Aśka: back for my back ;)
Moderator: infernal
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Hej wszystkim
____________________________________________________________________________________________
PO EDYCJI - TU BĘDĘ PODKLEJAĆ LINKI DO KOLEJNYCH CELÓW, UJMOWANYCH W TEMACIE (tzn. do miejsc w tym blogu, w których zaczyna się realizacja kolejnego numeru ).
AKTUALNIE MAM DWA CELE GŁÓWNE; MAM NADZIEJĘ, ŻE PIERWSZY SZYBKO ZOSTANIE OSIĄGNIĘTY
Cel 1: zrzucić nadmiary: http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=57&t=20297
Cel 2: Susz triathlon: http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 7&start=17
Cel 3: Pecz z kontuzją http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 7&start=75
Cel 4: Powrót do regularnych treningów http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 47#p331847
Cel 5 (taaak, bardzo szybka zmiana...): chwilowo szlaban i czekamy na rozwój sytuacji http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 26#p333226
Cel 6: powrót (będzie długi i powolny) http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 05#p351905
KONIEC EDYCJI, RESZTA BEZ ZMIAN - JAK NAPISAŁAM ZA PIERWSZYM RAZEM [/i]
____________________________________________________________________________________________
Jestem totalnie nowa na forum, więc przy okazji witam się z Wami.
Mam 27 lat, staram się biegać jakieś 2 lata, ale wychodziło różnie. W ubiegłym roku na gwiazdkę dostałam zestaw nike+ i zaczęłam biegać nieco bardziej regularnie, ale wciąż nie tak, jakbym chciała. W sierpniu zapisałam się na pierwsze zawody 10 km, i dostałam małego kopa treningowego, regularność i konsekwencja zdecydowanie podskoczyły
Teraz chcę osiągnąć dwa cele:
1. zrzucić nieco kg - 10 kg na pewno, dalej zobaczymy, jak dycha zejdzie - czy już ok, czy jeszcze trzeba się nieco postarać...
2. przebiec półmaraton - po 10 km to etap, który chcę zrealizować, a później będę się zastanawiała, czy chcę biegać coraz dalej, czy coraz szybciej. Przede mną jeszcze sporo lektur i kilka rodzajów treningów do wypróbowania, żeby się dowiedzieć
Buty Nike - jakieś czarne :P Wybierałam do biegania po asfalcie, chociaż staram się biegać raczej po parkowych ścieżkach, ale zanim do nich dobiegnę, mam sporo twardego betonu do pokonania; w jednym z parków obok domu ścieżki są do tego wylane asfaltem, więc wolę za dużą amortyzację, niż za małą.
Nike+ sportband jako czasomierz, odległościomierz i prędkościomierz. Powoli przymierzam się do czegoś bardziej zaawansowanego - w końcu kolejna Gwiazdka się zbliża, więc sprzyjający okres do nabywania przydatnych gadżetów
BIEGANIE
Przygotowując się do 10km, biegałam wg planu na stronie Nike, który polegał na tym, że zwiększam dystans stopniowo, dobiegając do 15 i 16 km czasami, a startując od okolic 4-5 km. Niektóre biegi wiązały się z przyspieszeniami na kilkaset metrów albo z bieganiem pod górkę. Różnie mi szło z tymi dodatkami, ale starałam się mniej więcej pilnie
Efekt: niecałe 62 minuty w zawodach. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle jak na mój staż. Biegłam, żeby dobiec, spodziewałam się ok. 70 min., więc jest lepiej, niż zakładałam
Aktualnie biegam wg planu ze strony adidas micoach:
- cel schudnięcie,
- wyjściowe: 30 min. ciągłego biegu
- 5x w tygodniu
- niektóre biegi (2 w tygodniu) będą stopniowo wydłużane, reszta zostaje na poziomie 30 min.
- 3x to interwały
- są 4 zakresy tempa, określane jako Blue, Green, Yellow, Red - mierzone na podstawie pulsu, ale że nie mam pulsometru, to ustawiłam na tempo: B = 09:00-07:17, G = 07:17-06:05, Y = 06:05-04:53, R = 04:53-03:53
INNE
Poza tym ćwiczę jogę od kilku dni i po efektach, jakie już widzę odnośnie pleców, nie zamierzam rezygnować.
Ponadto: siłowe - średnio 3-4x w tyg.
Specyficzna o tyle, że jestem wincyj restrykcyjną wegetarianką: standardowo bez mięsa, ryb, drobiu + elementy wegańskie, czyli bez nabiału. Jem jajka.
Staram się 3 posiłki dziennie + jakieś owoce pomiędzy, wychodzi różnie, ale pracuję nad tym...
Na sam koniec moje aktualne statystyki (od czasu, kiedy je mierzę, tj. od ubiegłorocznej gwiazdki): 706 km, średnie tempo 6'14", ale ostatnio chyba mi spadło nieco; średnio wg obliczeń niecałe 3 biegi w tygodniu, ale od sierpnia jest 3-5, z przewagą 4.
Będę wdzięczna za komentarze, wskazówki, poklepanie po plecach czasami, uwagi krytyczne, acz konstruktywne
I do boju!
____________________________________________________________________________________________
PO EDYCJI - TU BĘDĘ PODKLEJAĆ LINKI DO KOLEJNYCH CELÓW, UJMOWANYCH W TEMACIE (tzn. do miejsc w tym blogu, w których zaczyna się realizacja kolejnego numeru ).
AKTUALNIE MAM DWA CELE GŁÓWNE; MAM NADZIEJĘ, ŻE PIERWSZY SZYBKO ZOSTANIE OSIĄGNIĘTY
Cel 1: zrzucić nadmiary: http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=57&t=20297
Cel 2: Susz triathlon: http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 7&start=17
Cel 3: Pecz z kontuzją http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 7&start=75
Cel 4: Powrót do regularnych treningów http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 47#p331847
Cel 5 (taaak, bardzo szybka zmiana...): chwilowo szlaban i czekamy na rozwój sytuacji http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 26#p333226
Cel 6: powrót (będzie długi i powolny) http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... 05#p351905
KONIEC EDYCJI, RESZTA BEZ ZMIAN - JAK NAPISAŁAM ZA PIERWSZYM RAZEM [/i]
____________________________________________________________________________________________
Jestem totalnie nowa na forum, więc przy okazji witam się z Wami.
Mam 27 lat, staram się biegać jakieś 2 lata, ale wychodziło różnie. W ubiegłym roku na gwiazdkę dostałam zestaw nike+ i zaczęłam biegać nieco bardziej regularnie, ale wciąż nie tak, jakbym chciała. W sierpniu zapisałam się na pierwsze zawody 10 km, i dostałam małego kopa treningowego, regularność i konsekwencja zdecydowanie podskoczyły
Teraz chcę osiągnąć dwa cele:
1. zrzucić nieco kg - 10 kg na pewno, dalej zobaczymy, jak dycha zejdzie - czy już ok, czy jeszcze trzeba się nieco postarać...
2. przebiec półmaraton - po 10 km to etap, który chcę zrealizować, a później będę się zastanawiała, czy chcę biegać coraz dalej, czy coraz szybciej. Przede mną jeszcze sporo lektur i kilka rodzajów treningów do wypróbowania, żeby się dowiedzieć
Buty Nike - jakieś czarne :P Wybierałam do biegania po asfalcie, chociaż staram się biegać raczej po parkowych ścieżkach, ale zanim do nich dobiegnę, mam sporo twardego betonu do pokonania; w jednym z parków obok domu ścieżki są do tego wylane asfaltem, więc wolę za dużą amortyzację, niż za małą.
Nike+ sportband jako czasomierz, odległościomierz i prędkościomierz. Powoli przymierzam się do czegoś bardziej zaawansowanego - w końcu kolejna Gwiazdka się zbliża, więc sprzyjający okres do nabywania przydatnych gadżetów
BIEGANIE
Przygotowując się do 10km, biegałam wg planu na stronie Nike, który polegał na tym, że zwiększam dystans stopniowo, dobiegając do 15 i 16 km czasami, a startując od okolic 4-5 km. Niektóre biegi wiązały się z przyspieszeniami na kilkaset metrów albo z bieganiem pod górkę. Różnie mi szło z tymi dodatkami, ale starałam się mniej więcej pilnie
Efekt: niecałe 62 minuty w zawodach. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle jak na mój staż. Biegłam, żeby dobiec, spodziewałam się ok. 70 min., więc jest lepiej, niż zakładałam
Aktualnie biegam wg planu ze strony adidas micoach:
- cel schudnięcie,
- wyjściowe: 30 min. ciągłego biegu
- 5x w tygodniu
- niektóre biegi (2 w tygodniu) będą stopniowo wydłużane, reszta zostaje na poziomie 30 min.
- 3x to interwały
- są 4 zakresy tempa, określane jako Blue, Green, Yellow, Red - mierzone na podstawie pulsu, ale że nie mam pulsometru, to ustawiłam na tempo: B = 09:00-07:17, G = 07:17-06:05, Y = 06:05-04:53, R = 04:53-03:53
INNE
Poza tym ćwiczę jogę od kilku dni i po efektach, jakie już widzę odnośnie pleców, nie zamierzam rezygnować.
Ponadto: siłowe - średnio 3-4x w tyg.
Specyficzna o tyle, że jestem wincyj restrykcyjną wegetarianką: standardowo bez mięsa, ryb, drobiu + elementy wegańskie, czyli bez nabiału. Jem jajka.
Staram się 3 posiłki dziennie + jakieś owoce pomiędzy, wychodzi różnie, ale pracuję nad tym...
Na sam koniec moje aktualne statystyki (od czasu, kiedy je mierzę, tj. od ubiegłorocznej gwiazdki): 706 km, średnie tempo 6'14", ale ostatnio chyba mi spadło nieco; średnio wg obliczeń niecałe 3 biegi w tygodniu, ale od sierpnia jest 3-5, z przewagą 4.
Będę wdzięczna za komentarze, wskazówki, poklepanie po plecach czasami, uwagi krytyczne, acz konstruktywne
I do boju!
Ostatnio zmieniony 07 sty 2013, 16:49 przez Aśka, łącznie zmieniany 13 razy.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Fiu, fiu, widzę, że muszę mocno przemyśleć trening jednak
Dzięki wielkie za porady i wskazówki. Baaardzo fajnie mi się zrobiło
Na pewno zastosuję się - wobec kilku głosów zgodnych co do tej kwestii - do ograniczenia liczby biegów do 4 i tym samym jutro nie biegam, bo biegałam wczoraj i dzisiaj. Resztę sobie przemyślę i dam znać, co namodziłam i jaki plan sobie ustalam ostatecznie, ok?
A w międzyczasie jeszcze Was podpytam o pulsometr - na gwiazdkę mam obiecany bardziej zaawansowany sprzęt, jakiś Garmin albo co - jeszcze muszę omówić z Mikołajem
Czy do tego czasu obędę się bez, np. licząc z sekundnikiem w ręku, czy warto mi kupić jakiekolwiek hmmm badziewie , byle mieć w miarę dokładny pomiar? Do 40-50 zł znajdzie się coś? Nie chcę wydawać szmalu, skoro niedługo dostanę dużo lepsiejszą zabaweczkę Generalnie chciałabym wreszcie sobie obliczyć te wszystkie HR MAX i inne cuda, które chwilowo omijam wzrokiem, bo nie mam urządzenia, ale może nie warto czekać z tym niemal dwa miechy? Bardzo proszę o podpowiedź
Dzięki wielkie za porady i wskazówki. Baaardzo fajnie mi się zrobiło
Na pewno zastosuję się - wobec kilku głosów zgodnych co do tej kwestii - do ograniczenia liczby biegów do 4 i tym samym jutro nie biegam, bo biegałam wczoraj i dzisiaj. Resztę sobie przemyślę i dam znać, co namodziłam i jaki plan sobie ustalam ostatecznie, ok?
A w międzyczasie jeszcze Was podpytam o pulsometr - na gwiazdkę mam obiecany bardziej zaawansowany sprzęt, jakiś Garmin albo co - jeszcze muszę omówić z Mikołajem
Czy do tego czasu obędę się bez, np. licząc z sekundnikiem w ręku, czy warto mi kupić jakiekolwiek hmmm badziewie , byle mieć w miarę dokładny pomiar? Do 40-50 zł znajdzie się coś? Nie chcę wydawać szmalu, skoro niedługo dostanę dużo lepsiejszą zabaweczkę Generalnie chciałabym wreszcie sobie obliczyć te wszystkie HR MAX i inne cuda, które chwilowo omijam wzrokiem, bo nie mam urządzenia, ale może nie warto czekać z tym niemal dwa miechy? Bardzo proszę o podpowiedź
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Hej wszystkim
Dzięki wielkie wielkie za tyle porad i wskazówek - wszystkie sobie przemyślałam wstępnie i zmieniam nieco trening zatem.
Cel redukuję do jednego chwilowo (rzecz jasna, nadal z zamiarem wystartowania w marcowej połówce, ale nie na tym się koncentruję), tj. do zrzucenia tego, co mi w zupełności niepotrzebne
Do sprzętu dodajemy pulsometr zatem
Trening zmieniamy nieco zgodnie ze wskazówkami większości: zmniejszam liczbę biegów do 4 w tygodniu, w tym jeden będzie długi, dłuższy, coraz dłuższy
Będę się opierać znów na planie ze strony Nike, bo nie chcę dzień w dzień robić równo godziny, tylko coś tam sobie zmieniać, a u nich rośnie nieco odległość, więc coś tam mi się będzie zmieniało, acz nie jakoś bardzo (żebym znowu nie przegięła), no i nie sama o tym będę decydować, tylko liczę, że ktoś niegłupi plan układał
Dokładnie wygląda to tak:
- 2 długie (początkowo 8 km, potem rosną gdzieś do 9-11), czyli godzina z okładem dla mnie
- 1 krótki,
- 1 dłuugi - ten najdłuższy spełnia wymogi polecanej przez Was biegowej wycieczki zdecydowanie (też najpierw nieco krócej, ale potem coraz więcej).
Siłowe i joga zostają, rzecz jasna
I na koniec sobie dodam jeszcze jedną śliczną ikonkę z małym zapytaniem:
Mam za bardzo poziomo ustawioną kość krzyżową i skróconą odległość między ostatnimi kręgami lędźwiowymi. Boli nieraz, że @@$#%!
Tak, byłam u lekarza, idę do rehabilitanta na konsultacje, ale gdyby ktoś miał jakieś podpowiedzi z tego zakresu, będę wdzięczna.
Właśnie się zorientowałam, że nie tylko ja mam tę przypadłość (albo podobne objawy, w każdym razie), więc po konsultacji wrzucę tu, co mi powiedzieli - może komuś też się przyda
Pozdrawiam i jutro mam nadzieję wpisać już coś biegowego - na początek 8 km ma być.
Dzięki wielkie wielkie za tyle porad i wskazówek - wszystkie sobie przemyślałam wstępnie i zmieniam nieco trening zatem.
Cel redukuję do jednego chwilowo (rzecz jasna, nadal z zamiarem wystartowania w marcowej połówce, ale nie na tym się koncentruję), tj. do zrzucenia tego, co mi w zupełności niepotrzebne
Do sprzętu dodajemy pulsometr zatem
Trening zmieniamy nieco zgodnie ze wskazówkami większości: zmniejszam liczbę biegów do 4 w tygodniu, w tym jeden będzie długi, dłuższy, coraz dłuższy
Będę się opierać znów na planie ze strony Nike, bo nie chcę dzień w dzień robić równo godziny, tylko coś tam sobie zmieniać, a u nich rośnie nieco odległość, więc coś tam mi się będzie zmieniało, acz nie jakoś bardzo (żebym znowu nie przegięła), no i nie sama o tym będę decydować, tylko liczę, że ktoś niegłupi plan układał
Dokładnie wygląda to tak:
- 2 długie (początkowo 8 km, potem rosną gdzieś do 9-11), czyli godzina z okładem dla mnie
- 1 krótki,
- 1 dłuugi - ten najdłuższy spełnia wymogi polecanej przez Was biegowej wycieczki zdecydowanie (też najpierw nieco krócej, ale potem coraz więcej).
Siłowe i joga zostają, rzecz jasna
I na koniec sobie dodam jeszcze jedną śliczną ikonkę z małym zapytaniem:
Mam za bardzo poziomo ustawioną kość krzyżową i skróconą odległość między ostatnimi kręgami lędźwiowymi. Boli nieraz, że @@$#%!
Tak, byłam u lekarza, idę do rehabilitanta na konsultacje, ale gdyby ktoś miał jakieś podpowiedzi z tego zakresu, będę wdzięczna.
Właśnie się zorientowałam, że nie tylko ja mam tę przypadłość (albo podobne objawy, w każdym razie), więc po konsultacji wrzucę tu, co mi powiedzieli - może komuś też się przyda
Pozdrawiam i jutro mam nadzieję wpisać już coś biegowego - na początek 8 km ma być.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
18.11.2010
Ok, pierwszy bieg za mną. Tzn. nie pierwszy, biegałam w pn i we wt w tym tygodniu, ale pierwszy wg Waszych wskazówek
Czas: 01:00:00 - chociaż miałam biec 8 km, postanowiłam dociągnąć do pełnej godziny
Dystans: 8.6 km
Tętno: oscylowało wokół zadanych 140, ale raz było trochę więcej, raz trochę mniej. Najczęściej: w okolicach 144-145. Myślę, że ok.
Tempo: 06'59"
Na początku myślałam, że pulsometr to totalne badziewie, a nie pulsometr, bo o ile w domu na kanapie pokazywał bodajże 60, to po ruszeniu w trasę nagle skoczyło do 180-190. Pomyślałam sobie kilka niecenzuralnych rzeczy i o swojej kondycji, i o pulsometrze, ale po jakimś czasie jednak "zluzował" i ustawiły się okolice 140.
Tempo, zgodnie z zamiarem, konwersacyjne faktycznie. W dotychczasowych moich biegach biegłam szybciej w drugiej części, tu musiałam nieco zwalniać, ale jakoś mi to pasowało do tego, jak się ogólnie czułam. Mam wrażenie (nie wiem, czy takie powinnam mieć, ale skoro miało być na spokojnie, żebym paliła niechciane elementy , to chyba ok), że mogłabym kolejną godzinę tak sobie biec, pół na bank.
Po powrocie do domu krótkie rozciągnięcie, 15 min. siłowych (2 szybkie obwody), rozciąganie, śniadanie i jestem tu )
Pogoda jaka jest, każden widzi: syf syfem pogania :/
O pogodzie sobie piszę, bo do innej rzeczy mi potrzebna: do obserwacji własnych... uszu :D Mam z nimi niewielki kłopot i zastanawiam się, czy nie wynika on nieco z przewiania.
A więc: wg wskazań jakieś 8-10 stopni, zimno, mokro.
Założyłam nauszniki na czapkę z daszkiem, jakoś ciepło w uszy, ale nie gorąco w głowę. I nie szumi chwilowo bardzo, tylko trochę (tak, mam taki gwizd wkurzający, laryngolog próbuje coś zaradzić, ale chwilowo kiszka).
Plecy nie bolą. Byłam wczoraj i przedwczoraj na tzw. prądach DD. Pani wątpiła, że cokolwiek dadzą, ale wczoraj mi mocniej podkręcili i chyba jest efekt. Oby to pomogło na dłuższą metę.
Wsjo.
Na jutro: jakieś 13 km.
Na sb i nd - free.
Ok, pierwszy bieg za mną. Tzn. nie pierwszy, biegałam w pn i we wt w tym tygodniu, ale pierwszy wg Waszych wskazówek
Czas: 01:00:00 - chociaż miałam biec 8 km, postanowiłam dociągnąć do pełnej godziny
Dystans: 8.6 km
Tętno: oscylowało wokół zadanych 140, ale raz było trochę więcej, raz trochę mniej. Najczęściej: w okolicach 144-145. Myślę, że ok.
Tempo: 06'59"
Na początku myślałam, że pulsometr to totalne badziewie, a nie pulsometr, bo o ile w domu na kanapie pokazywał bodajże 60, to po ruszeniu w trasę nagle skoczyło do 180-190. Pomyślałam sobie kilka niecenzuralnych rzeczy i o swojej kondycji, i o pulsometrze, ale po jakimś czasie jednak "zluzował" i ustawiły się okolice 140.
Tempo, zgodnie z zamiarem, konwersacyjne faktycznie. W dotychczasowych moich biegach biegłam szybciej w drugiej części, tu musiałam nieco zwalniać, ale jakoś mi to pasowało do tego, jak się ogólnie czułam. Mam wrażenie (nie wiem, czy takie powinnam mieć, ale skoro miało być na spokojnie, żebym paliła niechciane elementy , to chyba ok), że mogłabym kolejną godzinę tak sobie biec, pół na bank.
Po powrocie do domu krótkie rozciągnięcie, 15 min. siłowych (2 szybkie obwody), rozciąganie, śniadanie i jestem tu )
Pogoda jaka jest, każden widzi: syf syfem pogania :/
O pogodzie sobie piszę, bo do innej rzeczy mi potrzebna: do obserwacji własnych... uszu :D Mam z nimi niewielki kłopot i zastanawiam się, czy nie wynika on nieco z przewiania.
A więc: wg wskazań jakieś 8-10 stopni, zimno, mokro.
Założyłam nauszniki na czapkę z daszkiem, jakoś ciepło w uszy, ale nie gorąco w głowę. I nie szumi chwilowo bardzo, tylko trochę (tak, mam taki gwizd wkurzający, laryngolog próbuje coś zaradzić, ale chwilowo kiszka).
Plecy nie bolą. Byłam wczoraj i przedwczoraj na tzw. prądach DD. Pani wątpiła, że cokolwiek dadzą, ale wczoraj mi mocniej podkręcili i chyba jest efekt. Oby to pomogło na dłuższą metę.
Wsjo.
Na jutro: jakieś 13 km.
Na sb i nd - free.
Ostatnio zmieniony 01 gru 2010, 22:24 przez Aśka, łącznie zmieniany 1 raz.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
19.11.2010, pt
Czas: 01:30:00
Dystans: 12.6 km
Tętno:ok. 140 - z małymi zmianami: głównie biegłam na 140, robiłam przyspieszenia na 2 min. i marsz na 2 min. - zgodnie mniej więcej z zaleceniami Dominiki, ale nieco na odwrót, bo nie wiedziałam, czy w czasie tych wycieczek też mam trzymać głównie 140, czy tym razem mam biec szybciej... Jak ja mam to robić? 10 min. z tętnem 140, 2 wolniej i 2 marsz, czy 10 min. z tętnem szybszym, 2 trucht (140 tętno), 2 marsz?
Tempo: 07'07"
Dzisiaj już bardziej czułam tyłek i nogi No i nie chciało mi się strzelać kolejnych kółeczek :/ Na początku biegałam po parku, potem park stał się za mały, biegłam do pobliskiego lasku, teraz też za mało już, zaczęłam biegać do parku, do którego mam jakieś 2,5 km z domu, ale sam park też wielki nie jest, chociaż początkowo wydawał się spory, i już mnie wkurza bieganie kółka za kółkiem. Staram się urozmaicać i raz w jedną, raz w drugą stronę, czasem przetnę na wprost jakąś ścieżką etc. Pobiegłabym dalej gdzieś ulicami jakąś dużą pętlę, ale z kolei biegam z psem i wymijanie przechodniów etc. na ulicach też nie nastraja pozytywnie.
Albo muszę przywyknąć do parkowych kółek, albo obmyślić, co by tu zrobić, żeby było ciekawiej.
Pogoda zajebiaszcza dziś, ale na wszelki wypadek nauszniki założyłam. Efekt chyba jest, chociaż zapeszać nie chcę, ale generalnie w uchu rzecz jasna piszczy, niemniej dużo ciszej i parę razy w ogóle nie słyszałam. Czyżby to było związane z przewianiem? Oby, kurka, oby, bo jak tak, to znaczy, że to można zlikwidować... Uprzejmie o kciuki w tej sprawie proszę
Obiecałam opisać ćwiczenia, które mi rehabilitantka zapoda na problemy z lędźwiowym odcinkiem kręgosłupa.
Pierwszy mój szok: stwierdziła, że mam bardzo mocno skurczone/napięte zginacze bioder i czworogłowe ud. Rozciągam je regularnie, czy to po ćwiczeniach siłowych, czy po biegach, więc mnie zatkało. No i się okazało, że można rozciągać i rozciągać - nie dość, że niektóre ćwiczenia (u mnie, w każdym razie) nie przyniosą efektu, to jeszcze mogą zaszkodzić. Spisuję zatem (i jeszcze do wątku "zdrowie" podrzucę) dla wszelkiej cierpiącej na dolegliwości odcinka lędźwiowego potomności:
*nie wolno rozciągać 4-głowego uda w staniu (takie klasyczne łapanie się za stopę na stojąco) - bo miednica leci i się nadwyręża dodatkowo.
*jak ćwiczy się brzuch, to nigdy w pozycjach, które nadwyrężają odcinek lędźwiowy, czyli na ludzkie przekładając: całe plecy w naszym przypadku mają przylegać do podłogi
* jw., tylko konkretnie: nie wolno np. opuszczać jednocześnie prostych nóg (tak prawie do podłogi - jak wiecie, to ok, jak nie wiecie, to pytajcie, o co mi konkretnie chodzi ; nie wolno też obu nóg wyprostowanych trzymać razem w górze (to mnie zdziwiło, ale skoro nie, to nie)
A co warto? Dzisiaj dostałam zestaw ćwiczeń na rozciągnięcie zginaczy bioder i czworogłowych ud. Niektóre znam, niektórych nie, wrzucam wszystkie:
* klękamy jedną nogą (powiedzmy, lewą) na podłodze, prawa oparta kolanem o ziemię. Prawą dajemy mocno do przodu, rozciągając lewą. Niby robiłam, ale pokazałam pani, jak i od razu mi przestawiła miednicę: ma być skierowana zupełnie prosto przed siebie, żadnych odchyleń w bok. od razu mnie lepiej naciągnęło :D
* pozycja podobna do tej wyżej, ale stopę nogi opartej na ziemi kładziemy na jakimś podwyższeniu - kilku poduszkach, książkach, łotever. teraz czworogłowy bardziej czuć
* jw. tylko zamiast podwyższenia - większy zakres: łapiemy stopę nogi opartej o podłogę tą samą ręką. i wreszcie porządnie rozciągamy czworogłowy :D przynajmniej u mnie dopiero tu poczułam konkretne rozciąganie.
* teraz potrzebny nam pomocnik: trzeba się położyć (w domu to chyba najlepiej na stole) na plecach i tyłek zbliżyć jak najbardziej do krawędzi, nogi zwisają luźno w dół (nie mogą dotykać podłogi). nasz pomagier ustawia się tak, żeby można było sobie o jego bok oprzeć np. prawą nogę, a lewą naciska nam delikatnie w dół. u niektórych to wystarczy, mi pani musiała jeszcze zablokować stopę, żeby nie "podlatywała" do góry - jakoś swoją nogą tak stanęła, że nie miałam jak jej podnieść. i teraz izometryczne napięcie parę sekund (pomocnik chwyta udo od dołu, napiera na nie delikatnie, jakby chciał podnieść nam do góry, my naciskamy w dół), rozluźniamy i pomocnik pcha nogę delikatnie w dół. znowu napinamy, znowu w dół i tak kilka razy. na koniec, zanim podniesiemy nogę, pomagier naciska nam udo od góry i tym razem naciskamy, chcąc do góry jakby podnieść. chwilka, i możemy zamienić nogi.
jeja, mam nadzieję, że nic nie pokręciłam, ale chyba nic... dobra, dalej:
* kładziemy się na łóżku na brzuchu, jak najbliżej krawędzi, prawa noga zwisa z łóżka i zgięta w kolanie opiera się na podłodze albo na jakichś poduszkach. ma być ustawiona niejako do przodu (biodra skierowane w przód), luźna i dobrze wsparta. lewą zginamy w kolanie, obwiązujemy jakimś paskiem w kostce i delikatnie, znów z izometrycznymi napięciami i rozluźnianiem, ciągniemy rękami w przód (ręce nad głową)
* i ostatnie: rozciąganie pośladków w 3 wersjach (każda wersja nieco inne mięśnie rozciąga):
pozycja wyjściowa wszystkich 3: kładziemy się na plecach, prawa noga zgięta i ustawiona na podłodze.
1. lewą stopę zakładamy za prawe kolano, lewe kolano odchylamy w bok pod kątem 90stopni, ręce oplatamy wokół prawego uda i ciągniemy do siebie.
2. jw., tylko lewa noga mocniej założona za prawą, niemal ją oplata. ciągniemy - i czujemy, że jest inaczej
3. prawa noga dalej na podłodze, lewe kolano najpierw przyciągamy do klatki piersiowej, a potem prawą ręką ciągniemy je w prawą stronę.
wszystko na obie nogi, rzecz jasna.
wsjo.
idę jeszcze 2x, jak będzie coś nowego, dam znać.
Czas: 01:30:00
Dystans: 12.6 km
Tętno:ok. 140 - z małymi zmianami: głównie biegłam na 140, robiłam przyspieszenia na 2 min. i marsz na 2 min. - zgodnie mniej więcej z zaleceniami Dominiki, ale nieco na odwrót, bo nie wiedziałam, czy w czasie tych wycieczek też mam trzymać głównie 140, czy tym razem mam biec szybciej... Jak ja mam to robić? 10 min. z tętnem 140, 2 wolniej i 2 marsz, czy 10 min. z tętnem szybszym, 2 trucht (140 tętno), 2 marsz?
Tempo: 07'07"
Dzisiaj już bardziej czułam tyłek i nogi No i nie chciało mi się strzelać kolejnych kółeczek :/ Na początku biegałam po parku, potem park stał się za mały, biegłam do pobliskiego lasku, teraz też za mało już, zaczęłam biegać do parku, do którego mam jakieś 2,5 km z domu, ale sam park też wielki nie jest, chociaż początkowo wydawał się spory, i już mnie wkurza bieganie kółka za kółkiem. Staram się urozmaicać i raz w jedną, raz w drugą stronę, czasem przetnę na wprost jakąś ścieżką etc. Pobiegłabym dalej gdzieś ulicami jakąś dużą pętlę, ale z kolei biegam z psem i wymijanie przechodniów etc. na ulicach też nie nastraja pozytywnie.
Albo muszę przywyknąć do parkowych kółek, albo obmyślić, co by tu zrobić, żeby było ciekawiej.
Pogoda zajebiaszcza dziś, ale na wszelki wypadek nauszniki założyłam. Efekt chyba jest, chociaż zapeszać nie chcę, ale generalnie w uchu rzecz jasna piszczy, niemniej dużo ciszej i parę razy w ogóle nie słyszałam. Czyżby to było związane z przewianiem? Oby, kurka, oby, bo jak tak, to znaczy, że to można zlikwidować... Uprzejmie o kciuki w tej sprawie proszę
Obiecałam opisać ćwiczenia, które mi rehabilitantka zapoda na problemy z lędźwiowym odcinkiem kręgosłupa.
Pierwszy mój szok: stwierdziła, że mam bardzo mocno skurczone/napięte zginacze bioder i czworogłowe ud. Rozciągam je regularnie, czy to po ćwiczeniach siłowych, czy po biegach, więc mnie zatkało. No i się okazało, że można rozciągać i rozciągać - nie dość, że niektóre ćwiczenia (u mnie, w każdym razie) nie przyniosą efektu, to jeszcze mogą zaszkodzić. Spisuję zatem (i jeszcze do wątku "zdrowie" podrzucę) dla wszelkiej cierpiącej na dolegliwości odcinka lędźwiowego potomności:
*nie wolno rozciągać 4-głowego uda w staniu (takie klasyczne łapanie się za stopę na stojąco) - bo miednica leci i się nadwyręża dodatkowo.
*jak ćwiczy się brzuch, to nigdy w pozycjach, które nadwyrężają odcinek lędźwiowy, czyli na ludzkie przekładając: całe plecy w naszym przypadku mają przylegać do podłogi
* jw., tylko konkretnie: nie wolno np. opuszczać jednocześnie prostych nóg (tak prawie do podłogi - jak wiecie, to ok, jak nie wiecie, to pytajcie, o co mi konkretnie chodzi ; nie wolno też obu nóg wyprostowanych trzymać razem w górze (to mnie zdziwiło, ale skoro nie, to nie)
A co warto? Dzisiaj dostałam zestaw ćwiczeń na rozciągnięcie zginaczy bioder i czworogłowych ud. Niektóre znam, niektórych nie, wrzucam wszystkie:
* klękamy jedną nogą (powiedzmy, lewą) na podłodze, prawa oparta kolanem o ziemię. Prawą dajemy mocno do przodu, rozciągając lewą. Niby robiłam, ale pokazałam pani, jak i od razu mi przestawiła miednicę: ma być skierowana zupełnie prosto przed siebie, żadnych odchyleń w bok. od razu mnie lepiej naciągnęło :D
* pozycja podobna do tej wyżej, ale stopę nogi opartej na ziemi kładziemy na jakimś podwyższeniu - kilku poduszkach, książkach, łotever. teraz czworogłowy bardziej czuć
* jw. tylko zamiast podwyższenia - większy zakres: łapiemy stopę nogi opartej o podłogę tą samą ręką. i wreszcie porządnie rozciągamy czworogłowy :D przynajmniej u mnie dopiero tu poczułam konkretne rozciąganie.
* teraz potrzebny nam pomocnik: trzeba się położyć (w domu to chyba najlepiej na stole) na plecach i tyłek zbliżyć jak najbardziej do krawędzi, nogi zwisają luźno w dół (nie mogą dotykać podłogi). nasz pomagier ustawia się tak, żeby można było sobie o jego bok oprzeć np. prawą nogę, a lewą naciska nam delikatnie w dół. u niektórych to wystarczy, mi pani musiała jeszcze zablokować stopę, żeby nie "podlatywała" do góry - jakoś swoją nogą tak stanęła, że nie miałam jak jej podnieść. i teraz izometryczne napięcie parę sekund (pomocnik chwyta udo od dołu, napiera na nie delikatnie, jakby chciał podnieść nam do góry, my naciskamy w dół), rozluźniamy i pomocnik pcha nogę delikatnie w dół. znowu napinamy, znowu w dół i tak kilka razy. na koniec, zanim podniesiemy nogę, pomagier naciska nam udo od góry i tym razem naciskamy, chcąc do góry jakby podnieść. chwilka, i możemy zamienić nogi.
jeja, mam nadzieję, że nic nie pokręciłam, ale chyba nic... dobra, dalej:
* kładziemy się na łóżku na brzuchu, jak najbliżej krawędzi, prawa noga zwisa z łóżka i zgięta w kolanie opiera się na podłodze albo na jakichś poduszkach. ma być ustawiona niejako do przodu (biodra skierowane w przód), luźna i dobrze wsparta. lewą zginamy w kolanie, obwiązujemy jakimś paskiem w kostce i delikatnie, znów z izometrycznymi napięciami i rozluźnianiem, ciągniemy rękami w przód (ręce nad głową)
* i ostatnie: rozciąganie pośladków w 3 wersjach (każda wersja nieco inne mięśnie rozciąga):
pozycja wyjściowa wszystkich 3: kładziemy się na plecach, prawa noga zgięta i ustawiona na podłodze.
1. lewą stopę zakładamy za prawe kolano, lewe kolano odchylamy w bok pod kątem 90stopni, ręce oplatamy wokół prawego uda i ciągniemy do siebie.
2. jw., tylko lewa noga mocniej założona za prawą, niemal ją oplata. ciągniemy - i czujemy, że jest inaczej
3. prawa noga dalej na podłodze, lewe kolano najpierw przyciągamy do klatki piersiowej, a potem prawą ręką ciągniemy je w prawą stronę.
wszystko na obie nogi, rzecz jasna.
wsjo.
idę jeszcze 2x, jak będzie coś nowego, dam znać.
Ostatnio zmieniony 01 gru 2010, 22:24 przez Aśka, łącznie zmieniany 1 raz.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Jejku, jak dzisiaj zimno! Pada, wieje, bleh! Nieprzyjemnie.
Założyłam rękawiczki i czapę, ale w plecy wiało :/
Nie chcę się przegrzać, ale czas chyba powoli jakieś grubsze ciuchy wyjmować.
Czas: 01:00:01
Dystans: 8.2 km
Tętno: ok. 140
Tempo: 07'19'' coś dzisiaj wolniej, chociaż nie miałam takiego wrażenia. może to ten wiatr paskudny?
Wiatr, zimno, zaczęło padać.
Czapka na uszy, ucho piszczy.
W weekend porozciągałam plecy i wszystkie absolutnie mięśnie metodą najpierw izometrycznego napinania, rozluźnienia i rozciągnięcia.
Jak to stwierdził mój chłopak: aż mnie wyprostowało konkretnie w lędźwiach. Co więcej: mniej bolą.
Dzisiaj po południu chcę powtórzyć cała tę sesję albo jogę na plecy strzelić.
Generalnie, dobrze wiedzieć, że taka, za przeproszeniem, pierdółka jak rozciągnięcie może zwalczyć ból, który trwa od lat. Czemu nikt wcześniej mi tego nie powiedział, do pierona? Na studiach w ramach wf-u zapisałam się na coś, co miało być siłownią, na sali obecna była pani po rehabilitacji teoretycznie. Dziś przy rozciąganiu przypomniałam sobie, że kobieta mi pokazała, że mam pochyloną miednicę, ale ćwiczeń na to już niet. Krystepanie, czy ten kraj się nigdy nie zmieni? echhhhhhhhh!
A poza tym humor mam dobry - w końcu mniej boli, to i raźniej na duszy
Założyłam rękawiczki i czapę, ale w plecy wiało :/
Nie chcę się przegrzać, ale czas chyba powoli jakieś grubsze ciuchy wyjmować.
Czas: 01:00:01
Dystans: 8.2 km
Tętno: ok. 140
Tempo: 07'19'' coś dzisiaj wolniej, chociaż nie miałam takiego wrażenia. może to ten wiatr paskudny?
Wiatr, zimno, zaczęło padać.
Czapka na uszy, ucho piszczy.
W weekend porozciągałam plecy i wszystkie absolutnie mięśnie metodą najpierw izometrycznego napinania, rozluźnienia i rozciągnięcia.
Jak to stwierdził mój chłopak: aż mnie wyprostowało konkretnie w lędźwiach. Co więcej: mniej bolą.
Dzisiaj po południu chcę powtórzyć cała tę sesję albo jogę na plecy strzelić.
Generalnie, dobrze wiedzieć, że taka, za przeproszeniem, pierdółka jak rozciągnięcie może zwalczyć ból, który trwa od lat. Czemu nikt wcześniej mi tego nie powiedział, do pierona? Na studiach w ramach wf-u zapisałam się na coś, co miało być siłownią, na sali obecna była pani po rehabilitacji teoretycznie. Dziś przy rozciąganiu przypomniałam sobie, że kobieta mi pokazała, że mam pochyloną miednicę, ale ćwiczeń na to już niet. Krystepanie, czy ten kraj się nigdy nie zmieni? echhhhhhhhh!
A poza tym humor mam dobry - w końcu mniej boli, to i raźniej na duszy
Ostatnio zmieniony 01 gru 2010, 22:24 przez Aśka, łącznie zmieniany 1 raz.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
dzisiaj szybko i krótko piszę, a i bieg był krótki
Czas: 00:25 - spacer z psem, wskoczyłam w buty i truchtałam przy okazji niejako
Dystans: 3 km z małym hakiem
Tętno: ok. 140
Tempo: 06'55'' - więc nieco szybciej, chociaz pulsu starałam się pilnować.
na koniec dwie szybkie krótkie przebieżki, żeby szybciej do domu wrócić, bo zimno, bo pada, bo robota czeka...
przed biegiem 45 min. siłowych - przed, bo ciemno i stwierdziłam, że zamienię kolejność, żeby nie czekać godzinę bez sensu na bieg, aż się rozjaśni, a potem jeszcze ćwiczyć, tylko żeby jedno już z głowy.
wsjo na dziś.
Czas: 00:25 - spacer z psem, wskoczyłam w buty i truchtałam przy okazji niejako
Dystans: 3 km z małym hakiem
Tętno: ok. 140
Tempo: 06'55'' - więc nieco szybciej, chociaz pulsu starałam się pilnować.
na koniec dwie szybkie krótkie przebieżki, żeby szybciej do domu wrócić, bo zimno, bo pada, bo robota czeka...
przed biegiem 45 min. siłowych - przed, bo ciemno i stwierdziłam, że zamienię kolejność, żeby nie czekać godzinę bez sensu na bieg, aż się rozjaśni, a potem jeszcze ćwiczyć, tylko żeby jedno już z głowy.
wsjo na dziś.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
25.11.2010
Czas: godzina z okładem
Dystans: niecałe 10 km
Tętno: ok. 140 zgodnie z przykazaniami
Tempo: 07'17'' mniej więcej (średnio takie wyszło, jak zwykle zresztą )
Nic więcej nie pamiętam, bo bieg sprzed kilku dni. Pewnie zimno było :D
27.11.2010
Czas: prawie dwie godziny - zgodnie z założeniami wycieczki biegowej
Dystans: ok. 15 km
Tempo: 07'17'
Tętna już nie wpisuję, bo generalnie biegam zgodnie z Waszymi zaleceniami, trzymając ok. 140.
Zimnooooooo! Czas kupić jakieś konkretniejsze ubranko. Biegam w dresowych spodniach i zmarzł mi tyłek. Zastanawiam się tylko, co lepsze: legginsy plus na to jakieś szersze portki, czy jakieś spodnie, tyle, że do biegania, a nie zwykły dres. To ma zalety i to, trudno wybrać :/
.....................................................................................................................................
4 biegi:
1 krótki
2 średnie - ok. godz.
1 długi - wycieczka , prawie 2 godz.
No i czekamy na lecące w dół kilogramy
Czas: godzina z okładem
Dystans: niecałe 10 km
Tętno: ok. 140 zgodnie z przykazaniami
Tempo: 07'17'' mniej więcej (średnio takie wyszło, jak zwykle zresztą )
Nic więcej nie pamiętam, bo bieg sprzed kilku dni. Pewnie zimno było :D
27.11.2010
Czas: prawie dwie godziny - zgodnie z założeniami wycieczki biegowej
Dystans: ok. 15 km
Tempo: 07'17'
Tętna już nie wpisuję, bo generalnie biegam zgodnie z Waszymi zaleceniami, trzymając ok. 140.
Zimnooooooo! Czas kupić jakieś konkretniejsze ubranko. Biegam w dresowych spodniach i zmarzł mi tyłek. Zastanawiam się tylko, co lepsze: legginsy plus na to jakieś szersze portki, czy jakieś spodnie, tyle, że do biegania, a nie zwykły dres. To ma zalety i to, trudno wybrać :/
.....................................................................................................................................
4 biegi:
1 krótki
2 średnie - ok. godz.
1 długi - wycieczka , prawie 2 godz.
No i czekamy na lecące w dół kilogramy
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
PN 29.11.2010
Czas: 01:10:01
Dystans: 10 km
Tętno: ok. 140
Tempo: 07'05''
Dres mi przemókł całkowicie - padał śnieg. W parku żywej duszy, jak robiłam drugie okrążenie, ledwo mogłam swoje ślady znaleźć...
Ale pies przeszczęśliwy - śnieg to jest to! Nieważne, że mi twarz zamarzła, ważne, że piesio może sobie poskakać Fajniej się biega, jak się na takiego futrzaka patrzy i widzi, jak mu wesoło
Czas: 01:10:01
Dystans: 10 km
Tętno: ok. 140
Tempo: 07'05''
Dres mi przemókł całkowicie - padał śnieg. W parku żywej duszy, jak robiłam drugie okrążenie, ledwo mogłam swoje ślady znaleźć...
Ale pies przeszczęśliwy - śnieg to jest to! Nieważne, że mi twarz zamarzła, ważne, że piesio może sobie poskakać Fajniej się biega, jak się na takiego futrzaka patrzy i widzi, jak mu wesoło
Ostatnio zmieniony 01 gru 2010, 22:25 przez Aśka, łącznie zmieniany 1 raz.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
WT 30.11.2010
Czas: niecałe 30 min.
Dystans: 4 km
Tempo: 06'44'' - te krótsze biegi mi wychodzą szybciej przy tym samym tętnie. wnioskuję, że im dłużej, tym człek bardziej zmęczony i ta sama siła = wolniejszy bieg. dlatego fajnie czasem te krótsze zrobić i zobaczyć, że nieco szybciej się to zrobiło
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ok, pouzupełniałam zaległe, a teraz dodam, że wczoraj podreperowałam nieco ubranie. W poniedziałek psiak w napadzie wesołości przytargał do mnie wieeeeeeeeeeeeeeelką gałąź, gałąź zahaczyła o spodnie i dziura :/
Podreperowałam nie znaczy zszyłam, chociaż to mnie czeka Kupiłam sobie coś wincyj biegowego (legginsy i na to jakieś takie hmmm no, ortaliony to nie są, ale nie wiem, jak to nazwać - luźniejsze portki ), niż bawełniany dres, który przemaka mi w trybie turbo. Dzisiaj idę testować zatem
Czas: niecałe 30 min.
Dystans: 4 km
Tempo: 06'44'' - te krótsze biegi mi wychodzą szybciej przy tym samym tętnie. wnioskuję, że im dłużej, tym człek bardziej zmęczony i ta sama siła = wolniejszy bieg. dlatego fajnie czasem te krótsze zrobić i zobaczyć, że nieco szybciej się to zrobiło
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ok, pouzupełniałam zaległe, a teraz dodam, że wczoraj podreperowałam nieco ubranie. W poniedziałek psiak w napadzie wesołości przytargał do mnie wieeeeeeeeeeeeeeelką gałąź, gałąź zahaczyła o spodnie i dziura :/
Podreperowałam nie znaczy zszyłam, chociaż to mnie czeka Kupiłam sobie coś wincyj biegowego (legginsy i na to jakieś takie hmmm no, ortaliony to nie są, ale nie wiem, jak to nazwać - luźniejsze portki ), niż bawełniany dres, który przemaka mi w trybie turbo. Dzisiaj idę testować zatem
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
ŚR 01.12.2010
Czas: 01 h 13 min.
Dystans: 10.5 km
Tempo: 06'59''
Oj, dzisiaj niełatwo się biegło: zaspy, wariujący pies - straciłam cierpliwość prawie, jak non stop pod moimi kolanami lądowały wielgachne gałęzie. Ale co począć, rzadko ma taką radochę, zima to jakoś wybitnie ulubiona pora roku Pies mój ma niespożytą ilość energii, więc pewnie się mocno raduje, jak może sobie dodać "obciążenia", wpadając w zaspy. Więc wybaczyłam jednak i wróciła mi cierpliwość, a z nią i zadowolenie z biegu. I dobrze, bo w sumie fajnie było, chociaż tyłek nieco zmarzł.
Zgodnie z zapowiedzią, przetestowałam nowe ciuchy, a konkretnie "Go-sportowe" legginsy i jakieś takie portały ni to ortalionowe, ni to licho wie, co to jest. Przyznam, że było cieplej, niż w bawełnie, i fajnie, że dwie warstwy wzięłam. Mam wrażenie, że jakoś cieplej, niż gdybym miała same grube legginsy na przykład.
Ale... Ale w tyłek nieco zimno było. Zastanawiam się nad bielizną termoaktywną, może to co pomoże? Niemniej, kwestia kolejnych paru(nastu?) dni, zanim się zdecyduję. Potestuję jeszcze trochę i jak tyłek jednak będzie odpadał, to jakieś krótkie termo-getry pewnie sobie sprawię.
Coś jeszcze miałam napisać, ale - starość, nie radość - w międzyczasie zapomniałam...
Czas: 01 h 13 min.
Dystans: 10.5 km
Tempo: 06'59''
Oj, dzisiaj niełatwo się biegło: zaspy, wariujący pies - straciłam cierpliwość prawie, jak non stop pod moimi kolanami lądowały wielgachne gałęzie. Ale co począć, rzadko ma taką radochę, zima to jakoś wybitnie ulubiona pora roku Pies mój ma niespożytą ilość energii, więc pewnie się mocno raduje, jak może sobie dodać "obciążenia", wpadając w zaspy. Więc wybaczyłam jednak i wróciła mi cierpliwość, a z nią i zadowolenie z biegu. I dobrze, bo w sumie fajnie było, chociaż tyłek nieco zmarzł.
Zgodnie z zapowiedzią, przetestowałam nowe ciuchy, a konkretnie "Go-sportowe" legginsy i jakieś takie portały ni to ortalionowe, ni to licho wie, co to jest. Przyznam, że było cieplej, niż w bawełnie, i fajnie, że dwie warstwy wzięłam. Mam wrażenie, że jakoś cieplej, niż gdybym miała same grube legginsy na przykład.
Ale... Ale w tyłek nieco zimno było. Zastanawiam się nad bielizną termoaktywną, może to co pomoże? Niemniej, kwestia kolejnych paru(nastu?) dni, zanim się zdecyduję. Potestuję jeszcze trochę i jak tyłek jednak będzie odpadał, to jakieś krótkie termo-getry pewnie sobie sprawię.
Coś jeszcze miałam napisać, ale - starość, nie radość - w międzyczasie zapomniałam...
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
CZW 03.12.2010
Czas: 01 h 55 min.
Dystans: 16 km
Tempo: 07'10''
Po biegu dłuuuuuuuuugie rozciąganie, poprzedzone krótką serią core stability. Razem godzinka z okładem, ale warto było. Nie czuję zmęczenia, nic nie boli, wszystko się porozluźniało Nawet plecy, które dziś ostro dawały się we znaki.
Hmm, wrażenia z dziś? Fajnie generalnie, tylko mogliby czasem odśnieżyć nieco :/ Jak wbiegałam na kawałki płaskie i twarde (bo np. udeptane...) - ulga, jak pieron! Jak wbiegałam w puch - gdzieś tam w duchu miałam pocieszającą świadomość, że to mnie kształtuje jakoś tam siłowo (i psychicznie, nie ma co... :D), ale ta świadomość jednak dość odległa była
Mała, bo mała, ale już wkurza: lekko jakby "zgnieciony" czy tam naderwany paznokieć palca stopy. Niby pierdółka, ale już przy ćwiczeniach, w których musiałam stanąć na palcach i je wygiąć (np. oprzeć się na palcach stóp i rękach), dawało znać i utrudniało. Teraz dwa dni przerwy, więc mam nadzieję, że sobie radośnie przejdzie
Czas: 01 h 55 min.
Dystans: 16 km
Tempo: 07'10''
Po biegu dłuuuuuuuuugie rozciąganie, poprzedzone krótką serią core stability. Razem godzinka z okładem, ale warto było. Nie czuję zmęczenia, nic nie boli, wszystko się porozluźniało Nawet plecy, które dziś ostro dawały się we znaki.
Hmm, wrażenia z dziś? Fajnie generalnie, tylko mogliby czasem odśnieżyć nieco :/ Jak wbiegałam na kawałki płaskie i twarde (bo np. udeptane...) - ulga, jak pieron! Jak wbiegałam w puch - gdzieś tam w duchu miałam pocieszającą świadomość, że to mnie kształtuje jakoś tam siłowo (i psychicznie, nie ma co... :D), ale ta świadomość jednak dość odległa była
Mała, bo mała, ale już wkurza: lekko jakby "zgnieciony" czy tam naderwany paznokieć palca stopy. Niby pierdółka, ale już przy ćwiczeniach, w których musiałam stanąć na palcach i je wygiąć (np. oprzeć się na palcach stóp i rękach), dawało znać i utrudniało. Teraz dwa dni przerwy, więc mam nadzieję, że sobie radośnie przejdzie
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
PN 06.12.2010.
Ciężki weekend za mną (w sensie: ciężki psychicznie). Znaleźliśmy psiaka, potrąconego przez auto, no i co było robić? Odwiozłam do weta, wzięłam do siebie i puściłam w świat trzy tysiące ogłoszeń. Nie mogłam spać, łeb bolał ze stresu, a rozbolał najbardziej, jak trzeba było podjąć ciężką decyzję o odwiezieniu suni na Paluch. Serca nam się porozrywały na miliard kawałków, ale czasem takie decyzje podjąć trzeba :/ Tyle, że oczywista - nie zawieźliśmy, żeby się na nią olać, tylko tym bardziej szukać właściciela albo nowego domu (powody natury "warczeniowo-dominacyjnej" wobec nas i naszego psa - nie daliśmy rady, niestety, opanować tego, mimo wielu prób ).
Rzecz jasna, życie na te dwa dni wywalone do góry nogami, drukowałam i rozklejałam ulotki, sterczałam przy kompie, "spamując" wszelkie możliwe fora. Efekt: w końcu znalazł się właściciel, UFFFFFFFFFFF! Wielgachne kamory z serca, pojechałam z właścicielem na Paluch po psiaka, pies już w domku, szczęśliwy, energiczny, radosny
Dobrze, że się dobrze skończyło.
Mam nadzieję, że dzisiaj sobie spokojnie zasnę, bo dwie noce, poza dniami, też z życiorysu wypadły, łeb mi dosłownie rozrywało. Sorry za dosadność, ale nie myślałam już o tym, co mam na szyi, jako o "głowie", mimo sterty leków przeciwbólowych. Masakra. Ale już po, uff, i pozytywnie wszystko --> )))))))))))))))))
Tym samym pobiegałam sobie dziś po południu, ale nogi ciężkie, chociaż wydawało mi się, że zasuwam ino ino! :D Jeszcze się porozciągać muszę, ale w międzyczasie powklejam, bom zryta - wciąż pewnie bardziej efekty tego, co się z głową działo w weekend, niż faktyczne fizyczne zmęczenie.
A zatem:
Czas: 01:15
Dystans: 10 km
Tempo: 07'30'' - od razu widać, że faktycznie ciężki weekend, bo mój najgorszy bieg chyba
Echhhhhhhhh! Tyle kałuż, ile zaliczyłam, myśląc, że wpadam w śnieg... Buty przemoczone do cna, zimno i mokro w stopy, brrr!
No, nic, ale za to tyłek nie marznie - zawsze jakieś plusy i jakieś minusy muszą być
Nie czasowe, nie "tempowe", tylko wagowe moje: wreszcie w dół Jeszcze nie zapeszam, jeszcze nie piszę konkretów, tylko daję cynk, że nieco drgnęło - oby to była prawda, kurka! Ale z konkretnymi wiadomościami poczekam kilka dni co najmniej, bo... Bo wolę, żeby to pewniak jakikolwiek był. W każdym razie, nadzieja jakaś tam mała się pojawiła, że rację Szanowni Państwo mieli I być może jednak mi zejdzie to, czego w zupełności nie potrzebuję mimo, że zima mroźna ma być
Ciężki weekend za mną (w sensie: ciężki psychicznie). Znaleźliśmy psiaka, potrąconego przez auto, no i co było robić? Odwiozłam do weta, wzięłam do siebie i puściłam w świat trzy tysiące ogłoszeń. Nie mogłam spać, łeb bolał ze stresu, a rozbolał najbardziej, jak trzeba było podjąć ciężką decyzję o odwiezieniu suni na Paluch. Serca nam się porozrywały na miliard kawałków, ale czasem takie decyzje podjąć trzeba :/ Tyle, że oczywista - nie zawieźliśmy, żeby się na nią olać, tylko tym bardziej szukać właściciela albo nowego domu (powody natury "warczeniowo-dominacyjnej" wobec nas i naszego psa - nie daliśmy rady, niestety, opanować tego, mimo wielu prób ).
Rzecz jasna, życie na te dwa dni wywalone do góry nogami, drukowałam i rozklejałam ulotki, sterczałam przy kompie, "spamując" wszelkie możliwe fora. Efekt: w końcu znalazł się właściciel, UFFFFFFFFFFF! Wielgachne kamory z serca, pojechałam z właścicielem na Paluch po psiaka, pies już w domku, szczęśliwy, energiczny, radosny
Dobrze, że się dobrze skończyło.
Mam nadzieję, że dzisiaj sobie spokojnie zasnę, bo dwie noce, poza dniami, też z życiorysu wypadły, łeb mi dosłownie rozrywało. Sorry za dosadność, ale nie myślałam już o tym, co mam na szyi, jako o "głowie", mimo sterty leków przeciwbólowych. Masakra. Ale już po, uff, i pozytywnie wszystko --> )))))))))))))))))
Tym samym pobiegałam sobie dziś po południu, ale nogi ciężkie, chociaż wydawało mi się, że zasuwam ino ino! :D Jeszcze się porozciągać muszę, ale w międzyczasie powklejam, bom zryta - wciąż pewnie bardziej efekty tego, co się z głową działo w weekend, niż faktyczne fizyczne zmęczenie.
A zatem:
Czas: 01:15
Dystans: 10 km
Tempo: 07'30'' - od razu widać, że faktycznie ciężki weekend, bo mój najgorszy bieg chyba
Echhhhhhhhh! Tyle kałuż, ile zaliczyłam, myśląc, że wpadam w śnieg... Buty przemoczone do cna, zimno i mokro w stopy, brrr!
No, nic, ale za to tyłek nie marznie - zawsze jakieś plusy i jakieś minusy muszą być
Nie czasowe, nie "tempowe", tylko wagowe moje: wreszcie w dół Jeszcze nie zapeszam, jeszcze nie piszę konkretów, tylko daję cynk, że nieco drgnęło - oby to była prawda, kurka! Ale z konkretnymi wiadomościami poczekam kilka dni co najmniej, bo... Bo wolę, żeby to pewniak jakikolwiek był. W każdym razie, nadzieja jakaś tam mała się pojawiła, że rację Szanowni Państwo mieli I być może jednak mi zejdzie to, czego w zupełności nie potrzebuję mimo, że zima mroźna ma być
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
tydzień pełen wrażeń, więc i pisać nie było jak. w skrócie:
WT 07.12.2010.
Czas: 35 min.
Dystans: 5 km
Tempo: 07'06''
PT 10.12.2010.
Czas: 1 godz. 11 min.
Dystans: 9.5 km
Tempo: 07'28''
Pulsometr zamarzł, chociaż próbowałam ogrzać w dłoni. Dziadostwo jedno, ale już się trochę nauczyłam słuchać ciała i biec w spokojnym tempie
ND 12.12.2010.
Czas: 38 min.
Dystans: 5 km
Tempo: 07'34''
Dziś krócej, bo nie śpię po nocach i postanowiłam jednak do domu wrócić, a nie biec 2 godz.
Od jutra, mam nadzieję, regularność już będzie niezachwiana
WT 07.12.2010.
Czas: 35 min.
Dystans: 5 km
Tempo: 07'06''
PT 10.12.2010.
Czas: 1 godz. 11 min.
Dystans: 9.5 km
Tempo: 07'28''
Pulsometr zamarzł, chociaż próbowałam ogrzać w dłoni. Dziadostwo jedno, ale już się trochę nauczyłam słuchać ciała i biec w spokojnym tempie
ND 12.12.2010.
Czas: 38 min.
Dystans: 5 km
Tempo: 07'34''
Dziś krócej, bo nie śpię po nocach i postanowiłam jednak do domu wrócić, a nie biec 2 godz.
Od jutra, mam nadzieję, regularność już będzie niezachwiana
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
PN 13.12.2010.
Czas: 56 min.
Dystans: 8 km
Tempo: 06'55''
pisać mi się dziś nie chce, bo - jak napisałam już gdzie indziej - masakryczny dzień, druga połowa zwłaszcza, z roboty wróciłam w okolicach północy w efekcie ;/
dobranoc, zatem
Czas: 56 min.
Dystans: 8 km
Tempo: 06'55''
pisać mi się dziś nie chce, bo - jak napisałam już gdzie indziej - masakryczny dzień, druga połowa zwłaszcza, z roboty wróciłam w okolicach północy w efekcie ;/
dobranoc, zatem