziej w sumie pomagają wolontariusze, którzy odliczają głośno dla nas: jeszcze tylko 600m, tylko 500m. Już skręcamy na stadion. O żesz, to oznacza spore zwężenie. Z automatu zmierzam ku najbardziej wewnętrznemu torowi i jednak szykuję się na finałowy sprint. Ale jakoś jedyna mam chyba taki zamiar wokół ludzie biegną gęsto i wolno, przeskakuję między nimi karkołomnie, ostatni zakręt i meta jednak w połowie prostej a nie na końcu, dopalacz na maxa, ale trzeba było zacząć wcześniej. Reszta powoli wtruchtuje na metę, dziwne. :lalala: Ja tam jestem cała szczęśliwa, garmin pokazuje 1:00:17 (o, wow, myślałam, że więcej będzie), medal na szyję. Odsapka na przy barierce.

Garmin - (9km) 5:47.2
(10km) 5:37.2


Teraz picie, batoniki, banany, jest tego pod dostatkiem. Przy masażach dziwnie mała kolejka, to może ja też, ale po chwili już wiem, czemu mała kolejka - można przyjść dopiero po przysznicu. Nie ma co marznąć, podciągam rękawki i maszeruję w stronę domu. Skręcam tak, by iść wzdłuż trasy 20 kilometrowców i trochę pokibicować. Przechodzę przez miejsce, gdzie zostawiałam tę słaniającą się dziewczynę. O, wciąż tam jest, siedzi w otoczeniu trójki sanitariuszy. Chcę podejść, zapytać, czy wszystko OK. Ale w ostatnim momencie dostrzegam, że dziewczyna starsznie płacze. Oj, chyba nie będzie jej przyjemnie oglądać mnie z medalem, rezygnuję.

Trasę dwudziestki osiągam w miejscu, gdzie zaczyna się wspinanie od poziomu jeziora pod katedrę (na przestrzeni około 5km). Ludzie biegną dość porozrzucani, walczą z tym podbiegiem. I niemal sami faceci, aż zaczynam liczyć kobitki, długo się zatrzymuję na czterech. Potem dobiję do 14 aż mnie minie zając z flagą na 1h:30. No tak to tłumaczy, dlaczego przed nim głównie panowie. :bum:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Znalazłam jedno zdjęcie z biegu, na którym jestem. Wg deklarowanego czasu wykonania zdjęcia tłoczę się gdzieś po wodę lub batoniki po środku stadionu. :hej:

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Ależ mam zaległości!

Niedziela 29/04/2012

ćwiczenia rehabilitacyjne

Podsumowanie tygodnia:

Obrazek

23.IV - 29.IV

Obrazek

2 treningi: 3x(1000m+500m)
44' E
1 zawody (10km/+121m) 1:00:6.3


Wykonanie planu 3/3 - i przede wszystkim dych zwyciężył nad ciałem!

Obrazek

Hyperspeed - 2.5 raza :oczko:
Evo - 0.5 raza :hahaha:

Obrazek

Ćwiczenia wzmacniająco-stabilizująco-rozciągające: 3 sesje - podciągnęłam się! (norma 3 do 4)

Wzmacnianie i mobilizacja stóp: 2 sesje (norma 2)

Grzybki -nic a nic (ale nie chciałam się zniszczyć przed zawodami)
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 01/05/2012

53' E po pagórach; buty Light Silence

Dla uczczenia Święta Pracy po pracy właściwej (w moim kantonie majowego weekendu za grosz!), wybrałam się jeszcze popracować biegowo i przetestować Brooksy po tuningu, które mi moi mili goście z Polski dostarczyli niedzielną nocą. Bieg ogólnie bardzo fajny, pewnie można było regeneracyjnie po zawodach, ale mnie ciągnęło na pagóry, przetestować np. kawałek trasy 20km z sobotnich zawodów. Była moc!

Teraz parę słów o butach. Prezentują się super, podeszwa ma teraz bardzo zgrabną linię, usztywnienie zapiętka usunięte laparoskopowo, żadnych blizn, estetyka na piątkę. Zakładam i niespodzianka,po przeróbce to jedyny model z mojej stajni, w którym nie jest wygodnie przy chodzeniu. To kwestia rzeźby pięty, wąskiej i zaokrąglonej; podobne wrażenia opisują użytkowanicy Merrell Trail Glove na twardszych powierzchniach. Buty założyłam bez wkładek i skarpet, przy staniu/kręceniu się po mieszkaniu trochę uwierania pod łukami - może to efekt całkowiecie miękkiej teraz cholewki, która nie chroni stopy przed zsuwaniem się w tylnej części lekko z obrysu podeszwy? Swoją drogą wnętrze buta nie do końca jest gołostopoprzyjazne, ale to oczywiście jest niezależne od tuningu, tylko producent tak zrobił i już. Pod śródstopiem mniej kapciowo niż było choć na pierwszy rzut oka niedużo zostało podcięte.

No to do biegu. Tak jak się spodziewałam, w biegu tak wykonana pięta jest jak najbardziej wygodna, uwierania pod łukami brak. Amortyzacja pod śródstopiem bardzo podobna do odczucia w Hyperspeedach, w sumie ilość pianki mają teraz podobną. Czucie podłoża mniejsze niż w Evo, nie jestem maniakiem na tym punkcie, ot po prostu fakt. Przy zbiegach po chodniku trochę uślizgu na piance (albo przynajmniej takiego wrażenia), w Hyperspeedach gumową kratkę już dosyć zdarłam i jest niewiele lepiej, w tym względzie bezkonkurencyjne jest Evo. Faktu, że Light Silence ważą o połowę mniej niż Hyperspeed a szczególnie Evo szczerze mówiąc nie odczułam. Z uwag ogólnych to przy poceniu się stopy wnętrze buta robi się trochę śliskie, ale to znów zupełnie nie wynika z efektów tuningu.

Podsumowując - cieszę się, że mam zamiennik Hyperspeeda z niedziurawą podeszwą, w obu butach biega mi się w zasadzie tak samo, nie odczułam rewolucji, ale udało się zrecyclingować zbyt już kapciowate dla mnie laczki na fajne codzienne śmigacze. Cel osiągnięty, jeszcze raz dziękuję doktorowi Zenonowi. :hej:
ODPOWIEDZ