neevle - setka w połówce

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

Nie ogarniam tego mojego biegania. Wygląda na to, że nie wyrabianie we WT-orek jest jednak przeszłością.

28.10 - 12,5km

Nie bardzo wiedziałam, co dzisiaj biegać. Nie chciałam tłuc znowu tego samego treningu (4x2km) - choć poprzednie próby nie wyszły - bo nie. Myślałam o 3x3km, ale trochę mnie przerażało, więc ucięłam jedno powtórzenie. W trakcie jednak pomyślałam, że dodam po 500m do każdego, to więcej kilometrów wyjdzie. :hej: i tak oto pierwsze 3,5km poszło ze średnią 4:33. Przerwę zamierzałam wydłużyć, no bo powtórzenie dłuższe, ale jak po trzech i pół minutach piknęło mi 500m, to ruszyłam, bo czułam się już wypoczęta ;P i poszło kolejne 3,5km ze średnią 4:35. Niestety, kończąc to byłam jakieś 3km od domu, więc nie chcąc zmarznąć, po kolejnych 500m przerwy machnęłam kilometr w 4:23. :hej: Wiem, że układ tego jest totalnie od czapy, ale myślę, że tren swoje zrobił, szczególnie, że nie był zajezdnią (ja to chyba w ogóle nie potrafię się zajechać na treningu, tak swoją drogą). Czasowo właściwa część zajęła ok. 45min, więc też w sam raz. Porządkując:

rozgrzewka - 2,3km - 5:49 min/km
T10 - 3,5km - 15:56 min - 4:33 min/km
przerwa - 0,5km - 3:24 min
T10 - 3,5km 16:04 min - 4:35 min/km
przerwa - 0,5km - 3:49 min
finisz 1km - 4:23 min
schłodzenie 1km - 5:56 min

Kurde, co zrobić, żeby nie zgubić tego przez najbliższe dwa tygodnie?...
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

30.11 - 11,4km - 5:31 min/km - zimno trochę. Pierwszy w tym sezonie bieg w kurtce.

01.11 - 10km - ostatnie większe rytmy. 2,8km rozgrzewki + 8x(100m (21-23s) + 200m przerwy (1:20-30min) + 200m(44-46s) + 200m przerwy) + 1,5km schłodzenia. Ładny wzorek wyszedł, nie? :hej: Pod koniec siły w nogach trochę brakowało, ale żeby było śmiesznie, najbardziej mdlały mi nie czwórki czy dwójki, a łydki. Na szczęście zrobiło się cieplej i mogłam wrócić do cieńszej bluzy. Wygodniej.

Jutro jakieś 1,5h dla przyjemności i właściwie zaczynam luzowanie. Mam nadzieję, że nie dowali jakimś śniegiem, bo chciałam jeszcze raz założyć na nogi startówki (WT biegałam w zwykłych butach).

A właśnie, a propos butów... Moje GT-1000 mają około 1000km i amortyzacja trzyma się w nich nieźle (plusy bycia lekkim), ale na siateczce z przodu buta zrobiła się mała dziura. Na razie jeszcze można w nich biegać, ale spodziewam się, że dziura będzie się powiększać, no i... wypada się rozejrzeć za nowymi butami. Z jednej strony mam sporą ochotę spróbować czegoś lżejszego. Z drugiej strony, jak sobie pomyślę, że trzeba by najpierw przekopać 27464 modeli w internecie, potem pojeździć po sklepach i przymierzyć 195 par, a na koniec wrócić do komputera i kupić któreś z butów przez internet - bo nie bardzo mi się uśmiecha kupowanie butów za 400-500zł w sklepach biegowych - to mam ochotę wejść na allegro i zamówić sobie za mniej niż 200zł kolejne sprawdzone Adidasy Duramo. :lalala:
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

02.11 - 16,5km - 1:33h - 5:38 min/km - w sumie bez historii. Zimno było rano. Zapamiętałam tylko, że nad lubelskim zalewem pełno było biegaczy i kotów. Przy czym te drugie patrzyły na tych pierwszych niewzruszenie ze swoją kocią pogardą. Jakby zastanawiały się, po co ci ludzie się tak bez sensu męczą, skoro można przecież w tym czasie pospać.

04.11 - 9,8km - 2km rozgrzewki + 6,8km po ~5:00. Miało być 7km, ale jak zatrzymały mnie światła, to dałam sobie spokój, uznając, że minuta niczego nie zmieni. W każdym razie biegło się lekko - bez zamulania, ale bieg raczej pobudzający niż męczący.

Nawiązując do poprzedniego wpisu - nie zapowiada się, by jutro nawaliło śniegu. Dobrze.

A z butami była szybka akcja. Lenistwo wygrało. Duramo 6 w wersji juniorskiej (tańszej). Na razie stoją na półce - pobiega się w nich już po przerwie.

Obrazek
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

06.11 - 9,8km - 5x1km T10, przerwa 400m (2:30-50)

W czwartek zrobiłam ostatni pół-akcent przed BN. W zasadzie wyszło nieco szybciej niż planowałam, ale bardzo daleko od zajezdni, więc uważam, że ok mimo wszystko. Czasy kilometrówek: 4:32, 4:31, 4:42 (but mi się rozwiązał - zapomniałam, że Hajperki mają te śliskie płaskie sznurówki i bezwzględnie trzeba je wiązać na dwa węzły), 4:30, 4:34. Odczułam jakiś taki wyjątkowy przeskok przy zmianie butów na startówki, od razu jakby udo łatwiej szło do góry, w sumie nigdy wcześniej nie odczuwałam czegoś takiego. Biegłam w bluzie i opasce - gorąco!... Pogodę zapowiadają niezłą, więc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że może być nieźle. Boję się tylko, że za bardzo się napalę i w rezultacie spieprzę coś ze swojej strony. Muszę się bardzo pilnować, żeby nie ruszyć po 4:20 na przykład, bo jest to teraz możliwe. Na szczęście na biegu mają być zające - nie wyprzedzanie tego prowadzącego na 45min to zawsze jakaś wskazówka.

Poza tym zrobiłam jeszcze jeden zakup - trzecie wydanie Danielsa. Pomyślałam, że koniec sezonu to dobry moment na poczytanie takich rzeczy. Nigdy wcześniej nie kupiłam żadnej książki o tej tematyce, więc postawiłam na klasyka, tym bardziej, że podobno jest skuteczny. Generalnie wątpię, bym do wiosennych startów ściśle trzymała się jego planów, bo parę rzeczy mi się w nich nie podoba, z brakiem treningów w tempie startowym na czele. Ale chciałabym jakoś trening sensownie podzielić na fazy zamiast po zrobieniu bazy napierdzielać ciągle interwały, no i ogólnie trochę poszerzyć wiedzę na pewno nie zaszkodzi.

Wyjątkowo natomiast podoba mi się tabelka z odpowiadającymi sobie wynikami kobiet i mężczyzn. :hej: Czasem wpadam w pułapkę porównywania się do facetów, szczególnie tych z forum, a tu co drugi do łamania 3h w maratonie się szykuje - można się zdołować. Więc lubię sobie czasem podbudować ego takimi porównaniami. Konkretnie, według Danielsa, gdybym była mężczyzną, 5km robiłabym w około 20min, a z półmaratonem kręciłabym się w okolicach 1:34. Nie wygląda tak całkiem blado.

Jutro i pojutrze zrobię jeszcze jakieś spacerki i delikatne przebieżki.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

08.11 - 8,7km - 5:39 min/km
09.10 - 6,5km - 5:30 min/km

11.11
Obrazek

XXVI Bieg Niepodległości
Dystans: 10km (atest)
Czas: 45:59 (PB)
Średnie tempo: 4:36 min/km
Miejsce K20: 21/493

Co tu dużo pisać. Prawie wszystko było tak jak być powinno. Pogoda super: brak wiatru, z 10 stopni chyba, pochmurno. Tłumu nie odczułam, może odrobinę na dwóch pierwszych kilometrach, ale bez tragedii. W porównaniu do zeszłego roku nie czułam na przykład tej zwalniającej mnie fali na podbiegu na moście. Pierwsze cztery kilometry w ogóle biegło mi się całkiem lekko i to był dobry prognostyk, dopalacz dla głowy, zaczęłam wierzyć, że stać mnie na dobry wynik. Czułam się zupełnie inaczej niż we wrześniu, kiedy miałam dość po trzech kilometrach po 4:40.
Ogólnie to chyba nie rozegrałam jakoś rewelacyjnie taktycznie tego biegu (patrz międzyczasy). :ble: Jeszcze pierwsza połowa przyzwoicie, ale siódmy i ósmy kilometr to straszne pełzanie, gdyby nie ono to na pewno wynik mógłby być jeszcze lepszy. Poderwałam się na dziewiątym, a ostatni świadczy o tym, że jednak chyba niezbyt dobrze rozłożyłam siły i że miałam cholerną motywację, żeby zmieścić się w tych 46 minutach. :hej: Finisz był zdecydowanie najbardziej dramatyczny, wiedziałam, że jestem na styk z czasem. Patrzyłam na zegarek co 100m praktycznie, właściwie raczej myślałam, że będzie te 10s więcej. Ostatnie kilkaset metrów to było jakieś kosmiczne tempo, jak tak teraz patrzę, to ostatnie 400m poszło w okolicach 4:00/km. Nie wiem, jak ja to zrobiłam.
Nawet dzisiaj robiąc niezły wynik mogę spokojnie napisać, że nie umiem biegać dychy, nie jest to mój dystans i w zasadzie powinnam była to pobiec lepiej.

Na Garminie miałam równo 46 minut, czas organizatora to 45:59. Głupia rzecz w sumie, a cieszy. Generalnie jestem zadowolona i uważam ten start za bardzo fajne zakończenie sezonu. :)

Międzyczasy z Garmina:

1km - 4:39
2km - 4:29
3km - 4:44 (wiadukt)
4km - 4:35
5km - 4:32
6km - 4:39
7km - 4:43
8km - 4:43 (wiadukt)
9km - 4:29
10km - 4:11 (!!!)
+ 50m - 10s - 3:19/km

Tu udaję, że się rozciągam:

Obrazek

************

Wygląda na to, że na ten rok to by było na tyle i czas zapaść w sen zimowy. Jestem już zmęczona szybkim bieganiem - na razie, przypuszczam, że po paru tygodniach biegania zacznie mi jeszcze interwałów brakować. Ale póki co przerwa. Wrócę tu jeszcze w wolnej chwili napisać jakieś podsumowanie sezonu. Na razie w dwóch słowach: dobrze było.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

No to, tego, można by co nieco podsumować. Sporo się tych startów nazbierało. Być może trochę za dużo.

Pierwsza połowa roku była – co tu dużo mówić – nieudana. Uparłam się na ten maraton, co jednak było chyba błędem. Heh, musiałam zaliczyć trzy maratony, by w końcu dojść do wniosku, że może jednak, jeśli chcę notować postęp, lepiej pobiegać coś krótszego.
Nabiegałam sporo kilometrów, często >70km/tydzień – dużo jak na mnie – nic z tego nie wynikło, bo półmaraton poprawiłam o biedne 50s, maraton przebiegłam średnio w tempie BS-a, a dycha stała w miejscu. Dodatkowo regularnie męczyło mnie kolano. Dlatego też na przełomie kwietnia i maja biegałam bardzo mało i wolno, po to, by okres roztrenowania skończyć startem w Maratonie Lubelskim, który z kolei pokazał mi, że da się pobiec ten dystans i nie cierpieć. Wyniki przedstawiały się tak:

19.01 – XXXI Bieg Chomiczówki (15km) – 1:17:51 – w sumie taki bieg na rozpoznanie, wynik średni, zbyt wolny początek,
marzec – Parkrun – 5km – 23:44 – pamiętam, jak wtedy stwierdziłam, że nie potrafię biegać szybciej, niż po 4:50...
30.03 – IX Półmaraton Warszawski – 1:49:29 – niby życiówka, niby 1:50 złamane, ale niedosyt był, liczyłam na coś rzędu 1:47,
08.04 – II Orlen Warsaw Marathon – 04:08:20 – główny start sezonu nieudany, od 25km zmagałam się z bolącym kolanem, ogólnie nie było zbyt dobrze,
27.04 – III Bieg Sto-nogi (10km) – 48:46 – totalna porażka, odcięło mi siły po 3km, przez większość dystansu ledwo toczyłam się po 5 min/km,
11.05 – II Maraton Lubelski – 4:20:33 – zdecydowanie jest to maraton, który wspominam najlepiej.

Potem zmieniłam koncepcję treningu. Obniżyłam kilometraż, nie wychodząc raczej powyżej 60km/tydzień. Dorzuciłam sporo akcentów, w tym wytrzymałość tempową w postaci długich interwałów, które stały się chyba najbardziej popychającym mnie do przodu treningiem.
Na przełamanie nie musiałam długo czekać – przyszło w połowie czerwca, kiedy to na urodziny zrobiłam sobie życiówkę na 5km. W czerwcu wystartowałam również w półmaratonie w Lublinie, gdzie w upale zaliczyłam pierwsze w życiu pudło w kategorii wiekowej. Po drodze przebiegnięty w upale i duchocie Bieg Powstania Warszawskiego zachwiał mi lekko pewnością siebie, na szczęście nie na długo, bo miesiąc później na warszawskiej Pradze policzyłam się z półmaratonem, zaliczając go tempem dobrze poniżej 5 min/km, co jeszcze pół roku wcześniej wydawało mi się nierealne. We wrześniu z kolei udało mi się ruszyć dychę – życiówka miała wówczas już ponad 10 miesięcy! 5km chciałam jeszcze poprawić pod koniec września, ale bieg zepsułam sobie sama i nic z tego nie wyszło. Bardzo podoba mi się postęp na Parkrunie. Od 23:44 na wiosnę, po 21:56 na jesień. Na koniec postawiłam kropkę nad „i”, w końcu robiąc wynik na dychę nieco bardziej przystający do pozostałych dystansów.

07.06 – II Lubelski Półmaraton Solidarności – 1:52:49 – upał, górki i pudło,
14.06 – VIII Bieg Ursynowa (5km) – 22:10,
26.07 – XXIV Bieg Powstania Warszawskiego (10km) – 50:59 – upał, duża wilgotność i rezygnacja w połowie dystansu – kolejna nieudana dycha!
31.08 – BMW Półmaraton Praski – 1:43:45
21.09 – I Dycha do Maratonu – 47:21
28.09 – Bieg na Piątkę – 22:15
04.10 – Parkrun (5km) – 21:56
11.11 – XXVI Bieg Niepodległości (10km) – 45:59


Mogłabym napisać, że w czasie przerwy będę zastanawiać się nad kolejnym celem. Ale to nie byłaby prawda, znam ten cel już od 31 sieprnia. Zgodnie z tym, co pisałam na początku, do maratonu trenować nie będę (co nie znaczy, że na ten przykład nie pobiegnę go w Lublinie). Zostanę przy moim ulubionym dystansie.
Na wiosnę chciałabym zrobić setkę. Nie, nie 100km – 100minut. ;) W połówce, rzecz jasna. Znowu – wizja 1:3X:XX, czyli <4:45/km na tym dystansie mnie trochę przeraża, ale nie byłby to w końcu pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Trzy tygodnie po półmaratonie z kolei planuję jeszcze raz zaatakować 10km nad lubelskim zalewem i w pierwszej połowie roku ostatecznie połamać 45 minut.
Prawdopodobnie po części oprę się na Danielsie, choć nie wiem jeszcze w jakim stopniu. A póki co przede mną tydzień lub dwa przerwy od biegania.

Zaczęłam biegać dwa lata temu, w pierwszym starcie robiąc coś około 55:30 na dychę. Od tamtej pory to tempo stało się moim tempem BS-a, a samą życiówkę poprawiłam o prawie dziesięć minut. Przyszło mi wczoraj do głowy, że kolejnych dziesięciu nie zbiję prawdopodobnie nigdy.

Ale pięć jest jeszcze do urwania, sądzę.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

22.11 - 8km - 5:52 min/km
23.11 - 11,3km - 5:56 min/km

Po dziesięciu dniach przerwy powoli wracam. Dosłownie powoli. Czuję, że mam za sobą roztrenowanie - oddech nie nadąża za nogami. Dodatkowo łapie mnie mnie jakieś przeziębienie, które dodaje mi kolejne sekundy na kilometrze i w rezultacie czuję się jeszcze bardziej ślimaczo. Ale wiem, że to normalna kolej rzeczy, więc zostawiam dumę w domu i szuram jak wychodzi, starając się nie pamiętać o Be-eS-ach po 5:30. ;) Cierpliwość cnotą biegacza itp. itd.

Niby tylko 10 dni, a organizm mi się całkiem rozjechał. :ble: prawie w ogóle przestałam być głodna. Nie biegając mogłabym chyba żyć na dwóch posiłkach dziennie, podczas gdy normalnie zjadam standardowo 4-5. Waga tydzień temu - 58kg. W tym tygodniu nie miałam możliwości zważenia się - może to i dobrze. ;) ech, ja może jednak spróbuję na sam start zjechać do tych 55 chociaż. :lalala: Ogólnie czuję się dość ociężała. Pewnie trochę też w tym mojej winy, że nie zapewniłam sobie wystarczająco dużo innej aktywności fizycznej w międzyczasie (godzina basenu w tym 800m pływania, a reszta to jakieś popierdółki w stylu spacerów).

Plany startowe wyklarowały się mniej więcej tak... a, co tam, obrazek dokleję:
Obrazek

18.01 - Bieg Chomiczówki 15km - to taka część sezonu, ze nie ma co się spodziewać fajerwerków, ale... zawsze to jakiś pierwszy test, no i fajny bieg przede wszystkim.
marzec - jakaś atestowana dycha. To będzie dobry moment, żeby na kilka tygodni przed półmaratonem sprawdzić, czy trening faktycznie coś daje. W tym roku w okolicach 1.03 był jakiś bieg ku pamięci żołnierzy wyklętych - nadawałby się idealnie.
29.03 - X Półmaraton Warszawski - czyli start docelowy
19.04 - Czwarta dycha do maratonu - czyli druga szansa na dychę
10.05 - III Maraton Lubelski - bo skoro brałam udział w dwóch pierwszych, to głupio odpuścić. ;) ale nie będzie zarzynania się.

Do głównego startu mam 18 tygodni. Daniels w takim wypadku proponuje po cztery tygodnie fazy I, II i IV oraz sześć tygodni fazy III. Wobec tego póki co przede mną miesiąc szurania bez szczególnych obciążeń. Nie będzie działo się zbyt wiele, więc jeśli nie wpadną mi do głowy jakieś okołobiegowe przemyślenia, to możliwe, że częstotliwość wpisów się zmniejszy.
Oj, podoba mi się takie podejście - konkretny cel, konkretny plan. Liczby, tabele, wykresy, a to wszystko jeszcze na podłożu fizjologii. Robienie z biegania nauki ścisłej - jestem na tak.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

W poprzedni weekend zaczęło boleć mnie gardło, żeby we wtorkowy wieczór zamienić się w pełnowymiarowe przeziębienie. W czwartek było nieco lepiej, od wczoraj jest już całkiem dobrze. Ech, wszystko przez to wcześniejsze nie bieganie, na pewno! ;)

25.11 - 8,2km - 6:00 min/km - start około 17, trochę dziwna pora jak na mnie i odbiło się to na samopoczuciu. Do tego obiad zjedzony niewiele ponad pół godziny przed treningiem - za późno, plus wspomniane przeziębienie no i skończyło się na tym, że ledwo się toczyłam. Na dodatek wkurzała mnie zbyt duża ilość ludzi na ulicach o tej porze (do najbliższego lasu 10km, sorry). W pracy wszędzie dookoła otaczają mnie ludzie i biegam m.in. po to, żeby odpocząć od tego uczucia i pobyć trochę sama ze sobą. Poranki zdecydowanie lepiej nadają się do tego celu.

27.11 - 9km - 5:46 min/km - lepiej. W sensie samopoczucia, dużo przyjemniej i lżej.

29.11 - 9km - 5:45 min/km - w sumie bez historii, poza tym, że mróz trochę złapał (-5 st) i uda mi przemarzły.

30.11 - 14km - 5:44 min/km - też mróz, ale mniej wiało, w sumie całkiem miło było. Złapałam przyjemne, równe tempo, wszystkie kilometry zamykały się w przedziale 5:40-5:50. Dobrze mi się tak biega, w sumie cieszę się, że jednak to tempo BS-u nie jest takie słabe, jak się obawiałam, a te kilka dni biegania bliżej 6:00 było najwyraźniej jednak efektem infekcji i braku rozruszania. Zwracam na to sporą uwagę, bo z tego, w jakim tempie mi wychodzą BS-y mogę co nieco wnioskować ogólnie o formie. Parę razy okazało się to być niezłym prognostykiem (Bieg Ursynowa, BN - na plus, Bieg Powstania Warszawskiego - na minus). Ważne tylko żeby nie biec na siłę szybciej, najlepiej nie zerkać na zegarek i dopiero potem sprawdzić co z tego wyszło.

Wspominałam o Danielsie, to wypadałoby podać też konkretne liczby - 10km w 46 minut odpowiada niemal dokładnie 5km w 22:10 i przypisuje mi Vdot równe 44. Dziesięciodniowa przerwa obniża je zaś do 43,3 czyli różnica nie jest duża. Przedział tempa BS dla Vdot 44 to 5:30-6:10, dla 43 jest o pięć sekund na kilometrze wolniejszy, więc zważywszy na to, że trzymam się z dala od skrajnych wartości - wszystko jest póki co jak być powinno.
Zgodnie z tym, co zapowiadałam, wzięłam się też trochę za ogólnorozwojówkę. Podstawową taką, w postaci brzuchów, pompek, przysiadów itp. Nawet niewielka ilość ćwiczeń powinna mi pomóc, bo ogólnie jest z tym u mnie tragicznie - parę razy zauważyłam, że biorąc się za cokolwiek innego niż bieganie bardzo szybko dostaję "zakwasów". Będę o tym wspominać w podsumowaniach na blogu - mimo, że ilości będą niewielkie - to może mnie zmotywuje, bo tej części strasznie nie lubię i zawsze byłam z nią na bakier.
Podsumowując:

Obrazek

Tydzień pierwszy
Faza I (1. tydzień fazy)

Dystans: ok. 40km w czterech treningach
Ogólnorozwojówka: 2x20min
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

Za mną kolejny tydzień klepania. Jak się zaczepiłam tempie ~5:45 min/km, to na nim zostałam.

02.12 - 11,8km - 5:44 min/km
04.12 - 11,9km - 5:43 mim/km - tutaj zrobiłam jeszcze parę dwudziestosekundowych przebieżek. Wchodziły w granicach 4:00 min/km, więc mega wolno (w tym sezonie biegałam setki po 20-22s, czyli 3:20-30 min/km). Ale ani mnie to nie dziwi, ale nie martwi. Taki moment sezonu.
06.12 - 16km - 5:47 min/km - Przymusowy kros miejski, czyli bieganie po trawie wzdłuż chodników. Nie, żebym miała coś przeciwko bieganiu po chodnikach, ale tego dnia bardziej przydałyby się na nich łyżwy. Wybieganie przeniesione na sobotę, bo tegoż dnia odwiedziły mnie przyjaciółki z liceum, czyli z Lublina. Nocowanie sześciu dodatkowych osób w mieszkaniu 35m^2 wymaga pewnej ekwilibrystyki. ;) trudno mi było więc przewidzieć, jak będzie z czasem w niedzielę...
07.12 - 10,5km - 5:45 min/km - ... ale było go jednak sporo. znowu z przebieżkami, tym razem weszły ciut szybciej, ok. 3:50 min/km. Przyjemnie.

Z roku na rok ubieram się na bieganie coraz lżej. Dwa lata temu, gdy zaczynałam, nie wyobrażałam sobie w tej temperaturze biegania bez kurtki i czapki. Dziś biegałam natomiast w koszulce z krótkim rękawem, bluzie z Lidla i opasce. Kurtki nie wkładam, jeśli nie ma grubszego mrozu bądź wiatru (ostatnio jak było -6 i wiatr to wkładałam). Tylko uda mi ciągle marzną, więc bez ocieplanych spodni ni hu hu. Swoją drogą, trzeci sezon biegam w tych zimowych spodniach Kalenji za 80zł i chyba są niezniszczalne, bo po tylu praniach nadal nie widzę na nich śladu zużycia. Chciałam nawet wrzucić link, o jaki model chodzi, ale chyba identycznego już nie ma w sprzedaży.

Siedząc teraz i pisząc, czuję nieco nogi. Podejrzewam, że to sprawa przysiadów i innych cudów, które znowu udało mi się wyczyniać w tym tygodniu dwukrotnie. Bo nie podejrzewam o to kilometrażu w tej wielkości, co by nie mówić. Ponad to, od zeszłego tygodnia dwa razy w tygodniu chodzę na lekcje tańca. O ile z krokami nie mam dużych problemów, o tyle poruszam się z gracją kombajnu bez wspomagania, więc, no cóż, mistrzem w tej materii raczej nigdy nie będę. :ble: Niemniej jak zaczęliśmy rock and rolla to nawet udało mi się zmęczyć. Dorzucając do tego fakt, że instruktorka pilnowała, by kolano szło mocno w górę można to zaliczyć jako przyzwoitą jednostkę treningową. ;)

Obrazek

Setka w połówce - tydzień drugi
Faza I (2. tydzień fazy)
Dystans: ok. 50km w czterech treningach
Ogólnorozwojówka: 2x25min

Obrazek
Na spokojnie bieganie.

Passenger - 27, do dwudziestu siedmiu mi jeszcze trochę brakuje, ale...
Passenger - Scare Away the Dark
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

Nudy ciąg dalszy. No dobra, nie jest aż tak źle jak się spodziewałam, nawet fajnie mi się tak bez ciśnienia, rekreacyjnie biega. Jeszcze tydzień wytrzymam.

08.12 - 10,4km - 5:50 min/km - trzeci dzień z rzędu, wykorzystałam wolne przedpołudnie, żeby pobiegać za dnia. Niemniej, czułam, że to już trzeci dzień, bo nogi tak ładnie nie niosły.

10.12 - 11km - 5:47 min/km - BS + przebieżki. Po dniu przerwy było sporo lepiej, ale wieczorem dorzuciłam sobie porcję ćwiczeń...

11.12 - 10,4km - 5:49 min/km - ... więc kolejnego dnia znów było ciężkawo. ;)

13.12 - 18km - 5:42 min/km - dzień konia. Musiałam się hamować, żeby nie lecieć za szybko, a i tak przedobrzyłam na paru kilometrach. Zrobiłam te 18km (1:42h), wbiegłam po schodach na szóste piętro, poćwiczyłam, a i tak nie czułam się specjalnie zmęczona. Bardoz przyjemny trening. Orkanu na Ochocie i Mokotowie nie zauważyłam. ;)

14.12 - 11km - 5:46 min/km - nieco ponad godzinka w deszczu, osiem przebieżek. W sumie dobrze wyszło, że przełożyłam longa na sobotę, bo za bieganiem w deszczu nie przepadam, a wczoraj było naprawdę fajnie.

O samych treningach trudno napisać coś więcej niż dwa zdania, więc podzielę się jeszcze rozważaniami treningowymi.

Za mną trzeci a zarazem przedostatni tydzień fazy pierwszej. Powoli zaczynam myśleć o planowaniu fazy drugiej, w której zgodnie z planem do półmaratonu dochodzą rytmy, tempo progowe oraz sporadycznie TM. Muszę zrobić cztery tygodnie z sześciu. Planuję je jednak nieco zmodyfikować według własnych preferencji. Po pierwsze – chciałabym niektóre rytmy zastąpić podbiegami. Niestety, już wiem, że będzie z tym ciężko, bo jedyny podbieg w okolicy mam w parku, do którego wolę nie wbiegać jak jest ciemno, czyli na tygodniu praktycznie nie da rady. Mam jeszcze schody u siebie w bloku i pewnie z nich skorzystam. Mogłabym zamienić akcenty miejscami i robić progowy we wtorek, a rytmy/podbiegi w sobotę, ale wtedy weekend kumulowałby za dużo wysiłku w tygodniach, w których planowałabym pobiec jakieś tempo startowe na longu.

I tu dochodzimy do drugiej modyfikacji. W rozdziale o treningu do półmaratonu Daniels pisze „powszechna praktyka podchodzenia do pełnego maratonu po startach w półmaratonie sprawia, że należy również poważnie traktować wszelkie biegi w TM”. Nie bardzo rozumiem po co w planie do 21,1km są biegi TM (w trzeciej fazie co dwa tygodnie), jeżeli zawodnik nie zamierza potem stratować w maratonie. Zresztą parę rozdziałów wcześniej, przy opisie temp treningowych wyraźnie jest powiedziane, że TM nie pełni funkcji innej niż przyzwyczajenie się do tempa startowego. Wobec tego uważam, że treningi TM są dla mnie zbędne i zamierzam je zastąpić tempem HM wplecionym w long (podobnie jak robiłam to w lipcu i sierpniu). W tygodniach, w których robiłabym tempo HM opuszczałabym planowy akcent progowy w drugiej części tygodnia.

Przydałaby mi się opinia kogoś znającego dobrze trening Danielsa (Krzychu, mihumor?... - o ile tu zagląda), czy dobrze myślę z tym TM. To znaczy, chciałabym uzyskać odpowiedź na pytanie czy faktycznie jest mi ono potrzebne, a jeśli tak, to do czego.

Ogólnie gdyby ktoś miał wątpliwości – należy przyjąć, że nie biegam ściśle planu Danielsa, a jedynie bazuję na części jego założeń, modyfikując niektóre elementy zgodnie z własnym przekonaniem i dotychczasowym doświadczeniem.

---------------------------------------------------

Przenosząc się na mniej techniczne tematy – czy ktoś ma może skuteczną metodę nie budzenia współtowarzysza snu podczas wstawania nad ranem? :hej:

Obrazek

Setka w połówce
- tydzień trzeci
Faza I (3. tydzień fazy)
Dystans: ok. 61km w pięciu treningach
Ogólnorozwojówka: 30min + 20min
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

Tydzień z czterema treningami, a kilometrów wyszło prawie tyle, co ostatnio.

16.12 - 14,8km - 5:46 min/km - obudziłam się za wcześnie, coś koło piątej. Nie lubię budzić się na pół godziny przed budzikiem, bo to ani już wstać, ani jeszcze zasnąć. Znaczy, można niby spać, ale wówczas obudziwszy się za te pół godziny czułabym się prawdopodobnie fatalnie. No to wstałam i w rezultacie wylądowałam pod blokiem 20 minut wcześniej niż zwykle, co, naturalnie, zaowocowało 20 minutami biegu więcej. Przebieżki jakieś były.

18.12 - 11km - 5:49 min/km - ciężkawo. W dodatku tego dnia okazało się, że jak się ćwiczy źle, to naprawdę można sobie krzywdę zrobić - udało mi się. :hej: na szczęście niegroźnie. Konkretnie, od wtorku pobolewały mnie mięśnie w okolicach kolana lewej nogi (wiem, że to dziwnie brzmi). Po dokładniejszych oględzinach przez mojego prywatnego masażystę wyszło, że jakoś sobie czwórkę naciągnęłam, w okolicy przyczepu do kolana tak bardziej od zewnątrz. Biegać mogę, ale przysiady stanowczo odpadają. Dzisiaj niby już jest ok, ale wolę dmuchać na zimne.

20.12 - 11km - 5:39 min/km - przyjechałam do Lublina na tydzień świąteczny. Biegło się miło. Potem 20 minut ćwiczeń tylko na górne partie ciała.

21.12 - 21km - 1:57h - Zalew. Taki dłuższy bieg na zakończenie pierwszej fazy. Oczywiście jak sobie człowiek zaplanuje długie wybieganie, to pogoda się spieprzy ;) Co prawda nie lało cały czas, ale wiatr łeb urywał, a po drodze w pewnym momencie złapał mnie nawet grad. Mimo to biegło mi się dobrze - ostatnio jakoś tak się dzieje, że najwięcej energii mam na weekendowych wybieganiach, a jak zaczynam drugą godzinę biegu to już w ogóle dostaję kopa. Jak piknął trzynasty kilometr, przyspieszyłam lekko, chcąc trzymać się w widełkach drugiego zakresu/TM (trochę za radą Krzycha - dzięki). Udało się:

14km - 5:02 min
15km - 5:04 min - pod wiatr
16km - 4:56 min - z górki
17km - 4:59 min

Przyznam, że wolałam zrobić takie coś niż standardowe przebieżki, bo obawiałam się trochę, że po miesiącu zamulania ciężko mi będzie utrzymać głupie 5 min/km, nie mówiąc o życzeniowym tempie HM. :lalala: na szczęście było nieźle, to tempo było raczej przyjemnym pobudzeniem niż zajezdnią. Ale jeszcze trochę czasu minie, zanim przebiegnę w tym tempie maraton - może w 2016 skuszę się na atak na 3:30. :hahaha:
Ogólnie odnoszę wrażenie, że wytrzymałość mi ładnie poszła w górę, forma trochę wzrosła, więc jest baza, żeby obecną świeżość w nogach nieco zbić wprowadzając akcenty. ;) A pierwszy z nich już we wtorek.

Zapisałam się na Bieg Chomiczówki na 15km. Wyszło jakbym czatowała na początek zapisów, bo o tym, że są, przypomniałam sobie w sobotę przy śniadaniu, a że była wtedy jakaś 8:15 (czyli 15 minut po rozpoczęciu zapisów), no to od razu to odfajkowałam. :ble:

Zbieram się zaraz jeszcze na basen i saunę, więc zapowiada się "pro" regeneracja. ;)


Obrazek

Setka w połówce - tydzień czwarty
Faza I (4. tydzień fazy)
Dystans: ok. 58km w czterech treningach
Ogólnorozwojówka: 25min + 20min

Faza I zakończona. Trwała cztery tygodnie + 2 dni pierwszego weekendu po przerwie, czyli w sumie 30 dni. Dystans - ok. 230km w samych BS-ach z przebieżkami od czasu do czasu. Od przyszłego tygodnia będzie ciekawiej i może zacznę znowu pisać częściej. :)
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

Tydzień świąteczny. Nigdy nie było u mnie tradycji ogromnych imprez świątecznych połączonych z chlaniem i obżarstwem, automatycznie też mniej czasu poświęca się na przygotowania. Co za tym idzie, w tym tygodniu, mam więcej czasu na trening - na pewno wejdzie 5 jednostek - i regenerację. W sumie 9 dni wolnego pod rząd, czas na robienie tego, co lubię oraz zmiana otoczenia (Lublin) – takie małe wakacje. :)

Trochę dobrego jedzenia jednak wpadnie. I tak, w tygodniu zajadam się domowej roboty wędzonym boczkiem, szynką i kiełbasą oraz równie domowym pasztetem z kilku rodzajów mięs. Żeby była równowaga, nie przepadam za słodyczami (właściwie w ogóle za słodkimi potrawami), więc odpadają ciasta, cukierki w dużych ilościach itp. W weekend się zważę – ciekawe, jak na moją wagę wpłynął ten miesiąc BS-ów oraz tydzień na diecie mięsnej.

Koniec rzucania mięsem. ;) Przejdźmy do konkretów.

23.12 - 9km - 2,8km rozgrzewki, a potem rytmy. 3x(200m+200m+400m) na długich przerwach (różnych, ogólnie do wypoczynku, częściowo w marszu). Zgodnie z tabelami, moje tempo R wynosi równo 4 min/km, co przekłada się na 200m w 48s i 400m w 1:36min. Z grubsza wyszło jak trzeba, choć pod wiatr momentami ciężko było utrzymać tempo. Ogólnie nie był to najlepszy dzień na pierwszy trening szybkościowy. Prawdopodobnie nie najlepszy na bieganie w ogóle. :P
Odległości nierówne co do metra, bo lapowane ręcznie:

Obrazek


24.12 - 11km - 1:02h - 5:38 min/km - Rozbieganie + przebieżki. Przestało wiać trochę i od razu inne bieganie.

Wesołych Świąt wszystkim i nie przytyjcie za dużo. ;)
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

26.12 - 10,6km - bieg progowy.

Znowu wybrałam sobie kiepski dzień i porę na akcent, bo po pierwsze, jak rano wstałam to okazało się, że spadło trochę śniegu, a po drugie wyszłam akurat w porze najgrubszego opadu. Na szczęście nie było mrozu, więc się nie ślizgałam, a warstwa śniegu była na tyle cienka, że mocno nie przeszkadzała. Choć na pewno wolałabym biegać po czystym chodniku i bez zawiewającej kurzawy.

Rozgrzewka: 2,5km po 5:37min/km
Interwały progowe, założenie: 3x1,6km po 4:43 min/km, przerwa 1min
Ustawiłam autolapa na 800m, więc każde powtórzenie podzielone jest na dwa odcinki.

Wykonanie:

0,8km – 3:45min – 4:41 min/km
0,8km – 3:46min – 4:46 min/km
przerwa 1 min marszu, ok. 100m
0,8km – 3:40min – 4:35 min/km
0,8km – 3:46min – 4:43 min/km
przerwa 1 min marszu, ok. 100m
0,8km – 3:45 – 4:41 min/km
0,8km – 3:47 – 4:44 min/km

Potem 2min przerwy i rytmy 3x200m po 48s (+/-1s), na koniec 1,9km schłodzenia po 5:47 min/km.

Odczucia: najpierw wytłumaczę się ze zbyt szybkiej pierwszej połowy drugiego powtórzenia – coś mi się pokiełbasiło z czasem, myślałam, że biegnę za wolno i niepotrzebnie docisnęłam na końcu. Poza tym cieszę się, że wyszło równo raczej. Trudno mi ocenić intensywność, bo co by nie mówić, ten śnieg miał na pewno spory wpływ. Musiałam trochę dociskać, ale oddech o ile dobrze pamiętam przez większość czasu 2 na 2. Podoba mi się ta minutowa przerwa – chyba bardziej dla głowy, niż dla ciała.

27.12 - 17,6km - 1:40h - 5:42 min/km - czyli wybieganko. Niskie temperatury jakoś tym razem ominęły Lublin, bo nie było zimniej niż -5, więc przyzwoicie.

28.12 - 10,3km - 1h - 5:50 min/km - godzinny wolniutki BS na lekkiego kaca :ble: zamarznięte grudy śniegu i lodu na chodniku tworzą wrażenie biegania po kamieniach z torów kolejowych. Stopy bolą. No i ślisko. Zło.

Obrazek
Setka w połówce - tydzień piąty
Faza II (1. tydzień fazy)
Dystans: ok. 59km w pięciu treningach
Ogólnorozwojówka: 20min + 25min

Ach, jaka piękna zima!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

Wróciłam do Warszawy. Jak zwykle zdecydowanie mniej tu śniegu, a chodniki generalnie lepiej odśnieżone. Na mojej stałej porannej trasie miejscami zalegało jednak nieco lodu, co momentami wymuszało zwalnianie. Ale po kolei.

30.12 – 9,2km – rytmy + schody

3km rozgrzewki coś około 5:50 min/km, a potem dwusetki 2x(6x200m), krótka przerwa 200m, długa 400m. Powtórzenie rzecz jasna znowu w założeniu 48s. Jak wspominałam, momentami nawierzchnia zwalniała moje zapędy, ale ogółem nie było źle. Nie będę już wklejać międzyczasów, bo w takich warunkach tym bardziej niewiele one mówią, ale dużych odchyleń nie było.

Niby odczuwalna temperatura powinna wynosić wówczas około minus miliard stopni, ale nie czułam, by było jakoś szczególnie zimniej niż w weekend. Nawet trochę za ciepło się ubrałam.
A, no i jakiś czas temu obiecałam dorzucenie siły, nie? Z braku laku, tzn. pagórków wyszły schody w postaci 8x3 pięter. Pod górę jakieś 20-25s, całość niecałe dziesięć minut, więc naprawdę niewiele, a w nogi weszło ładnie. Ech, dobrze byłoby to wprowadzić na stałe pewnie, ale ja w pomieszczeniu się duszę, nie lubię tego równie mocno, co klasycznej ogólnorozwojówki.

Dobry tren – przy tempie 4:00/km na dłuższą metę wysiadają mi nogi. W sumie wyszło 2,4km w tym tempie, na ostatnich powtórzeniach od połowy dystansu już trochę walczyłam ze słabnącymi mięśniami. Cały dzień potem lekko czułam łydki. A jak boli, znaczy jest nowy bodziec, znaczy dobrze.

01.01 - 16,2km - średnio 5:23 min/km - wybieganie z pół-akcentem. Bardzo dobrze mi się dzisiaj biegło, co było dość dziwne, zważywszy na niedospanie i tym podobne skutki wczorajszej imprezy. Ale kilometry wychodziły po 5:30 mniej więcej, nogi niosły, więc po zaliczeniu dziesiątego kilometra, przyspieszyłam na pięć kolejnych do ~5 min/km (5:00, 5:02, 4:55, 5:01, 4:57).. Na koniec kilometr truchtanka i do domu na herbatę. Może to ta poprawa pogody, czy coś? Nie czuję się zmęczona po treningu, muszę się tylko wyspać.

Obrazek

Parę słów, bo grubsze podsumowanie pisałam na koniec sezonu. Drugi pełny biegowy rok za mną. Ogółem przebiegłam 2561km, duża część tego przypada na pierwsze miesiące i przygotowania do maratonu. Za dużo trochę, zresztą wówczas negatywnie to się na mnie odbiło. Wydaje mi się, że sporo się nauczyłam podczas minionego roku - zarówno jeśli chodzi o teorię treningu, jak i wyczucie własnego organizmu i tego, co na niego działa. Ale o tym, czy faktycznie tak jest, przekonamy się na wiosnę.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
Awatar użytkownika
neevle
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1229
Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
Życiówka na 10k: 42:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lublin/Warszawa

Nieprzeczytany post

03.01 - 16,1km w sumie.

Pojechałam na Parkrun. Z założenia chciałam skorzystać z przyzwoitych warunków pogodowych i zrobić test teraz, w razie gdyby za dwa tygodnie na Chomiczówce rzucało z nieba kamieniami, czy coś. Po drodze stwierdziłam, że jestem zbyt śpiąca i ogólnie jakoś nie teges, żeby się ścigać, więc zrobiłam z tego normalny trening. Nie miałam jakoś motywacji do walki. Posunięcie z jechaniem tam było więc bez sensu, bo tylko straciłam czas na dojazd, no i wstać trzeba było wcześniej. Koniec końców wyszło 2,3km rozgrzewki, część właściwa ~5km ze średnią 4:43 min/km, 2km rozbiegania. Długi czas biegłam pierwsza, na czwartym kilometrze śmignęła mnie jakaś dziewczyna i pierwszy raz mi się zdarzyło, że totalnie nie chciało mi się podejmować walki. Działam widać sinusoidalnie i dni pełne energii przeplatają się z kiepskimi. Po powrocie dokręciłam jeszcze niecałe 7km (5:43/km) po okolicy, a w domu zaserwowałam dawkę ćwiczeń. Bardzo mi się ten trening rozwlókł w czasie, ale sobota, to można. Ech, widać że styczeń to nie pora na zawody. ;)

04.01 - 9,8km - rozbieganie 5:41 min/km + przebieżki

Spałam 9,5h, strasznie długo jak na mnie. Wieje. Po za tym bez historii.

Obrazek
Setka w połówce - tydzień szósty
Faza II (2. tydzień fazy)
Dystans: ok. 51km w czterech treningach
Ogólnorozwojówka: 30min + 25min
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
ODPOWIEDZ