3 stycznia 2013 Redakcja Bieganie.pl Sport

Czego nie wiecie o Mo Farahu


Zdobyć dwa złote medale IO, stać się ojcem bliźniaczek, wygrać 250 tysięcy funtów w telewizyjnym show, zwyciężyć w plebiscycie na najlepszego sportowca w Europie i to wszystko osiągnąć w jednym roku? Dla Mo Faraha nie ma już rzeczy niemożliwych. Nawet, jeśli miałby nastąpić koniec świata, słynny Brytyjczyk może czuć się spełnionym człowiekiem i sportowcem. 
Rok 2012 z pewnością należał do niego. Ten przesympatyczny, pochodzący z Somalii, biegacz, po IO w Londynie stał się jedną z największych gwiazd lekkiej atletyki, ikoną nie tylko dla Brytyjczyków. 

Farah potrafi wspaniale cieszyć się z wygranej. Jego największy wybuch radości, a zrazem niedowierzania i wzruszenia, miał miejsce podczas olimpijskiego finału na 10000 m. Dzięki doskonałej taktyce i niesamowitemu finiszowi, Mo spełnił największe marzenie każdego lekkoatlety – zdobył złoty medal olimpijski. Szczęście było tym większe, bo jako drugi linię mety minął Galen Rupp, przyjaciel Faraha ze stajni treningowej Alberto Salazara. 

Obaj do Igrzysk przygotowywali się we francuskim Font Romeu.

Równo na 12 dni przed finałem na 10000 m, Mo Farah, Galen Rupp wraz z Dathanem Ritzenheinem wykonywali pod czujnym okiem Alberto Salazara trening tempowy – 400-metrówki z narastającą prędkością. Jak się później okazało – był to idealny trening pod medalowy bieg Faraha i Ruppa, z najszybszym ostatnim okrążeniem – 53 sekundy. Mieliśmy okazję podglądać ich na przedolimpijskich treningach, co można zobaczyć na poniższym filmiku autorstwa Aleksandry Szmigiel:

Alberto Salazar, trener Oregon Project, wspieranego przez Nike, bardzo czujnie i aktywnie uczestniczył w treningu. Na bieżąco krzyczał czasy poszczególnych odcinków, wydawał polecenia, np. zalecając zmieniać zawodnikom buty w zależności od pokonywanych odcinków – od butów półstartowych Nike Elitte, do starówek i na końcu kolców lekkoatletycznych Nike Zoom Matumbo. Po treningu dał się namówić nawet na rozmowę – LINK.

Jak się okazuje, Mo Farah to nie tylko świetny sportowiec, ale także po prostu fajny gość. Nie gwiazdorzy, ma duże poczucie humoru i, jak wspomina jego pierwszy nauczyciel wf oraz drużba na ślubie – Alan Watkinson, Mo potrafi być szalony. Na łamach lekkoatletycznego pisma SPIKES mówił:

-Kiedyś Mo, zupełnie nagi skoczył z londyńskiego mostu Kingston Bridge. Wszyscy znają tę historię. – śmieje się Watkinson. –Kiedyś zaskoczył mnie, bo zgłosił się w szkole na kolędownika. On, chłopak, pochodzący z muzułmańskiego kraju, a świętujący Boże Narodzenie? Niestety Mo w końcu nie zaśpiewał – dostał napadu śmiechu, gdy przyszła jego kolej na kolędę. 

Watkinson jest starszy od Mo, ma 48 lat, mimo to łączy ich podobne poczucie humoru i dobrze się dogadują. To, że Farah wybrał go na swojego świadka w czasie ślubu, potraktował jako małe podziękowanie za lata wsparcia. Po sukcesie w Londynie coraz więcej ludzi dopytuje się go, czy jako młody chłopak Mo objawiał swój biegowy talent i czy kiedykolwiek myślał, że jego kumpel zostanie podwójnym mistrzem olimpijskim. –Teraz, gdy sobie to uświadamiam, na myśl przychodzi mi jedno słowo – to niewiarygodne! Nie ulega wątpliwości, że Mo zawsze miał talent do biegania, ale przyznam szczerze, że nie pamiętam, czy wygrał swój pierwszy bieg. On też nie wierzył w siebie na 100%. Gdy biegł, wystarczało mu, że biegnie w grupie i nie przejmował inicjatywy. Gdy następował decydujący moment na atak – rywale mu uciekali i zanim zdążył zareagować, było już po biegu.

Mimo że Mo nie za często bywa w domu, udaje się im spotkać od czasu do czasu i razem pobiegać. Sukcesy nie zmieniły Faraha. 

-Ostatnio biegaliśmy w Bushy Park. Mo rozśmieszał mnie do łez, gdy udawał odgłosy dzikiej zwierzyny – śmieje się Alan. –Mo jako młody chłopak dużo przeszedł i zawsze twardo stąpał po ziemi. Nigdy nie przykładał zbyt dużej uwagi na sławę. Wszystkie sukcesy przyjmuje dość na spokojnie i nie buja w obłokach.

Chris Thompson, przyjaciel i kolega z reprezentacji, także kojarzy Faraha z dużym poczuciem humoru. 

-Pamiętam jedną z wypraw na zawody, było to w 1997 roku, jechaliśmy do Chepstow na Mistrzostwa Szkół w Wielkiej Brytanii. Byłem w grupie starszej od Mo. On wraz z innym zawodnikiem Lee McCashem znaleźli stary ciągnik, który już dawno był unieruchomiony. Jakimś cudem udało im się go odpalić. Pamiętam jak jeździli nim przy zachodzie słońca….

-Przywołuję też z pamięci trening, kiedy byliśmy znacznie młodsi, a Mo miał blond pasemka… Któregoś razu wielkie auto zastawiło nam naszą biegową trasę, co utrudniało nam trening. Mo jak gdyby nigdy nic, po prostu przebiegł po samochodzie. Potem zauważyliśmy faceta, który skarżył się naszemu trenerowi, że ktoś włączył mu alarm w samochodzie.

Thompson, wicemistrz Europy z Barcelony, zawsze doceniał talent Mo. 

-Jego sukcesy nie zaskakiwały mnie. Pamiętam, kiedy biegł pierwszy raz na 800 m. Zapytał innych zawodników, jak to się biega. Na mecie uzyskał 1:48. Zawsze miał wszystkie atuty do świetnego biegania, a teraz poskładał je w całość. Aktualnie wyraźnie widać, że Mo dominuje w kategorii seniora i wszyscy rywale boją się go na bieżni.

Okazuje się jednak, że Mo Farh przegrywa zawsze z Chrisem w jednej konkurencji:

-Mo może ze mną wygrywać, gdy biega, ale nigdy mnie nie pokona gdy gramy w FIFĘ lub na Playstation. Choćby grał Realem Madryt lub Arsenalem, zawsze ze mną przegrywa.
 

Conrad Milton, pierwszy trener podwójnego mistrza olimpijskiego, wspomina go jako bardzo ambitnego:

-Mo zawsze był bardzo pewny siebie i widział same pozytywy w swoich biegach. Pamiętam jednak, że w 1999 roku podczas Mistrzostw Świata Juniorów w Bydgoszczy, zajął szóste miejsce na 3000 m i był rozczarowany. Przyzwyczaił się do wygrywania wszystkiego, więc utkwiło mi w pamięci jak po biegu powiedział: Dlaczego wszyscy mi gratulują i mówią, że było dobrze? Przecież byłem dopiero szósty! Według mnie był to bardzo dobry występ, pierwszy na światowym poziomie, ale jego interesowała tylko wygrana. 
Farah od zawsze przejawiał indywidualne cechy i lubił robić wiele rzeczy po swojemu.
-Pamiętam jego bieg z Mistrzostw Wielkiej Brytanii w przełajach, rozgrywanych w Lincolnshire. Zaatakował wielką kałużę, a nie ominął jej jak pozostali biegacze. Zdecydował, że po prostu po niej przebiegnie, a była głęboka na około trzy stopy. Zapadł się w nią, ale podniósł się i jeszcze wygrał bieg. 

Brytyjczyk, o somalijskich korzeniach, budzi wiele pozytywnych emocji. W Font Romeu, nie raz dawał się zagadywać, uśmiechał się do zdjęć i pytał jak idzie nam trening. Dużą popularnością cieszy się także w Irlandii. Conrad Milton wspomina jeden z wyjazdów na zawody.

-Zabrałem Mo do Irlandii na święta Bożego Narodzenia w 2006 roku. Jego dotychczasowym największym osiągnięciem była wygrana mistrzostw Europy w przełajach, ale przez Irlandczyków traktowany był niczym gwiazda rocka. Poza tym wygrał bieg na 5 km w irlandzkim Finn Valley, wyrównując przy okazji rekord Wielkiej Brytanii. Cała społeczność była w nim zakochana, miał największą grupę fanów! Dla każdego znalazł czas. Straciliśmy przez to kilka nocy, ale za to nauczyliśmy się kilku irlandzkich słówek, które używamy do dziś – śmieje się Milton.

Kibice uwielbiają go za wspaniałe biegi, a także za show, które odbywa się po każdej wygranej. Mo najpierw ogląda się, kto jest za nim, następnie wbiega na metę z rozłożonymi rękoma, które potem składa u szczytu głowy w "serce". Ta „cieszynka”, zwana „Mobotem” stała się jeszcze bardziej rozpoznawalna po IO w Londynie, gdzie Mo świecił triumfy na 10 000 m i 5000 m. Potem podchwycił ją sam Usain Bolt – sprinter wszechczasów zaprzyjaźnił się z utytułowanym długodystansowcem. Panowie chętnie pozowali razem do zdjęć, wymieniając się swoimi triumfalnymi „znakami”. Mo robił „boltowską błyskawicę”, a Usain „Mobota” Faraha.

 

546538_448718218482879_21794295_n_2.jpg
Mo Farah i Usai Bolt (źródło: Fanpage Mo Faraha na Facebooku).

Na oficjalnym fanpage Mo Faraha „Mobot” stał się motywem do stworzenia specjalnego układu tanecznego i podkładu muzycznego, który w krótkich filmikach prezentują m.in fani mistrza olimpijskiego. Przy okazji, filmiki „Mobot”, wspierają założoną przez Faraha i jego żonę fundację – Mo Farah Fundation. Fundacja pomaga ogarniętym suszą i biedą krajom Afryki. 

 
Okazuje się jednak, że nie każdy ma słabość do podwójnego mistrza olimpijskiego. Mo Farah, ze względu na swoje somalijskie pochodzenie, jest zawsze przesłuchiwany przy przekraczaniu granicy USA. Na lotnisku spędza wiele godzin, tłumacząc amerykańskim urzędnikom, że nie stanowi żadnego zagrożenia dla obywateli Stanów Zjednoczonych, że trenuje pod okiem amerykańskiego trenera, jego mamą jest Somalijka, a ojciec Brytyjczykiem oraz, że w Wielkiej Brytanii mieszka od 8 roku życia. W szybszym przekraczaniu granicy nie pomagają nawet złote medale, które Farah pokazywał Amerykanom:

-Nie zrobiło to na urzędnikach żadnego wrażenia i dalej traktowali mnie tak samo. Nie zdobyłem tym ich serc – dziwił się Farah. -Niestety, co jakiś czas muszę opuszczać USA na 90 dni. To bardzo uciążliwe. Raz dostałem nawet list od władz, że właśnie wszczęto śledztwo, czy nie stwarzam żadnego terrorystycznego zagrożenia dla obywateli Stanów Zjednoczonych. To bardzo przykra sytuacja – skarżył się.

Źródło: własne, magazyn SPIKE, Przegląd Sportowy.

Możliwość komentowania została wyłączona.